Fallout 76 niepokoi – karty z perkami, kulawy V.A.T.S. i... emotki-wymioty - Strona 2
W sieci pojawiło się w ostatnich dniach mnóstwo materiałów z budzącego spore kontrowersje Fallouta 76. I wygląda na to, że tym razem tłum zmierzający pod siedzibę Bethesdy z widłami i pochodniami ma trochę racji. Nie o takiego Fallouta nic nie robiliśmy.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Fallout 76 – zlepek wszystkiego i niczego
Przedwczoraj sieć zalała fala zapisów rozgrywki ze zbliżającego się wielkimi krokami Fallouta 76. Ale jeśli deweloperzy mieli nadzieję, że wypuszczone na miesiąc przed premierą materiały wideo przekonają do siebie tych, którzy wątpili w powodzenie projektu, to poważnie się przeliczyli. Wielu graczy już w momencie majowej zapowiedzi tego tytułu było sceptycznie nastawionych do pomysłów Bethesdy, a teraz, gdy zobaczyliśmy, jak to wygląda w akcji, może ich jeszcze przybyć. Co prawda nie sposób ocenić produkcji o tak gigantycznej skali przed spędzeniem z nią co najmniej kilkunastu godzin, ale Fallout 76 robi wrażenie, jakby miał zdecydowanie więcej niż jedną piętę achillesową.
Prezentacja najnowszego dzieła Bethesdy nie przeszła oczywiście w naszej redakcji bez echa. Tutaj jednak głosy były w większości zgodne – albo ktoś już wcześniej nie był szczególnie podekscytowany wieloosobową kontynuacją tego uwielbianego cyklu, albo po obejrzeniu udostępnionych materiałów zrobił się czerwony na twarzy i poszedł potrenować grę w rzutki na portrecie Todda Howarda. Bądźcie więc przygotowani na to, że nasz felieton to w głównej mierze całkiem zasadne, ale jednak narzekanie – pod którym z pewnością podpisze się niemała część z Was.
OKIEM ENTUZJASTY
W chwili pisania tych słów mój profil na Steamie wskazuje dokładnie 221 godzin przegra... „wygranych” w grze Fallout 4. Od lat jestem niereformowalnym fanem tego postapokaliptycznego świata – uważam, że forma, jaką przybrała seria po trzeciej odsłonie, to po prostu znak naszych czasów.
Na bieżąco, niecierpliwie czekając na swój pancerz wspomagany, śledzę wszystkie doniesienia dotyczące Fallouta 76 i jestem... zachwycony. Czwarta część gry rozszerzona o tryb wieloosobowy? Ja to kupuję. Jedyny dostrzeżony dotąd przeze mnie minus to nieco kulająca implementacja trybu V.A.T.S., choć świadomość, że to wyłącznie ukłon w stronę graczy konsolowych nieco uspokaja. Zmutowane hordy przeciwników, różnorodny arsenał, ogromna mapa, bomby atomowe i największe amerykańskie szlagiery w tle – czego można chcieć więcej? Parafrazując słynne życzenia z legendarnego sylwestra 96 – wspaniała to była gra, nie zapomnę jej nigdy. A czego sobie życzę w 76? Tego samego co w 4.
Moir
Bez sterydów
Pierwsze wrażenie w interaktywnej rozrywce często dotyczy grafiki i na tym polu produkcje Bethesdy Softworks są na straconej pozycji. Firma ta już od dawna nie sili się na to, by jej gry były gratką dla estetów, i jest to jej święte prawo – dopóki sprawiają one frajdę odbiorcom, nie muszą wcale wyznaczać nowych standardów w oprawie wizualnej.
ALEŻ TA SŁABA GRA JEST POPULARNA
Nie skończyłeś jeszcze Fallouta 4? Nie przejmuj się, Bethesda też nie. Ten suchar krążył w sieci jeszcze długo po premierze ostatniej części serii. Nic dziwnego, gra miała mnóstwo problemów technicznych, powtarzające się questy, słaby system dialogów i tak dalej. Na Steamie pozytywnie tytuł oceniło zaledwie 69% użytkowników, a średnia ocen graczy na Metacriticu w zależności od platformy wynosi od 5,5 do 6,6/10. Słabo.
Z drugiej strony blisko trzy lata po premierze w Fallouta 4 na samym Steamie grają dziś dziesiątki tysięcy osób dziennie (baza Steam DB informuje o niemal 21 tysiącach graczy dziewiątego października tego roku). To wynik nieosiągalny dla wielu aktualnych przebojów.
Nawet najbardziej niepoprawni optymiści nie mogli więc liczyć na to, że Fallout 76 będzie pełen graficznych fajerwerków. Ale tytuł ten prezentuje się... kiepsko. Już wizualia czwartej części cyklu, na której oparta jest owa wieloosobowa wariacja, nie zachwycały w momencie premiery, a trzy lata później nic nie zmieniło się na lepsze. Tekstury zrobione na odczepnego, parę sztucznie wyglądających efektów (eksplozja nuklearna nie ma w sobie za grosz tej widowiskowości z Megatony w „trójce”), dziwaczne animacje – pod względem grafiki nowy Fallout nie przypomina wysokobudżetowego hitu, jakiego można się było spodziewać od tak renomowanych deweloperów.
I dałoby się na to jeszcze przymknąć oko, gdyby nie fakt, że zewsząd napływają informacje o technicznych problemach, jakie trapią ten tytuł. Wiele opublikowanych materiałów pokazuje błędy, do jakich przyzwyczaiła nas Bethesda – wariujące ciała, zacinające się w miejscu postacie, przenikanie się obiektów. Przede wszystkim martwią jednak widoczne we fragmentach rozgrywki kłopoty z utrzymaniem płynności obrazu. Grze zdarza się po prostu solidnie przyciąć, co potwierdzają wypowiedzi dziennikarzy, którzy mieli okazję wypróbować Fallouta 76. A do premiery został już przecież tylko miesiąc, więc czasu na doprowadzenie do porządku technicznej strony tej produkcji nie jest dużo.
STARA NOWA GRAFIKA
W przypadku oprawy wizualnej Fallouta 76 trudno nawet mówić, że to „czwórka” na sterydach. Obie pozycje wykorzystują oczywiście tę samą technologię – Creation Engine, silnik używany od czasów gry The Elder Scrolls V: Skyrim. Łączy je jednak znacznie więcej, bo omawiany tytuł zaczynał jako tryb multiplayer do czwartej części i pozostałości z tamtego okresu widać w nim do teraz. Twórcy postanowili jednak postawić na osobny wieloosobowy projekt o ogromnej skali (mapa w Falloucie 76 jest czterokrotnie większa od poprzedniej), a nie dało się pracować nad dwiema tak dużymi grami jednocześnie.
Irytuje także recykling w kwestii muzyki. Z tego, co mogliśmy usłyszeć w udostępnionych materiałach, stacje radiowe w dużej mierze zaserwują powtórkę z części trzeciej i czwartej. Pewnie, piosenki te mają swój klimat, ale wśród graczy, którzy spędzili na Pustkowiach już kilkaset godzin, znajdzie się z pewnością wielu reagujących alergicznie, gdy tylko ktoś zanuci „Bongo, bongo, bongo, he don’t wanna leave the Congo”.