Oblężenia, spiski i chaos – darmowe Conqueror’s Blade potrzebuje trochę szlifów
Darmowa gra sieciowa Conqueror’s Blade kusi wizją gigantycznych oblężeń i długofalowych strategii. Choć jednak premiera nadchodzi wielkimi krokami, grze brakuje dopracowania, które mogłoby uczynić ten tytuł czymś naprawdę ciekawym.
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
Gdybym miał opisywać Conqueror’s Blade na podstawie potencjału, jaki posiada ta szerzej nieznana darmowa gra sieciowa, niniejszy tekst byłby pełen peanów. Z wypowiedzi deweloperów wyłaniał się bowiem obraz tytułu szalenie ambitnego, łączącego średniowieczne potyczki na gigantyczną skalę z długofalowymi kampaniami, w których nie zabraknie chwiejnych sojuszy i niespodziewanych zdrad. Miałem też jednak okazję przetestować tę grę – i choć bawiłem się całkiem nieźle, widzę tu sporo powodów do niepokoju.
Najpierw jednak krótkie wprowadzenie, bo większość z Was zapewne pierwszy raz słyszy o produkcji Booming Games. W Conqueror’s Blade dowodzimy generałem prowadzącym do boju armię składającą się z maksymalnie czterdziestu jednostek. A że wraz z nami na polu bitwy znajdować może się nawet 29 innych osób – walki toczą się w drużynach po piętnastu graczy – skala starć jest naprawdę gigantyczna. Oddziałom wydajemy rozmaite komendy i to ten element okazuje się najważniejszy – bo sam bohater, choć ma zdecydowanie większą ilość punktów życia i zadaje ogromne obrażenia, solo nie jest w stanie istotnie wpłynąć na przebieg batalii. Całość obserwujemy zza pleców naszego awatara, tak jak ma to miejsce chociażby w serii Mount & Blade.
CONQUEROR’S BLADE TO:
- darmowa sieciowa gra akcji studia Booming Games;
- symulator średniowiecznych oblężeń, w którym maksymalnie trzydziestu graczy prowadzi do boju swoje 40-osobowe armie;
- produkcja, w której sama walka naszym generałem jest zdecydowanie mniej ważna od wydawania rozkazów żołnierzom;
- masa możliwości taktycznych w forsowaniu zabezpieczeń i niszczeniu fortyfikacji;
- rozbudowany rozwój postaci, nieograniczający się do jednej specjalizacji;
- mapa strategiczna, na której frakcje rywalizują ze sobą o surowce i kontrolę nad twierdzami.
Katapultą ich!
To właśnie ogromne bitwy mają działać jak magnes na graczy, którzy miło wspominają takie tytuły jak For Honor czy Chivalry: Medieval Warfare, ale chcieliby spróbować czegoś o większej skali i z taktycznym zacięciem. Niestety, tu pojawia się pierwszy problem. Gdy podczas gamescomu usiadłem na chwilę do zabawy – a graliśmy tylko trzech na trzech – już wtedy chaos na ekranie potrafił momentami całkowicie uniemożliwić skuteczną współpracę. Nie wyobrażam sobie nawet, jak miałoby to wyglądać, gdyby w oblężeniu brało jednocześnie udział 30 osób, każda ze swoim własnym wojskiem.
Deweloperzy uspokajają, że to przejściowy problem graczy, którzy dopiero zaczynają przygodę z Conqueror’s Blade, a gdy już uda się odnaleźć w tym wszystkim – rozgrywka staje się zdecydowanie bardziej przystępna, bo każdy w drużynie ma wyznaczone role i się ich trzyma. Nie wiem, czy do końca przekonuje mnie to tłumaczenie, trzeba jednak przyznać, że same zamki, które oblegamy, bynajmniej mikroskopijne nie są – w trakcie paru chwil spędzonych z grą udało mi się sforsować zaledwie dwie bramy. To niewiele, bo tego typu fortyfikacji w twierdzach jest masę, a w dodatku bez przerwy napotykamy ostry opór ze strony obrońców. Nie ma więc obaw, że na polu bitwy ktoś zostanie bezrobotny.
WALKA TO NIE KONIEC ZABAWY
W trakcie gamescomu nie było, niestety, czasu, by zapoznać się ze wszystkimi elementami Conqueror’s Blade. Tymczasem jest jeszcze parę rzeczy, które obiecują twórcy. Wśród nich między innymi opcja rozbudowy i umacniania twierdzy, co zabezpieczałoby ją przed odbiciem, gdy władca pozostaje z dala od swego terytorium. Deweloperzy zapowiadają też, że gracze będą musieli dbać o ekonomię, wystawiając przedmioty na aukcje, nabywając wyposażenie u kupców oraz sprzedając rzadkie materiały na czarnym rynku.
Tym bardziej że całość nie ogranicza się wyłącznie do wysyłania podkomendnych w dowolne miejsca na mapie lub nakazywania im ataków. Równie dobrze możemy zarządzać machinami oblężniczymi, chociażby taranami czy katapultami – tymi drugimi kierujemy zresztą samodzielnie, próbując wycelować w odpowiedni fragment fortyfikacji, co wcale nie jest takim prostym zadaniem. Wykorzystujemy także specjalne drabiny, by nasi żołnierze mogli wejść na mury i zneutralizować łuczników, przejmujemy kluczowe punkty na mapie, wzywamy wsparcie dystansowe – opcji jest dostatecznie dużo, by zapewnić sporo taktycznych możliwości.