Graliśmy w Dawn of War III – jest lepiej niż myśleliśmy - Strona 2
Pograliśmy w Dawn od War III i potwierdzamy: kosmiczna wojna się zmieniła, ale to nie znaczy, że na gorsze. Gamescom 2016 to dowód, że Relic wie, jak robić strategiczne gry.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Warhammer 40,000: Dawn of War III – klasyczny RTS z twistem
- trzecia odsłona serii gier strategicznych studia Relic;
- powrót do rozwiązań z pierwszej części cyklu (np. budowa bazy);
- trzy frakcje (Kosmiczni Marines, Eldarzy oraz Orkowie);
- 10-godzinna kampania dla jednego gracza (17 misji);
- dużą rolę odegrają potężne superjednostki;
- efektowna oprawa graficzna z masą spektakularnych animacji;
Uniwersum Warhammera 40,000 jest bezkompromisowo brutalne, gotycko efektowne i pełne wyrazistych frakcji i charyzmatycznych postaci. Nie dziwi więc, że zdobyło ogromną popularność – najpierw jako bitewniak, a następnie jako tło dla niezliczonych gier wideo. Wśród tych ostatnich jedną z bardziej rozpoznawalnych marek jest Dawn of War. Pracując nad trzecią odsłoną twórcy ze studia Relic podjęli się trudnego zadania – postanowili połączyć to co było najlepsze w poprzednich częściach, tworząc mieszankę, która rozpalić ma wszystkich fanów serii, ale i trafić do nowych graczy. W targach gamescom 2016 mieliśmy okazję zagrać w Dawn of War III. Wcieliliśmy się w Gabriela Angelosa, wzywaliśmy na pole bitwy potężne mechy i wiemy już, że kosmiczna wojna znowu się zmieniła. I to znacznie. „Projektując Dawn od War III rozłożyliśmy poprzednie odsłony na czynniki pierwsze, każdy z nich analizując i szukając w nich tego, co powoduje, że w Świt wojny gra się tak dobrze. Następnie wybraliśmy to, co najlepsze i dodając nowe pomysły stworzyliśmy „trójkę” – powiedzieli nam twórcy z Relic Entertainment na pokazie.
Nowe vs stare
Przedstawiciele Relic twierdzą, że trzecia odsłona serii Dawn od War ma połączyć wszystko to, co najlepsze w poprzednich dwóch częściach. Tyle w teorii – w praktyce pierwsze wrażenie jest jednak zupełnie inne. Świt wojny wygląda tak, jakby wykastrowano wszystkie elementy z „dwójki”, które odziedziczone zostały po serii Company of Heroes. Idąc na pokaz z możliwością rozegrania jednej misji miałem więc mieszane uczucia – wypuszczone wcześniej fragmenty rozgrywki nie nastroiły mnie optymistycznie; wszystko wydawało się uproszczone, brakowało systemu osłon, a jednostki bohaterów rozgniatały zwykłe oddziały, jak koń od niechcenia miażdży natrętną muchę. Po trzydziestu minutach spędzonych wśród Space Marines (Krwawe Kruki wracają!) mogę potwierdzić – to wszystko prawda. Nie znaczy to jednak, że jest źle. Wręcz przeciwnie, Dawn od War III jest inne, ale nie wydaje się gorsze. Doceniam, że twórcy nie poszli na łatwiznę i postanowili odświeżyć formułę – tym bardziej, że grało mi się przyjemnie i z dużą ciekawością będę śledził kolejne losy projektu.
W czasie pokazu na targach gamescom 2016 dano nam do rozegrania jedną z późniejszych misji, a więc mogłem korzystać z wszelkiej maści oddziałów i trzech superjednostek. Takie rzucenie od razu na głęboką wodę uświadomiło mi, że nawet niewiele wiedząc o mechanice „trójki” łatwo można wskoczyć w buty kosmicznych marines i od ręki zabrać się za walkę. Nie znaczy to, że dobrze sobie poradziłem – wręcz przeciwnie – ale większość celów misji udało mi się zrealizować. We zaprezentowanej misji głównym celem było zniszczeni oznaczonych budynków frakcji Eldarów. Jako dowódca Space Marines dostałem pod swoje skrzydła czołgi, wielkiego mecha, a także Gabriela Angelosa, pełniącego rolę tanka. Szybko przekonałem się, że siłą Kosmicznych Marines jest wysoka mobilność (poza wspomnianym mechem, który choć potężny, to porusza się wolno niczym wyjątkowo leniwy żółw) – szczególnie przydają się zrzuty orbitalne, pozwalające w dowolnym miejscu wezwać wybrane oddziały. Choć nie miałem możliwości dowodzić Eldarami, to potwierdziło się, że ich strategia polega na wykorzystaniu latających jednostek, bram osnowy (do przesyłania jednostek) i ciągłym nękaniu wroga. Przypadną więc do gustu graczom lubującym się podjazdowym stylu prowadzenia starć.