autor: Łukasz Malik
Hellgate: London - przed premierą - Strona 3
Jeśli ma się do dyspozycji prowizje z hitów Blizzarda, można zdziałać cuda. No, może nie od razu cuda, ale Hellgate: London – pierwszoosobową wersję Diablo – chyba można.
Przeczytaj recenzję Hellgate: London - recenzja gry
Kto ma licencję na drukowanie pieniędzy? Blizzard. Od czasu oryginalnego Warcraft: Orcs and Humans panowie lubujący się w śnieżnych zamieciach stworzyli tyle hitów, że można by nimi obdzielić kilka niezłych zespołów producenckich. O Diablo, StarCrafcie czy World of Warcraft wspomnę tylko z kronikarskiego obowiązku – te pozycje zna każdy, a niektóre z nich – choć liczą sobie dobrych parę latek – wciąż są zagrywane do przegrzania łącz internetowych na całym świecie. Można by zaryzykować stwierdzenie, że taki StarCraft to w Korei wręcz religia (wieść o StarCrafcie II raczej przestraszyła naszych braci ze wschodu niż ucieszyła), a Diablo – choć niedocenione na początku przez niektóre media – praktycznie w pojedynkę powołało do życia podgatunek zwany dziś action-RPG.
Kto zrezygnowałby z licencji na drukowanie pieniędzy? Chyba tylko szaleniec. A jednak mocodawcy z Vivendi Universal Games w swoim czasie dokonali niemożliwego przez szalone i wkurzyli najbardziej utalentowanych pracowników Blizzarda (a konkretnie oddziału North) – Bill Roper, Dave Brevik oraz Erich i Max Schaeferowie uznali, że u aktualnych chlebodawców już nic nie osiągną i postanowili odejść.
Ale w przyrodzie nic nie ginie, a jeśli ma się do dyspozycji prowizje z hitów Blizzarda, można zdziałać cuda. No, może nie od razu cuda, ale Hellgate: London – pierwszoosobową wersję Diablo – chyba można. Panowie spotkali się więc w domu Brevika, założyli studio Flagship i postanowili osiągnąć powyższe. Pierwszoosobowe Diablo albo inaczej – dynamicznego RPG-a z mnóstwem demonów, płomieni, czaszek i diabolicznego śmiechu.
Oto mamy rok 2030, kiedy to stolicę Wielkiej Brytanii dotknął najazd stworów piekielnych i nie chodzi tu bynajmniej o polskich hydraulików (jakkolwiek by nas tam nie postrzegano – przy okazji pozdrawiam wszystkich ciężko pracujących na wygnaniu). Skądże – prawdziwie ohydne bestie z gigantycznymi zębami i ziejące ogniem demony wydostały się z tytułowej bramy piekielnej i zaczęły pustoszyć zabytkowe (i nie) ulice Londynu. Większość mieszkańców została albo zabita, albo przeszła na stronę wroga (przy okazji niesympatycznego liftingu całego ciała), a my – jako jeden z ostatnich sprawiedliwych – musimy odnaleźć źródło zła i utrzeć nosa samemu Szatanowi (który to już raz, dałbyś sobie chłopie spokój).