Polska superprodukcja powraca – Dying Light 2 ma wielkie ambicje
Pokaz Dying Light 2 na gamescomie wyglądał zupełnie jak ten na E3. Wyszliśmy z niego utwierdzeni w przekonaniu, że to szalenie ambitna gra, utrzymana w duchu oryginału, ale zrealizowana z jeszcze większym rozmachem.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Dying Light 2 - nowy polski hit!
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
Techland poszedł, niestety, tą samą drogą co CD Projekt RED i na targi gamescom przywiózł materiały niewiele różniące się od tego, co zaprezentowano podczas E3. Po pokazie w Kolonii miałem mieszane uczucia – bo nowych informacji nie otrzymaliśmy zbyt wiele. Z drugiej strony zyskałem pewność, że jeśli tylko rodzime studio nie przeliczy się z siłami, Dying Light 2 okaże się produkcją lepszą i przede wszystkim bardziej ambitną od pierwowzoru.
Jeszcze zombie nie zginęły
CO POKAZAŁ TECHLAND NA GAMESCOMIE:
- skradanie się w kryjówce zainfekowanych w trakcie dnia;
- walkę z szabrownikami oraz ucieczkę przed ich przeważającymi siłami;
- kolejny scenariusz z decyzjami, które wpłyną na funkcjonowanie pewnego wycinka świata gry;
- ideę „współczesnych ciemnych wieków” – mariażu pozostałości po nowoczesnych technologiach z iście średniowiecznymi zwyczajami i mentalnością;
- grywalną wersję Bad Blood – modułu battle royale do pierwszego Dying Light.
Najważniejszym, co w Niemczech pokazał Techland, okazali się zainfekowani. We wcześniejszych materiałach nie było ich praktycznie wcale i można się było zacząć obawiać, czy nie zostali całkowicie przesunięci na dalszy plan. Na szczęście zombie (nie)żyją i mają się dobrze, a ich wcześniejszą nieobecność tłumaczy potworna awersja do światła. Za dnia nieumarli schodzą z ulic i chowają się w skąpanych w mroku budynkach, wyczekując nadejścia nocy. Podczas zaprezentowanego fragmentu rozgrywki główny bohater trafił do jednej z takich kryjówek i musiał lawirować pomiędzy zainfekowanymi w egipskich ciemnościach.
Kluczem w takich sytuacjach jest unikanie hałasu oraz umiejętne korzystanie z latarki – a że prowadzącemu prezentację szło z tym kiepsko, wywiązał się szybki pościg, w wyniku którego jeden z zombie został wystawiony na działanie słońca. Gdy tak się zadzieje, zainfekowani zmieniają się w zdegenerowane wersje samych siebie – ociężałe, kulejące paskudy, które wyglądają strasznie, ale nie stanowią praktycznie żadnego zagrożenia. Łatwo je też zwabić i odizolować od grupy, na przykład gwiżdżąc czy uderzając bronią o jakąś metalową powierzchnię. Podobnie jak w „jedynce” zdecydowanie ciekawiej ma się robić po zmroku, ale tego twórcy nam już nie zaprezentowali.
DYING LIGHT W CIENIU WIEDŹMINA
Gdyby nie ogromny sukces Wiedźmina 3 to właśnie Dying Light byłoby dziś symbolem sukcesu polskiej branży gier. Na początku tego roku Techland podawał, że w jego dzieło zagrało już 13 milionów osób (firma wlicza w to także tych, którzy kupili grę na rynku wtórnym) i że średnio każdego tygodnia w zabijanie zombie bawi się 500 tysięcy graczy. Tytuł wylądował po premierze na szczycie listy przebojów w USA (gdyby coś takiego udało się kiedyś polskiemu filmowi, uznano by to za cud) i nawet dziś (dzięki promocji) znajduje się bardzo wysoko na liście bestsellerów Steama.
Człowiek najgorszym wrogiem człowieka
Oprócz tego pojedynczego epizodu pokaz ponownie skupił się więc na relacjach z innymi ocalałymi. O tym, że nie warto z nimi zadzierać, główny bohater przekonał się, gdy napadł trójkę szabrowników przeszukujących opuszczony budynek. Trio nie dość, że stawiło twardy opór, to jeszcze zwołało znajomych, a nasz śmiały atak zmienił się w szaleńczą ucieczkę – która zresztą nieomal skończyła się tragicznie. Techland zapowiada, że starcia z ludźmi będą ciężkie, a przeciwnicy mają żywiołowo reagować na przebieg potyczki. Przykładowo, jeśli zabijemy na oczach bandyty jego dwóch kompanów, ten może wziąć nogi za pas, spróbować się poddać lub wręcz przeciwnie – zaatakować z jeszcze większą desperacją.
Nasze stosunki z ocalałymi nie ograniczą się jednak do walki. Podczas gamescomu Techland ponownie chwalił się tym, jak podejmowane przez nas decyzje wpłyną na społeczeństwo. Jako przykład podano przekazanie kontroli nad opuszczonym basenem jednej z trzech konkurujących ze sobą grup. Jedna utworzy tam plantację narkotyków, które w trakcie walki zwiększą nasz refleks i siłę. Dostęp do nich otrzymają jednak także potencjalni wrogowie. Następna założy tam swoje koszary. Dzięki wyszkolonym w nich strażnikom zwiększy się bezpieczeństwo w okolicy. Bandyci zostaną jednak wygonieni na obrzeża, które staną się przez to groźniejsze niż wcześniej. Trzecia z kolei frakcja wykorzysta nową placówkę do produkcji oleju napędowego, dzięki któremu otrzymamy opcję szybszej podróży przy użyciu pojazdów.
To jedna z pomniejszych decyzji, których w Dying Light 2 będziemy podejmować całe tuziny. Każda z nich w ma pewien sposób oddziałać na obraz postapokaliptycznego świata. Tymon Smektała z Techlandu zdradził też, że w grze pojawi się około dziesięciu wyborów, które diametralnie wpłyną na przebieg rozgrywki. Takie akcentowanie narracyjnej głębi naprawdę cieszy, tym bardzie że w tworzeniu gry pomaga legenda branży – Chris Avellone.
A CO Z POJAZDAMI?
Świat Dying Light 2 będzie czterokrotnie większy niż teren dostępny w części pierwszej z całą dodatkową zawartością. Nie do pomyślenia jest więc, że mielibyśmy przemieszczać się po tym terytorium wyłącznie na nogach. Tym bardziej że przecież dodatek The Following wprowadził do zabawy samochody typu buggy. W trakcie pokazu można było nawet zauważyć działający autobus, ale Smektała nie chciał jednoznacznie stwierdzić, że i tym razem sami siądziemy za kółkiem. Może więc pojazdy staną się punktami szybkiej podróży?