Graliśmy w My Summer Car – samochodowy survival dla wytrwałych - Strona 2
Lato, urlop, własna bryka – My Summer Car brzmi jak lekka, wakacyjna przygoda, ale w rzeczywistości to hardkorowy symulator dla wytrwałych.
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
- trudna i szczegółowa budowa samochodu…
- …przy której każda śrubka wymaga osobnego klucza;
- absolutny brak podpowiedzi i wskazówek;
- tuning wizualny auta w stylu lat 90.;
- konieczność spania, jedzenia i picia;
- permadeath i zaczynanie wszystkiego od początku;
- kilka aktywności pobocznych;
- duża, ale pusta sandboksowa mapa;
- własna muzyka w radiu z plików ogg.
Finlandia kojarzy się z wieloma rzeczami – saunami, skokami narciarskimi, Nokią czy marką Angry Birds. Niekoniecznie jednak z ciepłymi latami i samochodami. Nie do końca słusznie, gdyż Finowie niewątpliwie mają smykałkę do motoryzacji, o czym może świadczyć liczba rajdowych i wyścigowych mistrzów świata z tego kraju. Takie nazwiska jak Juha Kankkunen, Ari Vatanen, Tommi Mäkinen, Mika Häkkinen czy Marcus Grönholm na stałe zapisały się w historii sportów motorowych. W programie Top Gear postawiono żartobliwą tezę, że Finowie mają naturalny instynkt do prowadzenia samochodu dzięki kiepskim drogom i weekendowym wyścigom dla amatorów FOG Racing, w których wziąć udział może każdy – bez inwestowania w pojazd czy szukania sponsorów.
Taki właśnie świat fińskiej, prowincjonalnej motoryzacji z zardzewiałym gratem na start próbują przybliżyć nam twórcy gry My Summer Car. Jeśli jednak po zwiastunach oczekiwaliście sielskich klimatów, picia piwa i kupy humoru, to trochę się zawiedziecie. My Summer Car to po pierwsze hardkorowy symulator przetrwania, a po drugie – skomplikowana i dość realistyczna układanka, wymagająca samodzielnego złożenia samochodu i to co do jednej śrubki! Dodajmy do tego spory i pusty sandboksowy świat, brak nawigacji czy w ogóle jakichkolwiek podpowiedzi oraz czyhającą nad nami permadeath z najdrobniejszych powodów, a dostaniemy istny dzień świstaka.
Fiński dzień świstaka
Po każdym zgonie w My Summer Car musimy ciągle zaczynać od początku zabawę, ucząc się z czasem składać cały silnik z zamkniętymi oczami i mieć właściwy respekt przed surowym, fińskim krajobrazem. Szybko też odkryjemy dlaczego w grze możemy pić tyle piwa oraz mamy aż kilka przycisków na przeklinanie – po prostu trzeba jakoś dać upust frustracji oraz zniecierpliwieniu i usiąść przed dziwnym filmem w telewizorze ze skrzynką browarów, odpuszczając sobie poszukiwania właściwego klucza do przykręcenia amortyzatorów. My Summer Car to droga przez mękę, ale gdy patrzymy jak zardzewiała karoseria staje w końcu na kołach i zaczyna zmieniać się w samochód – kolejna butelka chmielu jest jak toast zwycięstwa, z większą satysfakcją niż po przejściu niejednej „trudnej” gry”. Oto przykładowy dzień świstaka w My Summer Car.
Dzień 1
Mlehh, ohydna ta kwatera. Szybko znalazłem garaż wypełniony częściami samochodowymi, niewątpliwie pasującymi do zalegającej na podwórzu karoserii. Na szczęście ktoś je sensownie pogrupował – fragmenty silnika na półkach, zawieszenie w kącie podłogi. Zabrałem się za przednią oś, szybko przekonując się, że każda śrubka wymaga innego klucza o odpowiednim rozmiarze. Brak schematów, podpowiedzi, a przede wszystkim odpowiedniej wiedzy sprawił, że zapasy jedzenia i picia skończyły się, zanim auto stanęło na frontowych kołach. Korzystając z będącej na chodzie furgonetki, wyruszyłem na poszukiwanie sklepu. Po jakichś 10 minutach bezowocnej jazdy po polnych drogach, samochód zahaczył o nierówność na poboczu i wylądowałem na drzewie – śmierć!