autor: Adam Kaczmarek
Star Wars: Battlefront II - testujemy przed premierą - Strona 2
Battlefont nie dopracował się szerokiej rzeszy fanów. Beta-test drugiej odsłony miał odpowiedzieć na zasadnicze pytanie: czy nowy Battlefront ma potencjał, aby zostać czołową strzelaniną online?
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
Tegoroczna jesień pod względem gier multiplayer’owych zapowiada się niezwykle smakowicie. Niebawem wychodzi F.E.A.R. (mój osobisty faworyt) oraz, tego samego dnia, na tymczasowy tron potyczek online wraca seria Quake – tym razem z cyferką 4. Wśród tych pewnych hitów znajdą się również pozycje trochę mniej popularne, bynajmniej nie anonimowe, z całą pewnością grywalne. Czy sequel Star Wars: Battlefront będzie jednym z nich? Pierwsza część wprowadziła pewien powiew świeżości w świat gier spod znaku Sagi. Do tamtej pory mogliśmy jedynie pomarzyć o wkroczeniu w działania wojenne znane z filmów George’a Lucasa. Z całą pewnością gra była oryginalna, wszak rzadko mamy okazję zasiąść za sterami wielkich maszyn AT-AT lub zwykłego speed-bike’a. Niestety, Battlefont nie dopracował się szerokiej rzeszy fanów. Zostali przy niej jedynie zatwardziali fani Sagi, którzy wybaczyli autorom gry kilka istotnych potknięć. Beta-test drugiej odsłony miał odpowiedzieć na zasadnicze pytanie: czy nowy Battlefront ma potencjał, aby zostać czołową strzelaniną online?
Na początek przedstawię kilka suchych faktów odnośnie wersji beta. Do naszej dyspozycji oddano 3 mapy (Utapau, Tantive IV, Space Yavin) oraz 3 tryby (CTF, Conquest, Assault). Capture The Flag jest znany wszystkim fanom gier FPP, więc szerszy jego opis wydaje mi się zbędny. Conquest polega na zajmowaniu poszczególnych punktów na mapie i utrzymaniu ich pod swoim dowództwem. Assault skupia w sobie walkę o wyznaczone cele, znajdujące się w bazie wroga. Wszystko ograniczone do rozgrywki wyłącznie sieciowej, tak więc uwag na temat AI tutaj nie uświadczycie. Całość po instalacji zajmuje około 1,7 GB, co jak na dzisiejsze standardy nie jest szokujące. Zjadłem, wypiłem i odpaliłem program. Pierwsze wrażenie – tragedia. Menu odstraszyło mnie. Wszystkie napisy, nazwy, zakładki zlewały się w jeden bełkot, który mógł być rozszyfrowany jedynie przez światowej klasy kryptologa. Na całe szczęście udało mi się usunąć tę usterkę poprzez zmianę języka w opcjach regionalnych Windows. Panowie z LucasArts nie pomyśleli o tym, że betę będzie chciał sprawdzić nie tylko Polak, ale Czech, Łotysz i inny mieszkaniec centralno-wschodniej Europy.
Aby w ogóle myśleć o rozgrywce, wymagane jest założenie specjalnego konta w głównym menu. Wprowadzenie nicka, hasła i maila nie powinno nikomu przysporzyć kłopotów. Pierwsze, co się rzuca w oczy podczas buszowania w opcjach, to dosyć szczegółowa klawiszologia. Nie taki diabeł straszny jak go malują – do komfortowej gry wystarczy obsługa kilkunastu klawiszy, ale mniej doświadczonych graczy może to od SWBF 2 odstraszyć. Po 2 godzinach testowania nie miałem z obsługą gry większych kłopotów. Kończąc dywagacje dotyczące menu wspomnę jeszcze o przygrywającej non-stop muzyce autorstwa Johna Williamsa. Kawałki zebrane ze wszystkich epizodów zawsze cieszyły moje uszy. Nie inaczej jest tym razem.