Graliśmy w Mount & Blade 2: Bannerlord – na ten sandbox warto czekać - Strona 2
W dalekiej Turcji szykuje się nam po cichu średniowieczna piaskownica totalna. Drugi Mount & Blade to gra całkowicie niszowa i wyraźnie nieoszlifowana, ale przy tym powalająca swoją skalą. Nic dziwnego, że powstaje tak długo!
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Bannerlord - lepsza piaskownica niż RPG
Pół godziny spędzone z Mount & Blade 2: Bannerlord na dobre wybiło mi z głowy chęć żartowania z tego, jak długo powstaje ta gra. Tureckie studio TaleWorlds Entertainment porwało się na naprawdę gigantyczny w swojej skali projekt, średniowieczną piaskownicę totalną, której ogrom uderza już w pierwszych minutach kontaktu z tą produkcją. I nawet jeśli ktoś – tak jak ja – nie należy do osób, które się w tym tytule zakochają, trudno nie być pod wrażeniem dzieła ekipy z Ankary.
Sandbox totalny
- gigantyczną piaskownicą, w której wcielamy się w średniowiecznego rycerza i sami decydujemy o swoim losie;
- niezwykle złożoną pozycją, w której musimy zarządzać jednocześnie finansami, rozwojem postaci, ekwipunkiem, armią, a przy okazji mieć baczenie na polityczne rozgrywki;
- produkcją kładąca duży nacisk na walkę, w której jesteśmy jednocześnie wojownikiem i dowódcą oddziału;
- światem pełnym wiosek i miasteczek, które możemy samodzielnie eksplorować i znajdować sobie w nich nowe zajęcia;
- tytułem, który za swój poziom komplikacji płaci ogólną koślawością i technologicznym zapóźnieniem wobec konkurencji;
- grą mającą – podobnie jak część pierwsza – zadatki na to, by zostać uznaną za kultową w swojej niszy.
Oczywiście w 30 minut, a tyle spędziłem z grą, nie sposób nawet liznąć wielu mechanik i porządnie pozwiedzać wykreowanego przez autorów świata. Mount & Blade 2 to gra, która prawdopodobnie będzie od swoich sympatyków wymagać setek godzin uwagi, zanim odsłoni przed nimi każdą tajemnicę. Podróżując po cyfrowej krainie, możemy odwiedzić dowolne miasto oraz wioskę. We wszystkich mamy okazję pohandlować, znaleźć sobie coś do roboty, wpaść do karczmy, zdobyć informacje czy zrekrutować kolejnego szeregowego do naszej armii. Dodatkowo każde z ksiąstewek, jakie przemierzamy, posiada co najmniej kilka takich osad, więc naprawdę nie wiadomo, w którą stronę się udać.
W moim przypadku problem z tą klęską urodzaju rozwiązał się sam, bo gdy zastanawiałem się nad wyprawą do pobliskiego miasta, napadła mnie grupa kilkunastu szabrowników. Niestety, nie dałem im rady i trafiłem do niewoli – jako więzień zostałem przetransportowany do kompletnie nieznanego mi państewka. Musiałem więc na obcej ziemi tworzyć swoją armię od nowa, a że rzezimieszki nie omieszkały porządnie przetrzepać mi kieszeni – z pieniędzmi było krucho. Na szczęście w twierdzy nieopodal pewna kobieta szukała akurat śmiałka, który za 800 sztuk złota zostanie jej czempionem w pojedynku sądowym. Dzięki łutowi szczęścia zyskałem więc potrzebą kwotę i mogłem zwerbować kilku szeregowych, by zacząć drogę ku potędze.
Jestem absolutnie pewien, że takich historii w Mount & Blade 2 będzie na pęczki. Podobnie jak poprzednia część Bannerlord wydaje się być jedną z niewielu produkcji, które zyskują na ograniczeniu warstwy fabularnej do minimum. Poza krótkim opisem przeszłości wybranego przez nas bohatera (dostępne są trzy opcje) TaleWorlds Entertainment nie serwuje żadnego konkretnego scenariusza – mamy po prostu robić to, na co przyjdzie nam ochota. Nie oznacza to jednak, że wszystko kręci się wokół nas – co rusz otrzymujemy informację o tym, kto wypowiedział komu wojnę, kto został przez kogo uprowadzony, a sytuacja w przedstawionym świecie nieustannie ewoluuje.
Od zera do króla
Ja niestety – ze względu na ograniczenie czasowe – nie mogłem wpłynąć poważniej na polityczną sytuację przemierzanych krain. Ba, nie byłem nawet w stanie doświadczyć jakiegoś spektakularnego rozwoju własnej postaci, ale wystarczyło przejrzeć kartę statystyk bohatera, by dostrzec, że sposobów na wykreowanie wymarzonego wojownika będzie mnóstwo. W Bannerlordzie występuje kilkanaście różnorodnych umiejętności, zarówno związanych z walką, jak i tych, których użyjemy poza nią, a w ramach ich rozwijania zdobywamy kolejne, głównie pasywne, perki – na przykład większą szansę na zadanie dużych obrażeń.
Podczas sesji na gamescomie miałem okazję wybrać jednego z trzech bohaterów. Różnice pomiędzy nimi bynajmniej nie są kosmetyczne. Każdy posiada własne wcześniejsze doświadczenia, które rzutują na jego umiejętności. Mamy więc barczystego wojownika w nordyckim stylu z potężnym toporem i jeszcze potężniejszym wąsem oraz łuczniczkę z koczowniczego plemienia, która nie ma zamiaru, tak jak reszta jej ludu, zaczynać osiadłego trybu życia i rusza na poszukiwanie przygód. Ja zdecydowałem się na egzotycznie wyglądającego młodzieńca, który od dziecka szkolił się na legionistę i miał spore doświadczenie w przeprowadzaniu oblężeń, jednak po upadku imperium znalazł się na przymusowym bezrobociu. Możliwe, że do premiery deweloperzy wzbogacą ten zestaw o kolejnych bohaterów.
Nowe umiejętności zdobywają także nasze wojska, a część oddziałów posiada nawet alternatywne ścieżki awansu. Na przykład z prostych łuczników możemy zrobić tak elitarnych strzelców, jak i jeźdźców walczących na dystans (choć w tym drugim przypadku musimy liczyć się ze sporymi kosztami, bo wyposażenie dla koni nie rośnie przecież na drzewach). Będziemy więc mieć pełną kontrolę nad tym, jaką postać przyjmie ostatecznie nie tylko nasz bohater, ale i armia pod jego dowództwem.
Ta, którą zwerbowałem w trakcie półgodzinnej sesji na gamescomie, radziła sobie już bez problemu z grasującymi po lasach rzezimieszkami, ale była zdecydowanie za słaba, by ruszyć na poważniejszego przeciwnika, nie wspominając już o porywaniu się na któreś z tak hucznie zapowiadanych przez TaleWorlds Entertainment oblężeń.