Graliśmy w Fear the Wolves – oto pięć największych zagrożeń w zonie
Własne battle royale zaczęła tworzyć na oko jedna trzecia branży. Moda nie ominęła także twórców Survarium. Akcja ich gry toczyć się będzie w czarnobylskiej zonie. Miałem okazję ją odwiedzić i mogę Wam powiedzieć, że bać się można w niej nie tylko wilków.
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
Fear the Wolves na pierwszy rzut oka nie zmienia zasad gry. Duży radziecki śmigłowiec wlatuje nad teren zmagań i zaczynamy się zastanawiać, czy lepiej skoczyć od razu, czy może poczekać, żeby nie trafić na tłum. Potem, już na ziemi, gorączkowo biegamy od chaty do chaty, żeby znaleźć jakąkolwiek broń i zgodnie z zasadami gatunku, uświęconymi przez kasowy sukces PUBG, staramy się przeżyć. To oczywiście oznacza, że muszą istnieć jakieś zagrożenia. Wypada więc zadać pytanie: czego trzeba się bać w cyfrowej zonie?
1. Mutanty, czyli bój się wilka
Tytułowe czworonożne bestie widujemy na mapie stosunkowo rzadko, co sprawia, że ich pojawienie się czasem wręcz zaskakuje: „A tak, przecież tutaj grasują wilki!”. Zwierzaki nie szwendają się jednak tak zupełnie swobodnie, tylko trzymają wyznaczonych stref. To oznacza, że kontaktu z nimi da się dość łatwo uniknąć. Ich zabijanie także nie jest szczególnie trudne, i to niezależnie od tego, czy do walki z nimi używamy siekiery, pistoletu, czy też strzelby. Zdarzało się także, że wystraszony wystrzałem mutant po prostu uciekał.
Przez parę godziny zabawy ani razu nie widziałem, żeby wilk kogoś faktycznie zagryzł. Obecnie są one bardziej natrętną przeszkodą i elementem budującym klimat niż prawdziwym zagrożeniem. Mimo to lepiej ich unikać. Odgłosy walki mogą ściągnąć nam na głowę kogoś znacznie gorszego, a uciekanie przed watahą zajmuje czas, który można przecież poświęcić chociażby na plądrowanie.
WILK POWINIEN BYĆ GROŹNY?
Zarówno pomiędzy meczami, jak i po pokazach prasowych mieliśmy sporo okazji, żeby porozmawiać z twórcami – i my, i zachodni youtuberzy, sugerowaliśmy, że wilki powinny być bardziej groźne. To wywierałoby większą presję, by pozostawać w ruchu i faktycznie omijać niebezpieczne strefy. Nie wiem jednak, czy Vostok nas posłucha i wprowadzi zmiany w balansie.
P.S. Na fotografii widzicie liska Siemiona, którego spotkaliśmy w prawdziwej zonie. Zwierzak jest bardzo przyjacielski i ma nawet własny fanpage na Facebooku.
2. Ludzie, bo człowiek człowiekowi wilkiem
- FPS w konwencji battle royale ze 100 graczami na mapie.
- Ostateczny cel rozgrywki to ucieczka śmigłowcem, który zabiera tylko jednego pasażera.
- Teren gry podzielony jest na kwadraty, które stopniowo stają się coraz bardziej zagrożone przez mutanty, anomalie i radiację.
- Akcja toczy się w Czarnobylskiej Strefie Wykluczenia.
- Oprócz innych graczy na mapie spotykamy agresywne, zmutowane wilki.
- 18 lipca tytuł debiutuje w programie Steam Early Access.
Battle royale to po prostu strzelanka sieciowa z kilkoma udziwnieniami i Fear the Wolves nie jest tu wyjątkiem. Dlatego rdzeń gry stanowią wymiany ognia z innymi graczami i to ich trzeba bać się najbardziej. Wybór broni wydaje się niezły, ale raczej klasyczny – kilka rodzajów pistoletów, pistolety maszynowe, karabiny szturmowe, strzelba, karabin snajperski. Znajdzie się także siekiera, ale ona nadaje się raczej do eliminowania wilków bez czynienia hałasu niż do walki z ludźmi.
Arsenał urozmaicają ulepszenia w stylu celowników, powiększonych magazynków czy tłumików. Całość w założeniach bardzo przypomina PUBG i same starcia są przynajmniej równie przyjemne. Strzelanie ma kopa i czuć różnicę między odmiennymi modelami uzbrojenia. Czasem jednak przeciwnik wytrzymuje dziwnie dużo trafień, co bywa frustrujące.
Tak samo jak w przypadku bardziej popularnego konkurenta strzelaniny jeszcze zyskują, gdy spotkają się dwie czteroosobowe drużyny. Zwłaszcza że na mapie znajdziemy sporo obiektów – od wysokich zarośli, przez płoty, po wraki i budynki – które pozwalają kryć się przed wzrokiem i kulami wroga. To ułatwia flankowanie i inne zagrania taktyczne.
GDZIE ZNALEŹĆ BROŃ?
Oręż i ekwipunek w FTW pochowano w budynkach, a te stoją w mniejszych i większych skupiskach. Na mapie występują lokacje pomarańczowe, w których mamy największe szanse na najlepszy sprzęt, duże szare, w których jest trochę gorzej, i najbiedniejsze małe ciemnoszare strefy. Te ostatnie mogą składać się z kilku domków albo raptem paru namiotów i nie zawsze natrafimy tam na jakąkolwiek broń.
Najbardziej intensywne momenty meczu to sam początek, gdy wszyscy biegają w poszukiwaniu broni, oraz końcówka. Obszar gry z każdą minutą się zawęża, a ostatecznie przylatuje śmigłowiec, by ewakuować zwycięzcę. To właśnie wówczas, na utworzonej przez granaty dymne „arenie”, dochodzi do najbardziej krwawych i emocjonujących starć.
Mniej intensywny, a chwilami wręcz nudnawy okazuje się środek gry. Zazwyczaj szybko zdobywamy dość sprzętu, żeby uznać, iż nie warto dalej eksplorować mapy. W tym momencie wielu graczy zaczyna się czaić po budynkach i czekać na śmigłowiec. Wyraźnie brakuje czegoś, co albo skłaniałoby do dalszego zwiedzania, albo zniechęcało do stania w miejscu.