autor: Szymon Krzakowski
Stalingrad (2005) - przed premierą - Strona 2
W przeciwieństwie do Blitzkriega, który ukazywał właściwie cały przebieg II wojny światowej, dzieło DTF Games przybliży graczom wyłącznie walki o Stalingrad. Zaowocować do powinno znacznie wierniejszemu oddaniu historycznych realiów.
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
Jeszcze kilka miesięcy temu spokojnie uznać można było Blitzkriega za jedną z najlepszych gier strategicznych osadzonych w realiach II wojny światowej. Czy dziś – w chwili, gdy na sklepowych półkach leżą pudełka z Soldiers: Heroes of World War II i Codename: Panzers – tytuł jawiący się na pierwszy rzut oka jako jej klon może odnieść sukces? Pracujący nad Stalingradem Rosjanie z firmy DTF Games z pewnością mają taką nadzieję.
Aby rozwiać wszelkie wątpliwości i uniknąć nieporozumień – kilka informacji. Po pierwsze, RTS Stalingrad nie ma nic wspólnego z FPS-em o tym samym tytule, który już czas jakiś temu spisano na straty. Po drugie zaś, dzieło DTF Games korzysta co prawda z silnika gry Blitzkrieg i tym samym pod względem technologicznym bardzo ją przypomina, ale to już wszystko, co te dwa tytuły łączy. Stalingrad nie jest ani kontynuacją Blitzkriega, ani żadnym mniej lub bardziej oficjalnym dodatkiem doń. To dwie zupełnie różne gry, choć oczywiście porównań trudno uniknąć.
1942 – 1943
Jeden rzut oka na tytuł gry wystarczy, by zauważyć, czego tak właściwie można się po niej spodziewać. W przeciwieństwie do np. Blitzkriega, który ukazywał właściwie cały przebieg II wojny światowej, dzieło DTF Games przybliży graczom wyłącznie walki o Stalingrad. Czy to źle? Nie będzie co prawda lądowania aliantów w Normandii czy starć w Afryce, ale dzięki temu autorzy mogą naprawdę dokładnie odwzorować dzisiejszy Wołgograd z okresu od sierpnia 1942 do lutego 1943.
W większości nowszych RTS-ów twórcy umożliwiają wybór strony konfliktu, w Stalingradzie jednak taki wybór – o ile w ogóle zostanie wprowadzony – będzie z przyczyn oczywistych dość niewielki. Bardziej prawdopodobnym wydaje się jednak, że obie kampanie, które będzie można w trakcie rozgrywki ukończyć, udostępnione zostaną w ściśle określonej kolejności. Najpierw gracz doprowadzi więc wojska niemieckie do Stalingradu i rozpocznie atak na miasto, by później przejąć dowodzenie nad Rosjanami i zmiażdżyć 6 Armię Wehrmachtu. Należy przy tym pamiętać, że Stalingrad wierny będzie realiom historycznym, zatem na nieliniowość nie ma raczej co liczyć. Co jednak wcale nie oznacza, że nie będzie można rozegrać misji tak, jak ma się na to ochotę.
Wróg u bram
Powróćmy jednak do zapowiadanej przez autorów „wierności realiom historycznym”. Twórcy, aby jak najdokładniej odwzorować Stalingrad i jego okolice, sporo czasu spędzili studiując najróżniejsze zdjęcia i inne źródła. Mało prawdopodobne wydaje się, by udało im się w ten sposób szczegółowo odtworzyć całe miasto z wszystkimi budynkami na właściwym miejscu, ale całkiem możliwe, że wirtualny Stalingrad będzie do tego prawdziwego choć trochę podobny. Powinno to w zupełności wystarczyć, acz znacznie ciekawiej zapowiada się dbałość nie o techniczną, ale merytoryczną stronę gry.
Niemal każda spośród 36 misji, które wejdą w skład dwóch kampanii, wzorowana będzie na wydarzeniu historycznym. Niektóre z nich pozwolą wziąć udział w bitwie pancernej, w innych przyjdzie walczyć o każdą ulicę i każdy dom. Czasami trzeba będzie przedostać się na tyły wroga, czasem wręcz przeciwnie – nie pozostanie nic innego, jak tylko zaatakować otwarcie. Do tego dodać należy jeszcze obecność bohaterów, czyli jednostek wyposażonych w jakieś osobliwe umiejętności. Po stronie Rosjan pojawi się na przykład dobrze znany (m.in. z filmu Wróg u bram) pasterz z Uralu – snajper Wasilij Zajcew. Jeśli tylko autorzy dotrzymają słowa i faktycznie nie pozwolą graczom się nudzić, z pewnością wyjdzie to grze na dobre.