Grałem 4 godziny w King’s Bounty 2 i jest lepiej niż sądziłem - Strona 2
King’s Bounty wraca z pełnoprawnym sequelem. Seria doczekała się bardzo wyraźnych zmian, a my mogliśmy spędzić z nią kilka godzin i zobaczyć, jak te zmiany sprawdzają się w praktyce.
Przeczytaj recenzję Recenzja King’s Bounty 2 - gry, która próbuje wejść do pierwszej ligi gier RPG
Trzeba sobie uczciwie powiedzieć, że marka King’s Bounty nigdy w Polsce nie dorównała popularnością „Hirołsom”, mimo że jedenaście lat temu firma 1C idealnie trafiła z premierą Legendy – remake’u klasyki, która zresztą była prekursorem serii Heroes of Might and Magic. W tamtym czasach Ubisoft mocno eksperymentował z formułą lubianej przez pecetowców serii, ale na ostateczny efekt jego działań mieliśmy jeszcze trochę poczekać. Tymczasem Rosjanie dość nieoczekiwanie uderzyli w segment strategii turowych właśnie z King’s Bounty, oferując nie tylko bliźniaczo podobny system bitewny, ale też towarzyszący mu moduł przygodowy, w którym znaną formułę podlano „rolplejowym” sosem.
Sukces wydanej w 2008 roku Legendy musiał być na tyle duży, że Rosjanie spróbowali szczęścia z King’s Bounty jeszcze trzykrotnie. Nigdy nie były to jednak pełnoprawne sequele. Eksploatowanie marki nosiło raczej znamiona rozbudowywania sprawdzonego pomysłu o nowe elementy przy jednoczesnym zachowaniu szkieletu pierwowzoru, wskutek czego gra z roku na rok coraz mocniej się starzała. Teraz, po latach, możemy mówić o zupełnie nowym otwarciu i widać to nawet w tytule –„dwójka” nie pojawiła się w nim przypadkowo.
PRZYJRZYJMY SIĘ TEMU DOKŁADNIEJ
Firma 1C pozwoliła nam przetestować to samo demo, w które mogliśmy zagrać na gamescomie, ale tym razem mieliśmy szansę spędzić z nim blisko cztery godziny, a nie minut trzydzieści. Dzięki temu udało nam się zobaczyć wszystkie atrakcje przygotowane przez deweloperów oraz dokonać wstępnej oceny mechanizmów rozgrywki – nawet tych, które są jeszcze dalekie od ukończenia.
Pierwsze zaskoczenie
Po odpaleniu „dwójki” fanów serii King’s Bounty czeka spory szok. Największą zmianą (nie tylko na pierwszy rzut oka) jest perspektywa, z jakiej oglądamy naszego śmiałka. Deweloperzy zdecydowali się umieścić kamerę za plecami bohatera, w podobnej odległości i wysokości jak w niedawnym God of War. W rezultacie sylwetka protagonisty wypełnia sporą część ekranu i jednocześnie „zbliża nas” do postaci. Decyzja ta w ogromnym stopniu zmieniła sposób, w jaki eksplorujemy świat.
W poprzednich odsłonach mieliśmy bardzo szeroki plan, dzięki czemu łatwiej obmyślało się kolejne posunięcia. Lokacje nie były przykryte mgłą wojny, więc od razu doskonale wiedzieliśmy, jaki przedmiot lub obiekt znajduje się w naszym zasięgu, a do którego musimy się przebić. W King’s Bounty 2 to wszystko trzeba sobie najpierw znaleźć, podobnie jak w typowym RPG akcji.
Eksploracja to dość istotny element fazy pokojowej, czyli etapu, w którym zwiedzamy świat i zbroimy się do walki z oddziałami wroga. Przedmioty niezbędne do działania umieszczono w skrzyniach, a te w ogóle nie wyróżniają się na tle otoczenia. Nie miałbym z tym większego problemu, gdyby nie fakt, że owe kufry są natychmiast oznaczane ikoną na minimapie. W rezultacie częściej niż na przemierzany teren patrzymy na kółko w rogu ekranu, o ile oczywiście nie chcemy niczego przegapić.
Rozwiązanie to jest generalnie słabe, zwłaszcza że gra nagminnie pokazuje również te obiekty, które nie znajdują się w bezpośrednim polu naszego widzenia. Efekt jest taki, że idąc przez drewniany most, dowiadujemy się o obecności skrzynki, którą ktoś porzucił bezpośrednio pod nim. Deweloperzy powinni się jednak zdecydować, czy podawać takie informacje graczowi na tacy, czy też nie. Osobiście nie miałbym nic przeciwko pierwszemu rozwiązaniu, o ile rzeczone kufry wyróżniałyby się w samym świecie gry. Ciągłe spoglądanie na minimapę jest po prostu uciążliwe.
Pogoń za skrzynkami nie miałaby pewnie aż tak wielkiego znaczenia, gdyby nie jeden szczegół. Autorzy postanowili zachować wierność zasadom obowiązującym w poprzednich częściach cyklu, a poszukiwanie zasobów odgrywało tam szalenie istotną rolę. Dzięki znajdowanym w świecie przedmiotom (złocie, kryształom itp.) mogliśmy się zbroić i ulepszać naszą postać, a to rzecz absolutnie kluczowa dla osiągnięcia sukcesu. To, że twórcy pamiętali o tym aspekcie, bardzo mi się podoba, ale drobna korekta jest tu jednak niezbędna. Na szczęście jej dokonanie nie powinno stwarzać żadnych problemów.
TU NIE WOLNO, TAM NIE MOŻNA
Poruszanie się po świecie przypomina trochę to, co oferuje GreedFall. Niby mamy obszar, który możemy dowolnie zwiedzać, ale nie jesteśmy w stanie pójść wszędzie. King’s Bounty 2 dość często korzysta z różnego rodzaju blokad (również tych niewidzialnych), żebyśmy nie mogli dowolnie zaspokajać swojej ciekawości. Problemem może okazać się zwykły skok ze skarpy, co w grach z otwartym światem jest działaniem całkowicie naturalnym. Niezbyt ciepło przyjąłem też fakt, że cały czas muszę poruszać się na piechotę. Co prawda można użyć sprintu, ale szybkość biegu pozostawia trochę do życzenia. Autorzy obiecują pomoc w postaci konia, którego w demie jeszcze nie było. Musiały wystarczyć mi obeliski, pozwalające w szybki sposób teleportować się z miejsca na miejsce.