Czy Assassin’s Creed Origins będzie pełnoprawną grą RPG? - Strona 2
Seria Assassin’s Creed romansowała z mechanizmami RPG od samego początku swego istnienia. Czy Origins, egipską odsłonę cyklu, można już nazwać pełnoprawnym RPG? Twórcy unikają tej etykietki, więc postanowiliśmy sami odpowiedzieć na to pytanie.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Assassin's Creed Origins – najlepsza gra w historii tej serii?
Nie ulega wątpliwości, że Origins będzie najbardziej rewolucyjną częścią cyklu Assassin’s Creed od premiery otoczonej swoistym kultem „dwójki”. Co prawda po drodze serii przydarzyło się jeszcze Black Flag, któremu niemal udało się wywrócić do góry nogami założenia stojące za kolejnymi rozdziałami opowieści o asasynach i templariuszach, jednak to właśnie przygody Ezia Auditore wyznaczyły kierunek, w jakim marka miała podążać przez kolejne lata. Schemat rozgrywki, który w 2009 roku można było określić mianem świeżego (choć nie do końca, wszak deweloperzy wzorowali się między innymi na... cyklu Grand Theft Auto), z czasem zaczął się zwyczajnie przejadać, czego punktem kulminacyjnym była premiera Syndicate’a, kiedy to cała seria znalazła się na równi pochyłej.
Firma Ubisoft na szczęście poszła po rozum do głowy i w samą porę przerwała coroczny cykl wydawniczy, dając swoim deweloperom czas na przemyślenie kwestii związanych z rozwojem marki... i podpatrzenie pewnych rozwiązań u konkurencji. Dzięki temu w tym roku Assassin’s Creed powraca w odmienionej formie – zmiany wprowadzone przez twórców są na tyle poważne, że przy okazji debiutu Origins seria może zmienić przynależność gatunkową. Na podstawie opublikowanych informacji i materiałów śmiało da się wysnuć wniosek, iż przygodzie Bayeka znacznie bliżej będzie do gier... RPG niż do gier akcji (jak zwykło się określać kolejne odsłony cyklu). Nie wierzycie? Zatem przekonajcie się sami.
Czy to już RPG?
Niniejszy wywód wypada zacząć od tego, jakie są cechy porządnego RPG. Spoglądając na naszą słownikową definicję, można wyodrębnić kilka elementów, które powinny pojawić się w każdym szanującym się „rolpleju”. Mowa o rozbudowanej, wielowątkowej i przeważnie (choć nie zawsze) nieliniowej fabule; opisaniu głównego bohatera szeregiem liczbowych statystyk; obecności mechaniki zdobywania punktów doświadczenia i awansowania na kolejne poziomy; rozbudowanym systemie walki, która może toczyć się zarówno w trybie turowym, jak i w czasie rzeczywistym; czy wreszcie o zadaniach fabularnych i misjach pobocznych, zlecanych prowadzonemu przez gracza bohaterowi przez postacie neutralne.
WARTO WIEDZIEĆ
Bayek z Siwy nie będzie jedynym głównym bohaterem Assassin’s Creed Origins. Protagoniście nieustannie ma towarzyszyć Senu, czyli orzeł, którego ten pośle na niczym nieograniczony zwiad. Senu dostrzeże nie tylko cele misji, ale i potencjalne miejsca, jakie mogą zainteresować gracza – jeśli przemierzając w jego skórze odległe obszary, natrafimy na wyjątkowo ciekawą lokację, nic nie stanie na przeszkodzie, by „teleportować” do niej Bayeka w ramach szybkiej podróży. Jakby tego było mało, zdarzy nam się również wcielić w Ayę, żonę naszego bohatera.
Jak się okazuje, dzieło studia Ubisoft Montreal już teraz ma niemal wszystkie wyżej wymienione cechy. Przygoda, w jakiej weźmiemy udział w Assassin’s Creed Origins, pozwoli na własne oczy zobaczyć, jak rodziło się bractwo asasynów. Jeszcze podczas targów E3 2017 Ashraf Ismail, czyli dyrektor kreatywny projektu, zapewniał, że nie będzie tu chodzić o „założenie przez kogoś kaptura” – za wszystkim ma bowiem stać skomplikowana intryga, której kolejne fragmenty odkryjemy w miarę postępów w grze.
Kolejnym elementem erpegowej układanki są statystyki postaci, na które najwyraźniej nie znaleziono tu miejsca, zamiast tego gracze otrzymają do dyspozycji trzy rozbudowane drzewka umiejętności – dzięki nim stworzą takiego Bayeka, jakiego sobie zażyczą. I tak oto gałąź Master Warrior będzie dotyczyć talentów przydatnych w walce w zwarciu; Master Hunter pozwoli nie tylko na rozwinięcie skradankowych zdolności, ale także na lepsze opanowanie korzystania z łuku oraz zacieśnienie więzi z Senu; listę natomiast zamknie opcja Master Seer, odnosząca się do biegłości w posługiwaniu się rozmaitymi narzędziami pokroju bomb i strzałek usypiających. Nim jednak stwierdzicie „aha, i tu Was mamy!”, przypomnijcie sobie, jak wyglądał ekran atrybutów bohatera (typu siła czy charyzma) chociażby w Wiedźminie 3. Nie pamiętacie? Cóż... takowego po prostu nie było, a jakoś nikt nie odważyłby się nazwać przygód Geralta z Rivii grą, tfu, akcji.
O tym, że w Assassin’s Creed Origins będziemy zdobywać punkty doświadczenia i awansować na kolejne poziomy, wiedzieliśmy w zasadzie jeszcze przed oficjalną zapowiedzią gry – wszak na temat tego tytułu krążyły rozmaite plotki na długie miesiące przed momentem, w którym starożytny Egipt w wykonaniu Ubisoftu na dobre wrył się graczom w pamięć. Nie ma zatem co szczególnie roztrząsać tego aspektu mechaniki – dość powiedzieć, że punkty doświadczenia otrzymamy zarówno za eliminację oponentów, jak i za wykonywanie rozmaitych zadań i inne poboczne aktywności. Zresztą „levelować” będziemy nie tylko prowadzonego do boju bohatera, ale i posiadany przez niego ekwipunek, co przełoży się zarówno na ilość obrażeń absorbowanych przez pancerz, jak i siłę ataków wyprowadzanych z użyciem konkretnej broni.