autor: Piotr Bielatowicz
Ys: The Ark of Napishtim - zapowiedź
„Ys: The Ark of Napishtim” jest grą prostą, z fabułą pozbawioną wielkich ambicji i bez scen walki przebijających hollywoodzkie produkcje. Zamiast tego skupia się na nieskomplikowanej, ale przez to bardzo wciągającej i bezpretensjonalnej rozgrywce.
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
Artykuł powstał na bazie wersji PS2.
Pewnie większość ludzi czytających tę zapowiedź słyszało o serii Ys, której szóstą odsłonę za chwilkę będę miał przyjemność przedstawić, tyle co i ja jeszcze jakiś tydzień temu – czyli dosłownie nic. Winę za to ponosi zapewne fakt, iż od ostatniej części, która wyszła poza granice Kraju Kwitnącej Wiśni, minęło już 10 lat. I jeśli sądzić po jakości najmłodszej przedstawicielki erpegów spod znaku Ys, pozostaje mieć jedynie żal do wydawców za pozbawienie nas możliwości zagrania w szereg naprawdę wciągających pozycji.
Gra to prosty jRPG z naciskiem położonym na liniowe popychanie standardowej, aczkolwiek przyjemnej w odbiorze fabuły, oraz równie schematyczną akcję (choć ponownie bardzo przyjemną). Rozwijając kolejno te dwa aspekty, zacznę może od zawiązania akcji.
Głównym bohaterem, oraz znakiem charakterystycznym dla całej serii Ys, jest czerwonowłosy wojownik Adol Christin. Tuż przed rozpoczęciem omawianej gry uciekał właśnie siłom militarnym Romun na pirackim statku, gdy któryś z nadgorliwych oprawców wydał rozkaz ostrzelania naszej łajby z dział przyciężkiego kalibru. W efekcie podróż kontynuowaliśmy niesieni Wielkim Wirem, prądem morskim, który na zakończenie wyrzucił nas na plażę wyspy zamieszkałej przez długouchą rasę Radha. Tak kończy się intro i jednocześnie zaczyna właściwa gra.
Odnajdują nas i opiekują się nami dwie siostry będące siostrzenicami lokalnego wodza plemiennego. Starsza przy okazji pełni funkcję kapłanki strzegącej w wiosce starożytnego ładu. To także ich wstawiennictwu zawdzięczamy opatrzenie ran, gdyż większości tubylców jest nam niechętna, z powodu pochodzenia z wrogiej rasy Erezjan. Po odzyskaniu sił musimy więc zapracować sobie na szacunek okolicznych mieszkańców, pokonując lokalnego bossa. I tak dochodzimy do drugiego głównego elementu gry, czyli walki.
W przeciwieństwie do większości erpegów z Japonii, potyczki są tu rozgrywane w czasie rzeczywistym, zaś sama gra to typowy hack & slash z nastawieniem na szybkość wduszania przycisku odpowiedzialnego za cios, niż na jakąkolwiek głębszą taktykę. Nie znaczy to oczywiście, że gra jest zupełnie pozbawiona jej elementów. Przede wszystkim, poza zwykłym cięciem mieczem (w całej grze występują trzy różne miecze, każdy z nich możemy zaś dodatkowo odpowiednio ulepszyć po uzbieraniu odpowiedniej ilości kryształów Emel) mamy jeszcze dwa ruchy związane ze skokiem. Pierwszy to półobrót, drugi polega z kolei na pionowym przybiciu oponenta do ziemi. Właściwe ich używanie wobec różnego rodzaju przeciwników oraz skuteczne unikanie ich specyficznych ataków (także skokami) to, wraz z odpowiednim dopakowaniem postaci, klucz do sukcesu. Sami przeciwnicy poza atakami utrudniają nam życie także swoją ilością – często walczymy nawet z kilkunastoma oponentami na raz.