autor: Krzysztof Gonciarz
The Bard's Tale: Opowieści Barda - testujemy przed premierą - Strona 2
Z zabitego wilka wypada parę rzeczy. Narrator: „Ku zaskoczeniu barda, w pozostałościach zwierzęcia znajdowały się nie tylko pieniądze, ale i kilka przedmiotów użytku domowego”. Bard: „To nic, kiedyś zabiłem szczura i wypadła z niego skrzynia ze skarbami”.
Przeczytaj recenzję The Bard's Tale: Opowieści Barda - recenzja gry
Hack’n’Slash to, z całkiem niezrozumiałych powodów, określenie dość pejoratywne. RPG-owcy go nie lubią, bo to wszak niegodne – mało statystyk, sub-questów, itp. Nie-RPG-owcy nie lubią, bo to dla nich w zasadzie to samo, co RPG. I taki wytwarza się nam impas, że w zasadzie nikt się z sympatii do hack’n’slashy nie spowiada, a Diablo 2 jest jedną z najpopularniejszych gier w historii. Zonk. Nie warto przekreślać gry, która się do popularnych „siekanek” zalicza, jako że może się ona paradoksalnie okazać perełką równie piękną, co mistrzowsko doszlifowaną. Czy tak też będzie z Bard’s Tale? Złudzeń już raczej nie ma, wersja konsolowa ukazała się dobrych kilka miesięcy temu i wszyscy są mniej więcej zgodni: coś tam dzwoni, ale nie wiadomo do końca w którym kościele. Rewolucji nie będzie, choć możemy oczekiwać powiewu świeżego powietrza w stęchliźnie światka komputerów osobistych.
Nadchodzący po cichu, pecetowy port najnowszego dzieła Briana Fargo miałem przyjemność potestować poprzez „Official preview version”. Soft, który za pośrednictwem oryginalnej płyty DVD wylądował na moim dysku, zajmował 1GB jego przestrzeni, a ukończenie wszystkich zawartych w nim misji zajęło mi dokładnie 1 godzinę i 20 minut. Niewiele. Rygorystycznie kontrolowana licencja (w sumie na 20 dni użytkowania, z koniecznością powtórnej aktywacji co 5 dni) okazała się dzięki temu wystarczająca, by z grubsza poczuć bluesa i dojść do kilku wstępnych wniosków na temat gry „zainspirowanej” przez jednego z pierwszych cRPG-ów w historii.
W niespełna 10 minut po uruchomieniu gry wiedziałem już, co będzie jej głównym argumentem w walce z konkurencją. Ten świeży, zupełnie inny niż jesteśmy do tego przyzwyczajeni klimat, wypełniony celtyckimi akcentami i nietuzinkowym humorem. Już samo założenie, że „robimy RPG-a na wesoło” zwraca uwagę, jako że ze świecą szukać drugiego tytułu o podobnym założeniu. No, ale po kolei. Grę otwiera cut-scenka, w której to bohaterski bard ratuje piękną karczmarkę przed krwiożerczym szczurem. Inna sprawa, że sam tego szczura przywołał przy pomocy swojej magicznej lutni. Takim właśnie charakterem przyjdzie nam komenderować – spryciarzem, łotrzykiem, naciągaczem i złodziejaszkiem. Cały manewr ze szczurem miał przecież na celu zasłużenie na darmowy posiłek i nocleg. Karczmarka okazuje się jednak bardziej wymagająca, co do świadczonych przez bohaterów usług, w zamian za opierunek oczekuje dodatkowo pozbycia się szczura z piwnicy.