autor: Krzysztof Mielnik
Jurassic Park: Operation Genesis - przed premierą
Jurassic Park: Operation Genesis to w ogólnej klasyfikacji gier, strategia ekonomiczna, mówiąc jednak dosłownie, to kolejny przedstawiciel popularnej idei Tycoonów.
Przeczytaj recenzję Jurassic Park: Operation Genesis - recenzja gry
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
Niedawno zastanawiałem się, które dziedziny życia społecznego nie zostały jeszcze wykorzystane w tzw. „Tycoon’ach”. W ciągu kilku ostatnich lat, kiedy gry tego gatunku osiągnęły szczyty swej popularności oddano nam już możliwość prowadzenia własnego domu, miasta, linii kolejowej, firmy transportowej, lotniska, fabryki samochodów, parku rozrywki, ogrodu zoologicznego i wielu, wielu mutacji powyższych. Jedną z takich właśnie „mutacji” będzie nowa gra firmy Blue Tongue Software – w „Jurassic Park: Operation Genesis” weźmiemy pod swą pieczę ogród zoologiczny osadzony w świecie znanym z filmów Spielberga.
Na samym początku gry autorzy oddadzą nam do dyspozycji różnorodne, dzikie i niezamieszkane przez żywą duszę wyspy. Do nas należeć będzie wybór tej jednej jedynej, na której wkrótce rozwinie się nasze imperium. Jeśli żadna z wysepek nie spełni naszych oczekiwań w pełni, istnieje możliwość edycji terenu: tworzenia pagórków i dolin, wycinki lub zalesiania, tworzenia stawów i jezior. Słowem – zoptymalizowania wyspy tak, aby w pełni pokrywała się z naszymi wyobrażeniami. Gdy będziemy mieli teren, nadejdzie czas na budowę infrastruktury naszego „Parku Jurajskiego”. Tradycyjnie zaczniemy od ustawienia kas ;), wyznaczania tras dla turystów, stawiania klatek, ogrodzeń, wybudowania pierwszych sklepików i punktów, w których przyjdzie się naszej klienteli wypróżniać. Oczywiście najważniejsze będą same dinozaury. Autorzy zapowiadają 25 gatunków lądowych gadów. Nie wszystkie, rzecz jasna, dostaniemy od razu. Wręcz przeciwnie; droga do ich otrzymania będzie długa i mozolna, a już nade wszystko - kosztowna. Skromną liczbę najprymitywniejszych okazów, które stanowić będą podłoże do dalszej gry uzupełnimy dopiero po uzbieraniu sporych funduszy na wykopaliska. Znalezione w ich wyniku szczątki w dalszej kolejności „obrobią” w swych laboratoriach naukowcy, którzy po przygotowaniu odpowiedniego łańcucha DNA stworzą jajo dające naszej „rodzince” nowego członka.
Gdyby hipotetycznie przed moją skromną osobą stanęła kiedyś możliwość wylądowania na wyspie pełnej dinozaurów (ależ w klatkach, w klatkach, oczywiście – samobójcą jeszcze nie jestem ;P), z pewnością nie w głowie byłoby mi zajmowanie hot - dogami, czy tandetnymi plastikowymi pamiątkami. Jeśli przyszłoby mi już pomyśleć o jakimkolwiek wytworze naszej cywilizacji, byłby to wyłącznie wspomniany gdzieś wyżej WC. Wobec spotkania oko w oko z Tyrannosaurusem Rex’em niejeden z nas popuściłby w majtki, a gdzieś ostatecznie przebrać by się wypadało :) Z odwiedzającymi nasz Jurassic Park jest jednak nieco inaczej. Traktujący pobyt na wyspie jako jedną z wielu atrakcji będą tak kapryśni, że czasem chętnie oddalibyśmy ich na pożarcie jednej, czy drugiej gadzinie. Każdy z turystów dysponuje kilkoma różnymi wskaźnikami, z których jasno wynika, czego mu aktualnie brakuje. Zapotrzebowanie na jedzenie i picie, komfort, energia, chęć wzięcia udziału w danej atrakcji, czy ogólnie rozumiane zadowolenie to ledwie stożek góry lodowej.