Graliśmy w Far Cry 6 - największa odsłona, ale czy najlepsza?
Far Cry 6 to kolejna gra Ubisfotu aspirująca do miana „największej”. Nie chodzi jednak tylko o rozmiar mapy, bo „szóstka” wprowadza parę zmian w mechanikach rozgrywki. Niektóre nowości trafiają w punkt, inne są chyba trochę chybione.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Far Cry 6 - to dobra gra. Tylko dobra
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
Słyszeliście ten kawał? Do baru wchodzą Far Cry 5, Assassin’s Creed: Valhalla, The Division, Ghost Recon: Breakpoint i Far Cry: New Dawn, a po długim czasie wychodzi z niego tylko... Far Cry 6. Francuski symulator partyzanta znam od samego początku tej serii, więc mając okazję do spędzenia paru godzin z „szóstką”, uwagę najbardziej zwracałem na wszelkie nowości, zwłaszcza względem ostatniej części. I kilka wyróżniających się elementów istotnie jest, ale nie takich zupełnie nowych, tylko – tradycyjnie – przeszczepionych z innych gier Ubisoftu.
Na szczęście nie zostało to zrobione aż tak bezmyślnie jak w ostatnim Ghost Reconie. Wiele zmian albo stanowi miły dodatek, albo powinno znaleźć się w tym cyklu już dawno, choć są też i takie, które nie przypadły mi do gustu. Zgodnie z przewidywaniami należy się również nastawić na nieco ciężkostrawny konflikt klimatów. Fabuła płynnie przeskakuje tu od brutalnych scen, pokazujących metody rządzenia totalitarnego reżimu z okrutnym traktowaniem uchodźców włącznie, do komediowych absurdów w postaci tresowanego aligatora w T-shircie. A całkiem niezły i jak zawsze charyzmatyczny Giancarlo Esposito w roli dyktatora Antona Castillo bynajmniej nie pomaga w połączeniu tych dwóch światów.
Przez większość czasu to jednak stary, dobry Far Cry, czyli ogromna piaskownica i swoboda robienia totalnej demolki wszelkimi środkami zniszczenia lub skrytego działania po cichu. Czym więc wyróżnia się szósta część?
W OPARACH ABSURDU
Kumpel aligator i karabin grający Macarenę to zaledwie detale, które może być trudno zaakceptować w świecie Far Crya. Natomiast dużo większą przesadą scenarzystów wydaje mi się pomysł, że naśladująca Kubę (słynnego importera cygar) wyspa Yara przeżywa rozkwit dzięki opracowaniu przez tamtejszych specjalistów lekarstwa na raka o nazwie „Viviro”, robionego z... liści tytoniu. Czy więc przymuszający ludzi do pracy na plantacjach dyktator jest ciemiężycielem, czy może zbawcą ludzkości? I czy gra w ogóle odpowie na to pytanie?
Twój głos ma znaczenie
Dani Rojas mówi! W końcu po tylu latach główny bohater znowu ma głos i przestał być pustym manekinem niepotrafiącym wykrztusić ani słowa. Bez względu na to, czy wybierzemy męską, czy żeńską wersję Daniego, Rojas będzie postacią z krwi i kości, postacią z charakterem. Osobą, którą można lubić i jej kibicować (lub wręcz przeciwnie). Cutscenki przestały wyglądać dziwne i nienaturalne – ogląda się je jak fragmenty filmu, co znacznie lepiej buduje całą historię. Jestem pewien, że niezależnie od końcowych wrażeń Daniego bądź Dani zapamiętamy na długo, w przeciwieństwie do takiego bohatera z The Division czy Far Crya 5, który... kimś tam był (zastępcą szeryfa, ale chwilę potrwało, zanim to sobie przypomniałem).
Zupełną nowością w Far Cryu jest natomiast oglądanie naszej postaci z perspektywy TPP. Aktywuje się ona automatycznie po wejściu do obozu rebeliantów i przełącza na FPP, ilekroć opuścimy jego granice. Wygląda to tak jak podczas zwiedzania huba w grze Ghost Recon: Breakpoint. Pewną niekonsekwencją jest jednak to, że widok TPP pojawia się dopiero w drugim obozie, który odwiedzamy w grze, gdzie jest nieco więcej atrakcji – w pierwszym działa kamera FPP, a jedyną zmianę stanowi brak broni przed naszymi oczami.
Rebelianci „dominują” w obozach
Mówiąc o atrakcjach, co powiecie na minigry w przerwach od demolki? Prosto z Assasin’s Creed: Valhalli do rebelianckich obozów w Far Cryu zawitały towarzyskie zajęcia integracyjne, jak chociażby gra w domino. Wyznam, że byłem pod wrażeniem staranności, z jaką wykonano stół, animacje kładzenia kostek i zamaszyste ruchy przeciwników – tylko lecąca w tle muzyka kazała mi jak najszybciej zakończyć partię.
Z osad w Valhalli zapożyczono także rozbudowę obozu. Wydając wygrindowane po drodze leki, metal i benzynę, można wybudować baraki, garnizon, stołówkę, budkę rybaka oraz leśniczego, co pozwala m.in. rekrutować dodatkowe siły partyzanckie i wyposażać je w lepszą broń, odkrywać nowe tereny łowieckie, spożywać posiłki dające tymczasowe buffy do umiejętności i – co mnie najbardziej zaskoczyło – odblokować wingsuit! Ogólnie bazy wypadowe w „szóstce” to już nie tylko kioski, gdzie kupuje się broń i amunicję oraz zbiera zlecenia misji, ale miejsca wymagające poświęcenia im znacznie więcej uwagi i czasu.