autor: Wojciech Gatys
SUN: Soul of the Ultimate Nation - zapowiedź
Czy SUN odniesie sukces – szczególnie u nas? Niby koła tu nie wynaleziono, ale wygląda na to, że Webzen ma bardzo konkretną i spójną wizję tego, co chce osiągnąć. Przy czym MMORPG-ów ze wschodnimi akcentami nie ma w Europie zbyt wielu.
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
Nie wiem, jakie grzechy popełniłem w poprzednim wcieleniu, że karma zawiodła mnie aż tutaj – wygląda na to, że zostałem etatowym, redakcyjnym specem od MMORPG-ów wszelkiej maści. Nie, żebym miał coś przeciwko temu wspaniałemu gatunkowi, albo żebym narzekał (buźki buźki, kochany redaktorze naczelny), ale fakt, że co druga moja zapowiedź jest sieciowym role-playem, wydaje się być podejrzana. Czyżby UKŁAD jednak działał?
No dobrze, dość już zajmowania się własną osobą (wyszarpałem sobie jeden akapit i to pierwszy, yes, yes, yes!), przyjrzyjmy się tematowi naszego artykułu. A jest on w pewien sposób niebanalny – SUN, albo jak kto woli Soul of the Ultimate Nation – jest unikatowe przynajmniej z dwóch względów. A to w świecie MMORPG-ów zdarza się dość rzadko. Czyżby był to słoneczny (he, he) promień jutrzenki, który zwiastuje przełom? Bez przesady, ale jest nieźle.
Przede wszystkim, koreańscy spece z firmy Webzen (która stworzyła między innymi MU Online i wciąż męczy się z tajemniczym Huxley’em) reklamują swoją grę jako „pierwszy w historii MMORPG w stylu konsolowych role-playów dla pojedynczego gracza”. A więc – akcja, akcja, akcja, potem akcja, a na deser jeszcze odrobina dynamicznej akcji – przyznajmy, że tego typu gier MMORPG na rynku jest wciąż niewiele (z tym wcale to może przesada). Odetchniemy więc na chwilę od standardowych Dungeons & Dragons oraz standardowych elfów i krasnoludów. Czekają na nas za to niezwykle dynamiczne lochy i smoki oraz zalatujące mangą elfy i krasnoludy. Oraz sporo akcji.
Druga noga rewolucji albo jak kto woli – brat-prezydent uzupełniający brata-szefa partii to wysokie nakłady na oprawę całego przedsięwzięcia. Aby stworzyć lokacje, bohaterów i cały świat przedstawiony w grze, zatrudniono najlepszych koreańskich (i nie tylko) rysowników, a ścieżką dźwiękową zajmie się nie kto inny, jak Howard Shore. Nie kojarzycie? Powiem tylko, że zdobył on w swoim czasie Oscara i stworzył muzykę do trylogii Władca Pierścieni Petera Jacksona.
Co z fabułą? W końcu przecież nie może jej zabraknąć? Akcja gry toczy się na kontynencie zwanym Blandis. Imperator Schwarz (czyżby ukłon w stronę europejskich, a szczególnie niemieckich graczy?) posiada sekret przetwarzania esencji natury, zwanej eterem. Przemienia eter w mroczną energię, dzięki której może panować nad całym kontynentem i wszystkimi stworzeniami. Jak możemy się spodziewać, nie jest on dobrym, demokratycznym wujkiem w stylu Dżordża Busza, ale włada krajem silną ręką i co rusz próbuje komuś dokopać. Co więcej, przemiana eteru w energię zużywa ogromne ilości zasobów naturalnych – lasów, żyznej gleby i wszelkiego życia naturalnego, a tym samym niszczy całe Blandis. Przekaz ekologiczny? Jak najbardziej.
Oczywiście, jak wiadomo z lekcji fizyki, każda akcja powoduje reakcję, a na każdego Schwarza przypada jeden Weissman. W tym przypadku nosi on imię Ignis i jest przywódcą buntowników, którzy dość mają interwencji w Ir... eee... no ciemiężycielstwa. Ignis powołuje do życia elitarną drużynę partyzantów, zwaną Guidance i wypowiada wojnę złowrogiemu Imperium. Pytanie tylko – czy przypadkiem Imperium nie kontratakuje?
Jak można się domyśleć – gracze, którzy zapłacą Webzenowi najpierw za samą grę, a później za wykorzystanie serwerów, będą mogli sami zdecydować, po której stronie staną. Tak zwani „dobzi” sprzymierzą się oczywiście z czystym jak łza Ignisem, a Ci źli wybiorą plugawego Schwarza. W pojedynkach jeden na jednego i w ogromnych bitwach udowodnią sobie nawzajem, która filozofia jest lepsza.