Graliśmy w Caravan – Pewnego razu na Bliskim Wschodzie
Caravan próbuje przekonać gracza do zostania kupcem na starożytnym Półwyspie Arabskim. I choć sam pomysł bynajmniej bezsensowny nie jest, po prezentacji trudno oprzeć się wrażeniu, że twórcy mimowolnie sabotują swoje dzieło nieprzemyślanymi rozwiązaniami.
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
Historia mojej znajomości z Caravan to opowieść o wielkich nadziejach, przykrym zderzeniu z rzeczywistością i, ostatecznie, rozczarowaniu. Pomysł prowadzenia własnej kupieckiej wyprawy przez Półwysep Arabski z pierwszych lat po narodzeniu Chrystusa podobał mi się prawdopodobnie bardziej, niż mogłem się o to podejrzewać. Gdyby jeszcze ubrać to w jakąkolwiek sensowną, czytelną mechanikę – it Matters Games miałoby mnie w kieszeni. Niestety, intrygujący klimat Bliskiego Wschodu i miks kilku gatunków idą w parze z powolnym do przesady tempem rozgrywki oraz absolutnym brakiem przejrzystości.
- ekonomiczno-eksploracyjny roguelike z elementami RPG-a, osadzony na Półwyspie Arabskim z pierwszych wieków naszej ery, z elementami fantastycznymi z „Baśni tysiąca i jednej nocy”;
- historia młodego kupca, którego rodzinna osada zostaje zniszczona;
- możliwość podróżowania przez Bliski Wschód i sprzedawania oraz kupowania towarów;
- zdarzenia losowe podczas wędrówki, takie jak atak zwierząt czy napotkanie nauczyciela;
- targowanie się oraz walka rozwiązane w postaci minigierki, łączącej zabawę w papier-nożyce-kamień z grą w kości.
Na dobry początek trzeba jednak przyznać berlińskim deweloperom, że choć Caravan było dla mnie ostatecznie rozczarowaniem, to stało się tak, ponieważ pierwsze wrażenie zrobili naprawdę świetne. To gra kierowana do absolutnie mikroskopijnej niszy osób, które przewodzenie wyprawom kupieckim na starożytnym Półwyspie Arabskim uznają za jedną z niewielu szans na zanurzenie się w kulturze regionu. I pod tym względem it Matters Games daje radę: wszelkie większe miasta, osady kupieckie oraz oazy zostały – zgodnie ze słowami twórców – nałożone na mapę z jak największą dbałością o szczegóły, przy wykorzystaniu trudno dostępnych zapisków podróżników. Wszystko to ubarwiono elementami fantastycznymi, żywcem wyjętymi z „Baśni tysiąca i jednej nocy”. Naszym wędrówkom towarzyszy też świetna muzyka, doskonale wpasowująca się w klimat Półwyspu Arabskiego na kilka wieków przed nastaniem średniowiecza.
Problem jednak w tym, że poza samą atmosferą oraz pomysłem niewiele działa tutaj tak, jak należy. Przede wszystkim, pierwsze starcie z interfejsem może zakończyć się płaczem i zgrzytaniem zębami. Spora część ekranu jest zapchana elementami, które na pewno do czegoś służą – gra jednak nie powie nam, do czego, dopóki sami nie poeksperymentujemy. Czy naprawdę tak trudno było nałożyć na przycisk odpowiadający za otwarcie mapy jakąkolwiek teksturę, która powiedziałaby, w które menu właściwie wchodzimy? Oczywiście, to problem na pierwsze kilka minut – ale od samego początku Caravan potrafi sfrustrować swoim brakiem czytelności.
Handlowanie towarami i obliczanie, które najbardziej przydadzą nam się w kolejnym mieście, to zdecydowanie najprzyjemniejsza część Caravan.