Graliśmy w Ruinera – owoc miłości Hotline Miami i mrocznego cyberpunku - Strona 2
Podczas pobytu w Warszawie mieliśmy okazję zobaczyć w akcji Ruinera, debiutancki projekt studia Reikon Games. Dzieło tego zespołu na tę chwilę zachwyca zarówno stylistyką, jak i uzależniającą, szybką i trudną rozgrywką. Fani Hotline Miami będą zachwyceni.
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
- bardzo szybki, taktyczny top-down shooter;
- rozgrywka oparta na specjalnych umiejętności bohatera;
- możliwość rozwijania talentów protagonisty;
- całkiem wysoki poziom trudności;
- ładna oprawa wizualna, stworzona na silniku Unreal Engine 4, ze stylistyką rodem z Łowcy androidów.
Ruiner – debiutanckie dzieło polskiego studia Reikon Games – na początku kwietnia powalił mnie na łopatki rewelacyjnym, klimatycznym zwiastunem, robiąc wrażenie zdecydowanie ładniejszego Hotline Miami ze stylistyką rodem z filmowego Łowcy androidów. Fragment rozgrywki pokazany podczas PAX East nie wywołał jednak tego samego efektu i mówiąc szczerze – bałem się trochę tego, że odwiedziny w warszawskiej siedzibie firmy zakończę rozczarowany. Nic bardziej mylnego. Po pierwszych paru minutach strzelania, cięcia i rozbijania głów Ruiner z ciekawostki, na którą warto zwrócić uwagę, zmienił się w najbardziej wyczekiwany tegoroczny tytuł polskiej produkcji.
Hełm z wyświetlającymi się napisami i obrazkami tworzy podobnie psychodeliczny klimat, co zwierzęce maski w źródle inspiracji Ruinera.
Od razu uprzedzę – porównań do Hotline Miami, gry, którą darzę wielką sympatią, będzie tu mnóstwo. Zresztą sami deweloperzy nie ukrywają, że dzieło Dennaton Games było dla nich jedną z głównych inspiracji. O ile jednak Szwedzi w kwestii oprawy graficznej poszli w skrajny wręcz minimalizm, Reikon Games zdecydowanie bardziej się postarało. Wizualnie Ruiner prezentuje się naprawdę dobrze, co w mniejszym stopniu powodowane jest jakością grafiki, stworzonej przy użyciu silnika Unreal Engine 4, a w znacznie większym świetną stylistyką. W komentarzach pod wspomnianym wcześniej zwiastunem ktoś napisał, że gra wygląda jak Drive, Oldboy oraz Łowca androidów wymieszane w równych proporcjach. I poza tym, że zamieniłbym Drive’a na anime – które sami twórcy wymieniają jako źródło inspiracji – opis ten pasuje do Ruinera jak ulał. Zalane deszczem, brudne ulice, pełne typów spod ciemnej gwiazdy, wszechobecne neony, oświetlające wejścia do sklepów (rzadziej) i mordowni (zdecydowanie częściej) – klimat futurystycznej, cyberpunkowej antyutopii czuć tu na każdym kroku.
Cegiełkę do wspomnianej atmosfery dołoży fabuła, o której jednak na razie twórcy nie mówią zbyt wiele. Wiemy jedynie, że akcja toczyć się będzie w 2091 roku w Rengkoku, futurystycznej metropolii, będącej główną siedzibą korporacji Heaven. Wcielimy się w przedstawiciela biedniejszej części społeczeństwa, który z pomocą tajemniczej dziewczyny wyruszy na ratunek swojemu porwanemu bratu. Historia w Ruinerze nie będzie więc raczej materiałem na literackiego Nobla, ale zważywszy na fakt, jak uzależniająca jest rozgrywka, trudno mieć o to większe pretensje.
Choć daniem głównym w produkcji Reikon Games ma być rozstrzeliwanie, cięcie, tłuczenie stalową rurką oraz wysadzanie w powietrze wszelkiego rodzaju przeciwników, deweloperzy pokusili się o niewielką, otwartą lokację. Walczyć w niej raczej nie będziemy – odwiedzimy za to mechanika, zajrzymy do baru i porozmawiamy z paroma NPC. To nieduża część gry, bardziej preludium przed właściwą rozgrywką, ale zdecydowanie cieszy. Po pierwsze dlatego, że przechadzka po ulicach Rengkoku stanowi wyjątkowo klimatyczne przeżycie, po drugie zaś z tej przyczyny, że w przeciwieństwie do wspomnianego już Hotline Miami mamy okazję otrzymać bardziej szczegółowe informacje dotyczące misji, na którą się wybieramy, i solidnie się przygotować.