Graliśmy w Assassin's Creed: Origins – ostrożna rewolucja Ubisoftu
Oto jest! Nowa odsłona serii Assassin's Creed zabierze nas w podróż w czasie: odwiedzimy starożytny Egipt, wdrapiemy się na piramidy, a na koniec powalczymy w stylu znanym z… Wiedźmina 3. Na targach E3 graliśmy w Assassin’s Creed: Origins.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Assassin's Creed Origins – najlepsza gra w historii tej serii?
Artykuł powstał na bazie wersji XONE.
- akcja osadzona w starożytnym Egipcie;
- zróżnicowany świat porównywalny z obszarem z Black Flag;
- głównym bohaterem będzie Bayek;
- wiele akwenów wodnych i możliwość nurkowania;
- zmodyfikowany interfejs (brak minimapy);
- zmiany w systemie walki na wzór Wiedźmina 3;
- mniejszy realizm świata przedstawionego (np. sterowanie lecącą strzałą czy mityczne stwory).
Stało się. Po dwóch latach przerwy Ubisoft powraca z serią Assassin’s Creed, jakby chciał przypomnieć, że w kwestii opowieści o zakapturzonych skrytobójcach nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Francuski koncern pragnie zatrzeć złe wrażenie po Unity i Syndicate, które zdaniem wielu jedynie odcinały kupony od wypracowanego lata temu sukcesu. Zgodnie z podejrzeniami i docierającymi już wcześniej plotkami na wielu frontach Origins serwuje prawdziwą rewolucję. Deweloperzy znacznie podrasowali swoje dzieło, wykorzystując rozwiązania podpatrzone u konkurencji i przywracając lubiane przez miłośników cyklu akcenty. Czy obrana droga okaże się tą właściwą?
Z góry uprzedzam, że ocenienie tego, co pokazano w Los Angeles na targach E3, jest szalenie kłopotliwe. Z jednej strony trudno nie przyklasnąć próbie odświeżenia serii, z drugiej jednak poczynione zmiany nie wszystkim fanom muszą przypaść do gustu. Głównie dlatego, że na kilku płaszczyznach Origins mocno odstaje od tego, do czego zostaliśmy przyzwyczajeni, wcielając się w postacie Altaira, Ezia Auditore i kolejnych rzeźników ukrywających ostrze w rękawie.
Wielki Egipt
ZMIANY, ZMIANY
W grze przemierzymy sporo akwenów i co ważne, po raz pierwszy w historii serii da się w nich zanurkować. Do tej pory Assassin’s Creed nie oferowało takiej opcji, nie licząc dzwonów z Assassin’s Creed IV: Black Flag, ale tam były to konkretne miejscówki, precyzyjnie ulokowane w świecie gry. W Origins będziemy mogli zanurzyć się wszędzie tam, gdzie przyjdzie nam na to ochota. Niech żyje nowa wersja Animusa!
Origins powraca do koncepcji otwartego świata z obszarami pozamiejskimi, którą ostatni raz Ubisoft bawił się w Assassin’s Creed: Rogue. Będzie to de facto pierwsza odsłona serii powstała na silniku AnvilNext 2.0 oferująca taką możliwość – zarówno w Unity, jak i w Syndicate mieliśmy do dyspozycji jedynie sporych rozmiarów metropolie. Powiększenie obszaru działań zaowocowało powrotem koni, które – podobnie jak w Wiedźminie 3 i Red Dead Redemption – da się przywołać jednym przyciskiem pada.
Zestaw wierzchowców wzbogaci się ponadto o wielbłądy, a z siodła – i to jest nowość – będziemy w stanie strzelać z łuku. Do dyspozycji Bayeka, postaci, w którą się wcielimy, oddane zostaną także rydwany, które kupimy w stajniach – jednym z kilku typów budynków pozwalających wydać ciężko zarobione przez asasyna pieniądze. Pozostałe to kuźnie i warsztaty krawieckie, oferujące oręż i odzienie dla skrytobójcy. W Origins występują ponadto tradycyjni kupcy, u których nabędziemy inne przedmioty użytkowe.
Wykorzystanie wierzchowców i rydwanów okaże się konieczne, bo w ogromnym świecie znajdować ma się stosunkowo niewiele punktów szybkiej podróży. Te zostaną zrealizowane w takiej samej formie jak w Unity i w Syndicate, a więc za pośrednictwem punktów widokowych. Tak, tak – jeśli ktoś miał obawę, że charakterystyczny element cyklu zniknie bezpowrotnie, to uspokajamy, rzeczone punkty się pojawią, ale z pewnością nie będą rozrzucone tak gęsto jak chociażby w Assassin’s Creed II, gdzie na stosunkowo małych obszarach czekało na nas ponad pięćdziesiąt lokacji oferujących synchronizację.