Graliśmy w Call of Duty: WWII – jest bardzo dobrze! - Strona 2
Widzieliśmy kampanię dla jednego gracza w Call of Duty: WWII i… zbieraliśmy szczękę z ziemi. Jeśli ten fragment był reprezentatywny dla całości, to nadchodzi najlepszy CoD od wielu, wielu lat!
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Call of Duty: WWII – udany powrót do korzeni serii
- akcja osadzona na froncie zachodnim II wojny światowej;
- brak automatycznej regeneracji zdrowia (wracają apteczki);
- wysokim poziom brutalności (sceny gore);
- świetnie zapowiadająca się kampania dla jednego gracza…
- …pełna emocji i urywających głowę momentów;
- wszechobecne skrypty ze scenami niemal z Uncharted 4.
Z serią Call of Duty rozstałem się bez żalu po zakończeniu trylogii Modern Warfare, a kolejne jej odsłony nie przekonały mnie, żeby dać im szansę. Należę do tego grona graczy, którym nie przypadł do gustu romans deweloperów z realiami ocierającymi się o science-fiction lub wręcz w pełni korzystającymi z tego gatunku, i tak jak wiele osób oczekiwałem radykalnego powrotu do korzeni, czyli do II wojny światowej.
Nawet nie dlatego, że jakoś mocno odczuwałem brak strzelanin osadzonych akurat w tym okresie historycznym. Po prostu wciąż mam w pamięci świetny pierwowzór oraz jego sequel i od dawna marzyłem o grze, która odwoła się do tego sentymentu, prezentując realny konflikt w oprawie rodem z 2017 roku. Tak, wiem, że po drodze był jeszcze Battlefield 1, ale zważywszy na przeciętne kampanie single player z „trójki” i „czwórki”, z góry założyłem, że DICE nigdy nie przeskoczy poprzeczki, którą kiedyś dość wysoko zawiesiło studio Infinity Ward. Być może błędnie, jednak nie czas i miejsce, żeby się nad tym teraz rozwodzić.
Wojna, która wgniata w fotel
Oficjalną zapowiedź gry Call of Duty: WWII przyjąłem ze zrozumiałą ekscytacją, która kilka tygodni później przeszła w niezdrowe podniecenie. Sprawiła to prezentacja strzelaniny na targach E3 w Los Angeles, która dziś dosłownie wgniotła mnie w fotel. Oglądając jedną z misji wchodzących w skład kampanii dla samotnego gracza, poczułem się właśnie tak, jak wiele lat temu, kiedy odbijałem małe francuskie miasteczko w „jedynce” u boku niezbyt rozgarniętych kompanów. World War II dało mi to, co niegdyś pierwszy czy drugi CoD. Poczucie, że jestem częścią machiny wojennej wymazującej z mapy świata kolejne pozycje niemieckich żołnierzy. A jakby tego wszystkiego było mało, nowy shooter zrobił to w sposób cholernie efektowny.
Wspomniana misja była wariacją na temat rzeczywistej operacji „Kobra”, którą alianci zapoczątkowali kilka tygodni po słynnym lądowaniu w Normandii, licząc na przełamanie hitlerowskiego oporu i ruszenie naprzód – w kierunku Berlina. Po obejrzeniu krótkiego, bo trwającego zaledwie kilkanaście minut, epizodu autentycznie szukałem szczęki na podłodze. Pod względem dramaturgii etap ten nie odbiegał od najlepszych fragmentów czwartego CoD-a (uważanego przez wielu za magnum opus Infinity Ward), a momentami wręcz je przewyższał. Nie przeszkadzał mi nawet fakt, że we wspomnianym epizodzie gołym okiem widoczne było rozrywkowe podejście do mechaniki strzelania, któremu twórcy serii Call of Duty hołdują od lat, wywołując śmiech u fanów Battlefielda. Powiem krótko – jeśli pozostałe misje zaserwują ten sam poziom wizualnej rozkoszy co na E3, to śmiem twierdzić, że będzie to najlepsza kampania w historii całego cyklu.
Powrót apteczek
Sama seria jest dość często krytykowana za brak istotnych nowości i nie czarujmy się – Call of Duty: WWII również nie wydaje się wnosić ich zbyt wiele. Rewolucją na pewno można nazwać całkowitą rezygnację z automatycznej regeneracji zdrowia, której popularność w dużej mierze zawdzięczamy drugiej odsłonie CoD-a. Zapomnijcie o marmoladzie na ekranie i chowaniu się za skrzyniami w celu odzyskania energii życiowej. Teraz sami decydujemy o tym, kiedy odbudowujemy nadwątlone siły witalne, a gdy zabraknie nam apteczek w ekwipunku, zawsze możemy poprosić o kolejną pałętającego się w pobliżu medyka.
Łapiduch oznaczony jest na ekranie specjalną ikoną, podobnie zresztą jak zwiadowca, który również towarzyszy nam w niektórych misjach. Kiedy chcemy skorzystać z usług obu panów, po prostu kierujemy na nich wzrok i wciskamy jeden z przycisków na d-padzie. Koledzy podbiegają wtedy do nas, wykonując z góry zaprogramowane rozkazy. W przypadku medyka będzie to właśnie ofiarowanie apteczki, spotter zaś wypatrzy przeciwników, dzięki czemu ich sylwetki zostaną otoczone dobrze widoczną poświatą. Ta ostatnia funkcja przydała się podczas krótkiego epizodu snajperskiego, stanowiącego część wspomnianej misji. Od razu zaznaczmy jednak, że korzystanie z ułatwień nie jest wymagane. To od nas zależy, czy zwrócimy się o pomoc do kompanów. Nikt nie będzie nam na siłę wciskać medykamentów, a tym bardziej podawać na tacy pozycji Niemców.