autor: Michał Chwistek
Testujemy Paladins – ubogi Overwatch za darmo - Strona 3
Na Steamie pojawiła się gra Paladins. Czy darmowy Overwatch ma potencjał, by skraść graczy Blizzardowi? Jedno wiadomo na pewno: jeszcze nie teraz.
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
- bohaterska strzelanka twórców Smite’a;
- dwie drużyny złożone z pięciu graczy;
- wiele podobieństw do Overwatcha;
- siedemnaście postaci;
- gra oferowana w formie wczesnego dostępu;
- model free-to-play.
Gdy World of Warcraft pobijało kolejne rekordy popularności, duża liczba twórców próbowała powtórzyć sukces Blizzarda, masowo wydając następne gry MMO. To samo stało się z gatunkiem MOBA, który rozsławiło stworzone przez Riot Games League of Legends. W jednym i w drugim przypadku żadnemu naśladowcy nie udało się nawet zbliżyć do popularności wymienionych gigantów. Dla wydawców stało się więc jasne, że jeśli chce się odnieść sukces w nowym typie gier, trzeba być jednym z jego pionierów. Tak też narodziła się moda na strzelanki z bohaterami. W krótkim okresie zapowiedziano całą masę podobnych tytułów, mimo że nikt nie był nawet pewien, czy taki rodzaj rozgrywki przyjmie się wśród graczy. Do forpoczty twórców rodzącego się gatunku szybko dołączyli autorzy gry Smite, których najnowsze dzieło zatytułowane Paladins właśnie weszło w fazę otwartych beta-testów.
Patrząc na wspomniany tytuł, trudno uciec od skojarzeń z grą Overwatch. Choć obie produkcje zostały zapowiedziane w podobnym czasie, ta ostatnia ukazała się jednak dużo wcześniej, przez co grając w propozycję studia Hi-Rez, mamy wrażenie obcowania z mniej dopracowanym i uboższym klonem hitu Blizzarda.
Przepychanki na brzydkich mapach
Rozgrywka w Paladins polega na walce dwóch pięcioosobowych zespołów, które rywalizują o stojący w centrum mapy pojazd. Zadaniem każdej drużyny jest zajęcie wspomnianej maszyny, a następnie przepchanie jej do bazy wroga. Jedna i druga czynność nagradzana jest punktem. Jako że do zwycięstwa wymaganych jest kilka takich punktów, mecze składają się z paru identycznych rund, powtarzanych aż do sukcesu jednej z ekip. Nic skomplikowanego.
O ile sam pomysł wydaje się ciekawą, aczkolwiek prostą, wariacją na temat trybu eskorta z Overwatcha (a tak naprawdę jest inspirowany Team Fortress), o tyle jakość wykonania aktualnych map pozostawia wiele do życzenia. Proponowane obecnie lokacje to zdecydowanie jeden z najsłabszych elementów gry. Najczęściej są one bardzo małe i tak zaprojektowane, że nie oferują prawie żadnych interesujących możliwości ataku czy obrony. Z tego też powodu, bez względu na wylosowaną mapę, każda rozgrywka wygląda niemal identycznie. Dwie drużyny stają naprzeciwko siebie i strzelają do każdego, kto znajduje się przed nimi. Można co prawda próbować oflankować wroga, ale dostępne ścieżki są tak oczywiste, że trudno liczyć na jakiekolwiek zaskoczenie przeciwnika.