Graliśmy w Days of War – przedwczesny szturm na Omaha Beach
Days of War próbuje przywrócić blask drugowojennym strzelankom, ale na razie oferuje zbyt mało, byśmy ponownie dali się oczarować szturmem na plażę Omaha.
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
- sieciowa strzelanina we wczesnym dostępie;
- 3 mapy i 2 tryby rozgrywki;
- 9 klas postaci;
- broń i lokacje wzorowane na uzbrojeniu i polach bitew z II wojny światowej;
- bardzo szybka, zręcznościowa rozgrywka.
Strzelaniny osadzone w czasach II wojny światowej są dziś niczym pieśń przeszłości, moda z pierwszego dziesięciolecia XXI wieku, która przeminęła i nie chce powrócić. Wszystko wskazuje jednak, że prędzej czy później doczekamy się ponownego zalewu tytułów z garandami i thompsonami w roli głównej. Jaskółką nadchodzących zmian był niezwykle ciepło przyjęty Battlefield 1 ze swoją I wojną światową, a reakcje w internecie jasno pokazały, że wszyscy są już mocno znudzeni futurystycznymi starciami.
Inni wielcy wydawcy nie poszli jeszcze za przykładem Electronic Arts, więc swojej szansy na tym polu upatrują małe studia, często za pośrednictwem Kickstartera. W tym roku możemy spodziewać się rozwijania co najmniej trzech pozycji: Day of Infamy, Battalionu 1944 i opisywanej tu gry Days of War studia Driven Arts, która niedawno pojawiła się we wczesnym dostępie na Steamie.
Powrót do przeszłości
Pierwsze chwile na plaży Omaha to świetny klimat i wspomnienia dawnych gier z II wojną światową w tle.
Zwrot „wczesny dostęp” są w tym przypadku bardzo trafny, gdyż Days of War faktycznie udostępniono naprawdę wcześnie. Nie oznacza to jednak ogromnej liczby błędów uniemożliwiających zabawę, tylko raczej ascetyczną wręcz surowość i ubóstwo oferowanej zawartości. W pakiecie dostajemy bowiem raptem trzy mapy, dwa tryby rozgrywki i całkowity powrót do mechanizmów rodem z początku XXI wieku, obecnych w Call of Duty 2 czy Day of Defeat. Zapomnijmy o rozwijaniu postaci, odblokowywaniu wyposażenia czy skórek i taktycznym działaniu w oddziałach.
Nie ma też muzyki, nie ma bogatych dźwięków otoczenia. Days of War to niezwykle dynamiczna rozgrywka z podziałem na klasy, których charakterystyczne typy broni o różnych możliwościach najbardziej wpływają na nasz styl gry. Jedyną „nagrodą” po zakończonym meczu jest ksywka na liście i liczba fragów z boku. Niektórym to wystarczy, a jeśli okaże się, że to za mało, to czy powrót do tematyki II wojny światowej będzie dodatkowym atutem gry?
Do dyspozycji oddano nam na razie dwie mapy miejskie – jedną w zrujnowanym normandzkim Carentan, znanym z serialu Kompania braci, a druga to francuski Kaysersberg w malowniczej, zimowej aurze. Oba miasteczka są również dostępne w innych porach dnia czy przy odmiennej pogodzie, co daje wrażenie większego zróżnicowania aren. Trzecią propozycję stanowi popularna w filmach i grach lokacja Omaha Beach, pozwalająca ponownie rozegrać etap znany z Medal of Honor: Allied Assault bądź przypomnieć sobie podobną mapę z Day of Defeat. Grafika prezentuje się znośnie (niezłe tekstury), choć bywa miejscami bardzo sterylna.
Wcielając się w amerykańskiego lub niemieckiego żołnierza, mamy dostęp do każdej znanej broni z tego okresu – od springfieldów i K98, przez garandy, thompsony, MP40 czy Stg44, po strzelby i wyrzutnie granatów. Otrzymujemy więc praktycznie większość tych najbardziej rozpoznawalnych ikon z obrazów o II wojnie światowej, jednak klimatu z Szeregowca Ryana próżno tu szukać. Wszystko za sprawą obiecanej przez autorów szybkiej, polegającej tylko na „skillu”, rozgrywki.