W oparach superbohaterskich pierdów – graliśmy w South Park: The Fractured But Whole
Pokaz South Park: The Fractured But Whole nie pokazał nic rewolucyjnego w zakresie samej rozgrywki, natomiast zabawa z użyciem Nosolusa z pewnością jest doświadczeniem, którego branżowi dziennikarze – a przynajmniej ich nozdrza – nie zapomną na długo.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry South Park: The Fractured But Whole – śmierdząca jazda bez trzymanki
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
Trudno było oczekiwać, by po zaskakującym sukcesie gry South Park: Kijek Prawdy jej kontynuacja siliła się na całkowite zmiany w konwencji czy rewolucje w mechanikach. Toteż na pokaz sequela na Gamescomie szedłem z przekonaniem, że dobrze wiem, co mnie czeka – ot, kolejny RPG, przeznaczony przede wszystkim dla fanów serialu, w który przyjemnie będzie pograć, nawet jeśli poważniejsze nowości można policzyć na palcach u ręki Cartmana. I w kwestii rozgrywki się nie myliłem: choć są oczywiście świeże rozwiązania, The Fractured But Whole (powodzenia w tłumaczeniu tytułu!) to w dużej mierze po prostu ta sama produkcja, co dwa lata wcześniej, tyle że z superbohaterami w roli głównej. Mimo to prezentacji Ubisoftu nie zapomnę przez długi czas – ostatecznie to dzięki niej byłem w stanie przekonać się, jak długo może wytrzymać bez powietrza naprawdę zdesperowany człowiek...
Prezentacja South Park: The Fractured But Whole na gamescomie była szczególna pod jednym względem: miałem okazję sprawdzić w akcji „urządzenie do rozszerzonej rzeczywistości”, zwane Nosulus, które zakładało się na nos, by w pełni „poczuć” rozgrywkę. Przedstawiciel Ubisoftu twierdził, że firma pracowała nad nim długie miesiące, zatrudniając do pomocy producentów perfum – choć to zapewne kompletna bzdura, biorąc pod uwagę fakt, że gadżet jest dostępny wyłącznie na targach. Może to i lepiej – dzięki temu więcej osób uniknie tego losu, który spotkał mnie, gdy z głupią odwagą postanowiłem ograć omawianą produkcję z tym urządzeniem na nosie. Deweloperzy nie pieścili się z dziennikarzami i za każdym razem, gdy postać pierdziała (a ci, którzy przeszli Kijek Prawdy, wiedzą, że pierdzi się tu dość często) traktowali nasze nozdrza okrutnym smrodem, który sprawiał, że większość prasy – ze mną na czele – swoje dwadzieścia kilka minut rozgrywki przetrwała na zaledwie paru wdechach. Oby inni twórcy nie podchwycili pomysłu…
Odkładając jednak na bok szalenie innowacyjnego Nosulusa, który jak ulał pasował do konwencji South Parka, w pierwszych minutach The Fractured But Whole towarzyszyło mi nieodłączne uczucie deja vu. Ani oprawa graficzna, ani podstawowe mechaniki nie zmieniły się w najmniejszym stopniu – za małą ewolucję można co najwyżej uznać fakt, że przedmioty automatycznie wpadają do naszego ekwipunku, co, biorąc pod uwagę fakt, że nie mamy tu żadnych ograniczeń co do liczby noszonych przedmiotów, zdecydowanie jest plusem. Wizualnie to nadal wierna symulacja tego, jak wygląda serial. W porównaniu do Kijka Prawdy jest jednak nieco bardziej efektownie – zmiana konwencji z fantasy na komiksy o superbohaterach sprawiła, że w walkach co chwila widzimy błyskające pioruny, potężne ciosy oraz ataki specjalne, a zróżnicowane, amatorsko sklecone kostiumy czynią produkcję jeszcze bardziej kolorową.