Graliśmy w The Division 2 - to mogłoby być The Division 1,5
Druga część sieciowej strzelanki Ubisoftu przynosi sporo drobnych zmian, ale ostatecznie gra wygląda tak bardzo podobnie do poprzedniej części, że naprawdę trudno będzie Wam opędzić się od uczucia déjà vu.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry The Division 2 – postapokalipsa lepsza niż w Falloucie
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
Recenzując pierwsze The Division, nie kryłem się z tym, że podchodziłem do tej pozycji z ogromną nadzieją na niezwykle klimatyczny produkt, który wciągnie mnie nie na dziesiątki, a na setki godzin. Choć odrobinę się zawiodłem, tytuł dostarczony przez Ubisoft uznałem za dobry, a studio Massive Entertainment udanie rozwinęło go kolejnymi rozszerzeniami. Wraz z patchem 1.8 gra osiągnęła kształt, jakiego życzylibyśmy sobie w dniu premiery, a potem zapowiedziano The Division 2.
Z ulgą odetchnąłem, słysząc na zorganizowanym przez Ubisoft pokazie, że wszystkie pomysły z pierwszej części wracają w takiej samej lub delikatnie usprawnionej formie, a gra zaoferuje także zupełnie nowe elementy zabawy. Po spędzeniu 8 godzin z The Division 2 w ramach dwóch prezentacji mam już całkiem dobry obraz tego, czym jest nadchodząca druga odsłona cyklu, i mogę z przekonaniem powiedzieć, że to bardziej The Division 1,5... co niekoniecznie musi stanowić minus, ale może zawieść część graczy – w zależności od ich oczekiwań.
DWA POKAZY – JEDEN TEKST
Na zaproszenie Ubisoftu zaliczyliśmy dwa wydarzenia związane z The Division 2: grudniowy wyjazd do Malmö na prezentację rozgrywek PvP, w ramach których sprawdziliśmy zabawę w Strefach Mroku oraz tzw. „zorganizowane PvP”, w grze nazwane „Konfliktami”, a także styczniowy hands-on w Paryżu, podczas którego przetestowałem część kampanii fabularnej i endgame, na którego brak tak bardzo narzekali gracze w pierwszej odsłonie cyklu. Postanowiliśmy nie tworzyć dwóch osobnych tekstów, zamiast tego publikując jedną kompletną zapowiedź The Division 2, z której – mamy nadzieję – dowiecie się wszystkiego, co chcielibyście wiedzieć o nadchodzącej produkcji Massive Entertainment przed jej premierą.
Nowy Jork - Waszyngton 1:0
Kiedy po raz pierwszy ujrzałem The Division 2 podczas E3 2018, natychmiast rzucił mi się w oczy brak zimowej aury, którą tak urzekła mnie pierwsza odsłona serii. Wiadome było, że sceneria się zmieni, by twórcy uniknęli zarzutów o zbytnie podobieństwo obu gier, ale nawet teraz nie jestem przekonany do specyficznej, pełnej zieleni, postapokaliptycznej wizji Waszyngtonu. W opustoszałym Nowym Jorku było coś przerażającego, a tu jest po prostu… pusto. Może wynika to również z faktu, że Nowy Jork znam znacznie lepiej, ale w ostatecznym rozrachunku liczyć się będzie to, jakie aktywności zaoferuje nowe miasto.
A skoro już o scenerii mowa, to muszę wyznać, że druga część nie jest tak ładna, jak bym sobie tego życzył. Podczas grudniowego wyjazdu na pokaz elementów PvP testowałem The Division 2 na Xboksie One X i gra momentami wydawała się autentycznie brzydka. Przeszkadzało mi również zbytnie zaciemnienie niektórych lokacji. Podziemne parkingi czy wnętrza magazynów jak najbardziej powinny być częściowo skryte w mroku, ale miło byłoby jednak móc zobaczyć cokolwiek poza elementami interfejsu wskazującymi wrogów. Niewiele lepiej wygląda to w przypadku udostępnionej ostatnio wersji na PC – oczywiście, jest stabilne 60 klatek, więc nie mogę się przyczepić do płynności rozgrywki, ale otoczenie nadal nie zachwyca. Może przemawia przeze mnie sentyment, jednak ośnieżony Nowy Jork robił dużo przyjemniejsze wrażenie... czyżby sztuką było ukrycie średniej jakości tekstur pod śniegiem?
GDZIE SĄ DLC?
Ważną zmianą jest rezygnacja z płatnych dodatków, które zawsze dzielą społeczność. Choć wciąż istnieje season pass do The Division 2, zapowiedziane już trzy popremierowe epizody rozwijające grę każdy posiadacz podstawki uzyska za darmo. Natomiast osoby z season passem dostęp do nich otrzymają tydzień wcześniej, dostaną też m.in. unikatowy strój dla agenta, nowe emotki oraz 8 specjalnych zadań, które skupią się na zbadaniu wydarzeń w Waszyngtonie od momentu wybuchu epidemii. Po premierze w The Division 2 pojawią się również dodatkowe specjalizacje dla agentów, graczom z season passem udostępnione od razu – niestety, na ten moment nie wiadomo, jak to będzie wyglądać w przypadku posiadaczy samej podstawki.
Jeśli chcieliście kiedyś zamieszkać w Białym Domu to macie szczęście - to tu mieści się baza operacyjna SHD.
The Division 2 zmienia się odrobinę również w warstwie fabularnej. O ile pierwsza odsłona serii skupiała się przede wszystkim na poczynaniach agentów SHD w obliczu ataku terrorystycznego, tak tutaj lepiej poznamy sytuację cywili w świecie po tak drastycznych zmianach. Tak, nadal pokierujemy agentem, nadal będziemy działać w imieniu organizacji, ale historia poprowadzi nas przez trzy różne „osady”, które cywile założyli na terenie zrujnowanego Waszyngtonu. Każda będzie mieć swoje unikatowe postacie, które wspomogą nas w trakcie tej przygody, każda będzie się także rozwijać w miarę progresu opowieści. Im więcej pomożemy cywilom na danym terenie, tym łatwiej będzie im przetrwać, tym większa liczba handlarzy stanie się dostępna i tym lepiej (oraz bezpieczniej) będzie wyglądać okolica.
To wszystko ma być częścią systemu symulacji żyjącego świata, dzięki któremu chociażby spotkamy osoby zmierzające z zapasami do swojej siedziby, wpadniemy na wrogi patrol szukający okazji do szabru czy będziemy musieli walczyć o już odzyskany punkt kontrolny – jeden z deweloperów zapewnił mnie, że frakcje będą starały się umacniać swoją pozycję w mieście poprzez próby odbicia obszarów przejętych przez cywili. O ile tylko nie będzie to tak irytujące jak najazdy templariuszy w Assassin’s Creed Revelations, to pomysł brzmi dobrze i mam nadzieję, że się sprawdzi.
A skoro już o frakcjach mowa, dodam, że i tym razem natkniemy się na różnych przebierańców, którzy czynić będą użytek z broni palnej i białej w imieniu grup Hyenas, True Sons oraz Outcasts. W szeregach każdej z nich występuje kilka typów przeciwników, mniej lub bardziej wytrzymałych oraz mniej lub bardziej irytujących. Co ciekawe, nie mówiono dotychczas o czwartej frakcji, bezpośrednio powiązanej z endgame’em The Division 2 – chodzi o grupę militarną Black Tusk, która napsuje nam sporo krwi, kiedy osiągniemy już 30 poziom i doświadczymy inwazji na miasto. Czwarta frakcja pojawia się dopiero po ukończeniu kampanii i będzie największą zmorą Waszyngtonu (więcej na ten temat w sekcji poświęconej endgame’owi).
W ramach kampanii, którą przechodzić można pojedynczo lub w grupie maksymalnie czterech graczy, dostępny będzie szereg misji głównych oraz wszelkiego rodzaju aktywności poboczne, które dość pozytywnie mnie zaskoczyły. Nie są one oczywiście arcydziełami narracji i nie wprowadzają nowych mechanik do rozgrywki, ale okazały się zarówno bardziej rozbudowane, jak i bardziej zróżnicowane niż w pierwszym The Division. Niektóre misje poboczne były dłuższe niż część zadań fabularnych z poprzedniej odsłony, co powinno spodobać się wszystkim łaknącym obszerniejszej zawartości. Ich zaplecze fabularne też potrafi zaintrygować – no bo w sumie w jakiej innej grze zostajemy wysłani, by odzyskać Deklarację niepodległości? Liczę na jakiś easter egg nawiązujący do Skarbu narodów!
Oprócz misji fabularnych czeka nas oczywiście cała masa aktywności typu kopiuj-wklej: rozrzucone po mieście ukryte zapasy zostawione przez SHD, losowo aktywowane misje wymuszające na nas pomoc cywilom w uruchomieniu propagandowej transmisji (to tylko jeden z przykładów, trafiłem na takie zdanie przypadkiem) czy kupa znajdziek w postaci telefonów z nagraniami dotyczącymi poprzednich wydarzeń. Na ten moment nie spotkałem jedynie żadnego „echa”, czyli wizualizacji zaistniałych sytuacji tworzących klimat w pierwszym The Division, ale liczę, że studio Massive nie pozbyło się tak ładnego elementu z poprzedniej gry.