Widzieliśmy Dying Light 2 i bardzo nam się spodobało!
Dying Light 2 już po raz drugi pojawiło się na targach E3 w Los Angeles. Tym razem poznaliśmy datę premiery polskiej superprodukcji, a przy okazji mogliśmy bliżej się jej przyjrzeć i porozmawiać z ekipą z Wrocławia.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Dying Light 2 - nowy polski hit!
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
Kiedy w zeszłym roku podczas E3 zapowiedziano Dying Light 2, gra zainteresowała mnie przede wszystkim jako kontynuacja produkcji, z którą spędziłem kilkadziesiąt godzin, oraz nowymi pomysłami na rozbudowanie pełnego zombie świata, po którym poruszamy się za pomocą parkouru. W tym roku zobaczyłem porządny fragment nadchodzącego tytułu Techlandu i z zadowoleniem mogę powiedzieć, że czekam na Dying Light 2 również w związku z tym, co pozycja ta zaoferuje. W niedzielę, jeszcze przed rozpoczęciem E3, mieliśmy okazję być na specjalnym, zamkniętym pokazie tej gry o zombie, w której zombie przestają odgrywać aż tak dużą rolę – i to wcale nie jest zła informacja.
Chcesz zobaczyć gameplay z Dying Light 2? Zajrzyj do naszego newsa.
Walcz ostro i wyglądaj przy tym dobrze
Ci, którzy mieli do czynienia z serią Techlandu, wiedzą doskonale, że wszystko tutaj opiera się na parkourze. Kyle Crane, czyli protagonista pierwszej odsłony, potrafił przemierzać Harran wzdłuż i wszerz, skacząc, wdrapując się po ścianach i podciągając na gzymsach. Walcząc, także często korzystał ze swoich akrobatycznych umiejętności i mam wrażenie, że gdyby tylko była taka możliwość, Crane prowadziłby również dialogi przy użyciu parkouru.
W kontynuacji wcielamy się w Aidena Caldwella – człowieka, który stara się być neutralny w mieście rządzonym przez frakcje. Dodajmy, że to ostatnie miasto na naszej planecie, które jeszcze jakoś egzystuje. Minęło piętnaście lat, odkąd ludzkość przegrała z pandemią zombie, a nasz bohater również jest zarażony. Mimo to Caldwell okazuje się człowiekiem zwinnym i brutalnym w walce, który świetnie odnajduje się w świecie, w którym nic nie jest czarno-białe.
Dying Light 2 nie rezygnuje z tego, czym zasłynęła poprzednia gra, czyli z systemu poruszania się po mieście. Wciąż biegamy po różnych płaszczyznach, skaczemy, wspinamy się, zeskakujemy, a następnie wspinamy ponownie. Są także inne, bardziej zaawansowane sposoby „podróży” w środowisku – kojarząca się chociażby z serią Assassin’s Creed forma „windy”, będącej tak naprawdę linką, która wciąga nas szybko do góry, czy rodzaj huśtawki do balansowania, która zmienia swoje nachylenie w zależności od tego, w której jej części się znajdujemy. Bardziej wszechstronna wydaje się również linka z hakiem, którą nie tylko będziemy wykorzystywać częściej podczas przemieszczania się – przyda się ona także w trakcie walki czy do odsłaniania nowych ścieżek. W zaprezentowanym na pokazie demie mogliśmy zobaczyć chociażby jak Aiden usuwa z daleka osłonę przewodów wentylacyjnych, by następnie dostać się do nich i uciec przed szukającymi go przeciwnikami.
JĘZYK STOSOWANY W MIEŚCIE
Skoro miasto stworzone na potrzeby Dying Light 2 stanowi miks kilku europejskich metropolii, deweloperzy postanowili dodać mu jeszcze trochę klimatu. Język używany w grze, który będziemy mogli zauważyć również na tabliczkach wskazujących nazwy ulic czy biur, to esperanto, czyli najbardziej rozpowszechniony na świecie międzynarodowy język pomocniczy, za którego powstanie odpowiada Polak – Ludwik Zamenhof.
Walka nadal jest brutalna i wciąż opiera się na korzystaniu z parkouru oraz improwizowanej broni białej. Wielokrotnie będziemy blokować, unikać wrogich ataków, a także odskakiwać przed nimi, by odpowiednio skontrować ciosy przeciwnika. Tym razem jednak otrzymamy więcej opcji parkourowych, ruchów ofensywnych, większa okaże się także różnorodność sprzętu, który będziemy mogli wytworzyć oraz znaleźć. Pojawi się też znacznie mocniejsza broń, jak np. obecna w demie, hm… pneumatyczna wyrzutnia harpunów? Tak mi się wydaje.
Zauważyć można, że deweloperzy wykorzystali sprawdzoną formułę, ulepszając w niej to, co było warte ulepszenia. Nie zabraknie jednak zupełnych nowości – w trakcie zwiedzania otwartego świata użyjemy podręcznej paralotni, a w wyjątkowych sytuacjach wspinaczkowych, gdy okaże się, że mamy do pokonania naprawdę wysoką ścianę, pasek wytrzymałości będzie się powoli wyczerpywać. Da się więc wysnuć dwa wnioski: po pierwsze, część dróg tego typu może być na początku zamknięta, kiedy nasz pasek wytrzymałości będzie zbyt krótki na pokonanie takich przeszkód; po drugie, któryś z deweloperów bardzo długo musiał zagrywać się w The Legend of Zelda: Breath of the Wild.
Postapokaliptyczna Łódź?
Miasto w Dying Light 2 to składająca się z siedmiu dzielnic ruina, w której – jak zwykle – okazujemy się ostatnią nadzieją ludzkości. W przeciwieństwie do Harran sprawia ono znacznie bardziej europejskie wrażenie i nie bez przyczyny zresztą – prowadzący prezentację Tymon Smektała podkreślił, że inspiracją dla stworzenia tej lokacji było wiele europejskich stolic, nic więc dziwnego, że architektura i zabudowa są znacznie bliższe naszym sercom. Miasto jest różnorodne, ładnie wygląda i – co najważniejsze – nie wszystkie jego części będą dla nas dostępne od początku gry.
Każda dzielnica prezentuje się trochę inaczej i ma swoje problemy. Aiden poprzez swoje postępowanie będzie mógł doprowadzać poszczególne rewiry do rozkwitu lub ruiny. Głównym zadaniem w zaprezentowanej na pokazie misji było dostarczenie wody do miasta, które praktycznie już jej nie miało – ostatecznie udało się tego dokonać, co poskutkowało zmniejszeniem poziomu zatopienia jednej z lokacji, w rezultacie czego mogliśmy się do tej dzielnicy w końcu dostać. Oznacza to oczywiście również kolejne zagrożenia, bo nikt nie mówił, że na tym terenie będą czekać tylko skarby – możemy być pewni, że spotkamy tam też nowe rodzaje przeciwników.
Jak wspominałem wcześniej, miastem rządzą frakcje i to one walczą o wpływy na tych obszarach. Aiden nie będzie mógł przyłączyć się na stałe do którejkolwiek z nich, ale wraz z kolejnymi etapami fabuły mamy popierać działania tych ludzi, którzy zaoferują lepsze według nas rozwiązania. Na ten moment wspomniane zostały trzy ugrupowania: Scavengers, Peacekeepers oraz Renegades, ci ostatni pod przewodnictwem niezbyt przyjacielskiego Pułkownika. W to wszystko wplątani są oczywiście również cywile, którzy próbują po prostu przeżyć kolejny dzień w niesprzyjających warunkach.
Techland określa świat Dying Light 2 mianem współczesnego średniowiecza i muszę przyznać, że jest to bardzo trafne sformułowanie. Pomijając sam wygląd miasta, które faktycznie ma charakterystyczne cechy starej europejskiej zabudowy, nawet wzniesione przez frakcje budynki przypominają typowe warownie – jednym z takich miejsc była baza Renegatów, którą musieliśmy zinfiltrować. Nieraz też można było zobaczyć przeciwników z łukami, co jeszcze bardziej wzmacniało klimat owego współczesnego średniowiecza. Techland na pokazie rozdawał całkiem ładne broszurki, w których nieźle wyjaśniono zamysł stojący za tą koncepcją:
W pełnym desperacji mieście, gdzie surowce oraz władza są rzadkością i brakuje im stabilności, a zaufanie dla organów rządzących prawie nie istnieje, ludzkość cofnęła się do średniowiecza. Cywilizacji już nie ma, ale nadal można znaleźć jej relikty. To niepohamowany, pierwotny i niewybaczający świat – a jego mieszkańcy są tacy sami.