autor: Przemysław Zamęcki
Testujemy wersję beta gry Kingdom Come: Deliverance - pierwszy zgrzyt
Przełożenie premiery Kingdom Come: Deliverance w kontekście niedopracowanej wersji beta nakazuje zadać pytanie, czy Czechom ze studia Warhorse uda się dopiąć wszystko na ostatni guzik.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Kingdom Come: Deliverance - między Gothikiem a Wiedźminem
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
- nowe lokacje, do których należą m.in. mały zamek, wieś, spory las i mnóstwo pól uprawnych;
- duże zadanie związane z główną linią fabularną gry;
- wiele pomniejszych zadań.
Dobrego RPG nigdy za wiele, co potwierdzają oczekiwania graczy w stosunku do Kingdom Come: Deliverance – produkcji czeskiego studia Warhorse, w której przenosimy się do ogarniętej wojną domową piętnastowiecznej Bohemii, gdzie syn kowala w wyniku najazdu wojsk traci rodzinę, a następnie sam wykuwa swój los na znanej wszystkim ścieżce „od zera do bohatera”. Tak, w tym jednym, wielokrotnie złożonym zdaniu można w dużym skrócie opisać to, czego będziemy świadkami w trakcie rozwoju fabuły w grze. Więcej wyjaśnień znajdziemy w skleconym z nieruchomych obrazków intrze, które towarzyszy wersji beta, jaka pojawiła się kilka dni temu na Steamie. Miałem okazję już się z nią zapoznać, pora więc podzielić się spostrzeżeniami.
W odróżnieniu od wersji alfa tym razem otrzymujemy znacznie większy fragment świata gry, o wielkości mniej więcej dwóch kilometrów kwadratowych. Jak twierdzą twórcy, to jakieś dwadzieścia procent całości tego terenu, a więc całkiem sporo. Nowe lokacje to przede wszystkim zameczek, górujący nad nową, wyposażoną w łaźnie wioską, dużo leśnych terenów, a także polanka pełna wykarczowanych drzew, na której prowadzą pogaduszki miejscowi drwale – jakoś nie widać, by mieli ochotę wziąć się za robotę. Poza tymi atrakcjami udostępniono także cały obszar, który już wcześniej dawało się zwiedzać, z dwoma małymi wsiami i obozem wojskowym na czele. Poprzednio mogliśmy go eksplorować, uczyliśmy się walczyć i wykonywaliśmy kilka mało istotnych misji, teraz zaś dochodzi do tego jeszcze duży i ważny quest, związany bezpośrednio z główną linią fabularną gry, i kilka drobnych zadań, jak na przykład śledztwo w związku z problemami gastrycznymi pewnego gospodarza.
W menu każde z zadań jest dobrze opisane. Do tej pory nie dane nam było jednak sprawdzić jak działa system rzemiosła.
Kiedy zagłębiłem się ponownie w średniowieczny świat parobków i rycerzy, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że mam do czynienia z bardzo ambitnym produktem. Czesi w swojej grze chcą całkowicie trzymać się realiów epoki. Postać musi jeść, spać i odpoczywać, nosić na sobie kilka warstw odzieży ochronnej, a skomplikowany system walki ma pomóc w jak najwierniejszym oddaniu starć z przeciwnikami, na dodatek prawie z każdym z wieśniaków można porozmawiać. Po kilku godzinach obcowania z Kingdom Come doszedłem jednak do wniosku, że owe ambitne założenia chyba przerastają możliwości twórców.