autor: Łukasz Malik
Call of Duty 2 - testujemy przed premierą - Strona 3
To, co kochałeś w pierwszym Call of Duty, w drugiej części podniesione zostało do kwadratu i podane we wgniatającej w fotel oprawie audiowizualnej. Niestety to, co nas denerwowało, również nie zostało do końca wyeliminowane.
Przeczytaj recenzję Call of Duty 2 - recenzja gry
Jeszcze kilkanaście metrów i będziemy na plaży... Choć część obecnych na łodzi jest już po drugiej stronie, bo kule wroga dosięgły ich, zanim dotarliśmy na brzeg... Jeszcze kilka metrów... nie wiem, co się wokół mnie dzieje, otwiera się burta, biegnę, by za chwilę upaść, wszystko dookoła wiruje, jestem ranny? Czy to już koniec? Nagle czuję, jak ktoś bierze mnie pod ramię, na wojnie przecież nikt nie walczy sam... Odzyskuję świadomość, zostałem tylko ogłuszony i już bez pomocy kompana biegnę do lin zrzuconych z klifu... Chcę już być na górze, mieć to wszystko za sobą. Najgorsze będą pierwsze sekundy, zanim zorientuję się w sytuacji, przeładuję broń i ruszę do walki mogę już nie żyć, właśnie zbłąkany pocisk strącił jednego z kamratów z liny... Widzę, jak spada, wspinać się dalej? Nie mam wyjścia...
Choć zdaję sobie sprawę, że tysiąc słów nie zastąpi jednego obrazu, a talentu literackiego Remarque’a Bozia mi nie dała, to mam nadzieję, że ten krótki wstęp, choć w małym stopniu da wam wyobrażenie o niesamowitym obrazie wojny, jaki udało się osiągnąć Infinity Ward, twórcom Call of Duty 2. Spielberg w Szeregowcu Ryanie stworzył mocno inspirującą i zapadającą w pamięć scenę lądowania na plaży Omaha, nic więc dziwnego, że twórcy gier wideo i filmów czerpią z niej garściami. Prezentacja tej misji, ataku w Normandii, odbyła się niedawno w jednym z ocalałych bunkrów Wilczego Szańca. W połączeniu z doskonałym nagłośnieniem, które powodowało ucisk w klatce piersiowej, wyryła w mojej głowie jedno zdanie: „ta gra jest doskonała”. Jednak gdy emocje opadły i na drugi dzień mogłem spokojnie pograć w Call of Duty 2, pod powyższym zdaniem już bym się nie podpisał. Dlaczego?
Gdy przyjrzymy się grze bliżej, odkryjemy, że poza świetną oprawą graficzną, w mechanice, konstrukcji misji i interfejsie nie poczyniono żadnych rewolucyjnych zmian. Call of Duty 2 dalej jest grą, w której wędrujemy od jednego skryptu powodującego daną akcję do drugiego. Owszem, zakres naszej swobody jest większy niż w poprzedniej odsłonie, częściej możemy wybrać między atakiem frontalnym lub z flanki, niestety dalej mamy do czynienia choćby z drewnianymi drzwiami, których nie da się sforsować pancerfaustem. Fizyka sama w sobie w grze w ogóle nie istnieje, wszystkie obiekty i budynki są niezniszczalne, chyba, że uruchomimy odpowiedni skrypt odpowiedzialny za ich destrukcję. Na szczęcie zaimplementowano efekt rag-doll, dzięki któremu ciała poległych upadają dość naturalnie. Czy powyższy akapit możemy traktować jako wady gry? Zapewne tak, po takim tytule można by oczekiwać trochę bardziej interaktywnego środowiska, ale... Ale Call of Duty 2 w momencie premiery (i zapewne długo po niej) będzie najlepszą strzelanką pierwszoosobową osadzoną w realiach II Wojny Światowej. Nie oznacza to absolutnie, że poprzeczka jest postawiona tak nisko. Przeżycia, jakie gwarantuje graczom Call of Duty 2, są po prostu niesamowite, pomimo iż wojna jest nieco hollywoodzka, spielbergowska i ugrzeczniona.