Graliśmy w Paragon – MOBA nowej generacji na Unreal Enginie 4 - Strona 2
Kiedy wydawało się, że na rynku sieciowych gier akcji nie ma miejsca na nowego gracza, pojawił się Paragon, który ma do zaoferowania dużo więcej niż tylko fantastyczną oprawę graficzną...
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
- pełnoprawna produkcja typu MOBA autorstwa Epic Games;
- szykuje się najpiękniejszy reprezentant gatunku;
- widok zza pleców postaci (jak w grze Smite);
- dojrzalsze podejście do tematyki MOBA;
- całość utrzymana w klimatach sci-fi;
- dostęp póki co poprzez Founder’s Packi – otwarta beta ruszy w wakacje;
- model free-to-play wzorowany na Docie 2.
Nie ma nic gorszego niż powtarzalność, a z tą w branży gier mamy aż za często do czynienia. Podobny „Asasyn” co roku czy prehistoryczny Far Cry z mapą z zupełnie nieprehistorycznej odsłony – wszyscy to znamy, ale są przykłady daleko bardziej irytujące. Oto zapanowała moda na tworzenie gier MOBA. Po ogromnym sukcesie League of Legends czy Doty 2 kolejne studia postanowiły, że i one zbiją krocie na tym trendzie. O dziwo jednak, tort wcale się nie powiększa wraz z rosnącą liczbą chętnych do wykrojenia sobie z niego solidnego kawałka. I właśnie w tym zalewie zapowiadanych (a często potem kasowanych) niezbyt innowacyjnych MOB Paragon jawi się jako ich przeciwieństwo. Jest to bowiem produkcja, która wiele czerpiąc z gatunku, sama też wnosi do niego szereg interesujących nowości. A wszystko to zaserwowane w widowiskowej oprawie graficznej na silniku Unreal Engine 4 przez twórców serii Gears of War.
Jeśli kopiować, to od najlepszych
Powyżej widzicie nie zdjęcie, a model twarzy jednej z postaci (Sparrow). To dobry przykład tego, jak efektowna jest oprawa graficzna Paragona. Jeśli wszystko pójdzie dalej we właściwym kierunku, w momencie premiery będzie to najładniejsza MOBA na rynku.
Zacznijmy od tego, że Paragon to utrzymana w klimatach science-fiction MOBA wzorowana na klasycznych przedstawicielach gatunku. Mamy więc po pięciu bohaterów w drużynie, są trzy alejki, dżungla, wieże i inhibitory do zniszczenia, a mecze trwają i godzinę. Wszystko to brzmi znajomo nawet dla osoby słabo obytej z tego typu produkcjami. Podobnie jest z postaciami – jedna z nich to futrzasty gryzoń kierujący mechem. Trudno nie dostrzec w Howitzerze, bo tak się nazywa, inspiracji Rocket Raccoonem z Guardians of the Galaxy czy Rumblem, postacią z League of Legends. Jego „ulti” z kolei żywcem przypomina superumiejętność Fary z Overwatcha – Howitzer unosi się wysoko w powietrzu i odpala serię rakiet we wrogów. W Paragonie nie mogło też zabraknąć klasycznej w tego typu grach łuczniczki z wysokim DPS-em – Sparrow przypomina Ashę z LoL-a czy Artemis ze Smite’a. Na szczęście, mimo odmiennego pierwszego wrażenia, Paragon wyróżnia się dość mocno na tle innych produkcji MOBA.
Wertykalny cios
W przypadku Paragona mamy do czynienia z MOB-ą, w której kamera umiejscowiona jest za plecami postaci (TPP). Owszem, to zabieg znany np. ze Smite’a, ale twórcy z Epic Games poszli o krok dalej – wprowadzili gatunek w trzeci wymiar, dodając wysokość. Mapa została tak zaprojektowana, że znajduje się na niej wiele półek skalnych czy platform, które górują nad innymi. Dzięki temu pozycjonowanie postaci w trakcie potyczek drużynowych nabiera nowego znaczenia. Silnego DPS-a, który wspiął się na takie podwyższenie, po prostu trudniej złapać. To jednak nie wszystko – idąc na całość, twórcy przenieśli dżunglę... pod mapę. Nie dosłownie, ale aby ją odwiedzić, trzeba zejść lub zeskoczyć poziom niżej, co jeszcze bardziej pogłębia wrażenie wertykalności Paragona.