Graliśmy w grę Sniper Elite 4 – ogromne poziomy i malutkie nowości - Strona 2
Sniper Elite 4 na kilka miesięcy przed premierą wygląda na bezpieczną kontynuację serii. Rewolucji w rozgrywce brak – w zamian za to dostaniemy znacznie większe mapy z wieloma misjami pobocznymi oraz swobodą w ich wykonywaniu.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Sniper Elite 4 – strzelec wyborowy w formie, choć z zadyszką
Do niedawna sytuacja na froncie gier snajperskich była klarowna: seria Sniper Elite była strzelcem wyborowym, a polski Sniper: Ghost Warrior mógł co najwyżej podpatrywać kolegę po fachu i nieudolnie próbować rzucić mu rękawicę. Ale nadchodząca, trzecia odsłona cyklu autorstwa CI Games wydaje się być propozycją co najmniej obiecującą – rodzime studio porzuciło liniowe korytarze na rzecz otwartej struktury misji i bardziej dowolnego podejścia do zawodu snajpera. Jak na tą małą rewolucję u konkurencji zareagował doświadczony już, brytyjski zespół Rebellion? Raczej bez paniki – na targach Gamescom w Kolonii mieliśmy okazję spędzić pół godziny ze Sniper Elite 4, i produkcja ta wydaje się być „zaledwie” kolejnym małym krokiem w rozwoju marki. Fani dotychczasowych odsłon serii od razu poczują się tu jak w domu.
„Czwórka” przeniesienie nas na Półwysep Apeniński z 1943 roku, na krótko przed aliancką inwazją na faszystowskie Włochy. Będziemy mieli więc okazję wykonywać swoje misje na chwilę przed tym, jak na kraj spadną pierwsze bomby, i wstrząsnąć fundamentami dyktatorskiego reżimu Benito Mussoliniego. Zmiana klimatu zapewne wyjdzie cyklowi na dobre: powrót na Stary Kontynent po pustynnych krajobrazach północnej Afryki może być przyjemnym doświadczeniem. Tym bardziej, że Sniper Elite 4 zaoferuje jeszcze większą swobodę, niż poprzedniczka. Przede wszystkim zwiększą się poziomy: każdy z nich to teraz naprawdę duża mapa, na której zawsze znajdziemy coś do roboty. U mnie głównym punktem był silnie strzeżony most z wrogimi posterunkami po obu stronach, na szczęście położony w doskonałym miejscu do tego, by z odległych o niemal dwieście metrów krzaków poważnie przetrzebić szeregi nieprzyjaciół.
Pokaźne, otwarte etapy pozwalają nie tylko na znacznie więcej swobody, ale i dają masę dodatkowych atrakcji. W przeciągu dwóch kwadransów z grą nawet nie zbliżyłem się do wykonania głównego zadania, bowiem różne poboczne cele non stop odwracały moją uwagę. Biegałem więc radośnie od kryjówki do kryjówki, wycinając w pień zwykłych szeregowych oraz polując na wrogich snajperów, od czasu do czasu podkładając też ładunki wybuchowe pod ważniejsze budynki. Żeby w stu procentach odkryć to, co oferowała prezentowana misja, musiałbym spędzić przy stoisku Rebellion co najmniej dwie godziny. Deweloperzy nie ukrywają, że taki też był ich cel: gracze obsesyjnie sprawdzający każdy ważniejszy punkt na mapie w Sniper: Elite 4 utopią naprawdę mnóstwo czasu.
Wraz z poważnie rozbudowanymi etapami nie idzie żadna graficzna rewolucja. Wizualnie dzieło Brytyjczyków ani nie powala na kolana, ani nie odrzuca – poziomy są zaprojektowane nieźle, choć bez szczególnej finezji czy kreatywności, modeli przeciwników na ten moment także nie ma jakoś szczególnie dużo, zdarzają się też pomniejsze błędy, całkowicie usprawiedliwione jednak faktem, że ogrywałem wersję alfa. Autorski silnik Rebellion daje sobie radę, chociaż żadnych nagród za oprawę nie otrzyma – bo i nikt szczególnych graficznych fajerwerków od tej produkcji nie wymaga.