Graliśmy w Dying Light: The Following - dodatek, który zawstydzi niejedną dużą grę - Strona 2
Odwiedziliśmy siedzibę Techlandu, by spędzić ponad godzinę z Dying Light: The Following. Dodanie samochodów i otwarcie konstrukcji świata wprowadza do gry zupełnie nową jakość, bez mała wywracając model rozgrywki do góry nogami.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Dying Light: The Following - ostry skręt w kierunku Far Cry'a
Choć podczas spotkania we Wrocławiu wszyscy członkowie ekipy deweloperskiej byli radośni i z entuzjazmem prezentowali swe dzieło, trudno mi sobie wyobrazić, by szefowie projektu co jakiś czas nie pluli sobie jeszcze w brodę. Wszak The Following z powodzeniem można byłoby sprzedać światu jako Dying Light 2 – innowacji jest tu dość, by obdzielić nimi sequel z prawdziwego zdarzenia, tymczasem Techland ogranicza się zaledwie do rozszerzenia. Deweloper już na starcie przyciąga więc do swego najnowszego produktu wyjątkowo dobrym stosunkiem ceny do liczby atrakcji, ale czy w parze z tym czynnikiem idzie też wysoka grywalność i dopracowana mechanika zabawy? Mieliśmy okazję przekonać się o tym, testując przez godzinę początkowy fragment nowej kampanii, a następnie bawiąc się kooperacyjnymi wyzwaniami z wykorzystaniem największej nowości w dodatku – czyli samochodów typu buggy. Wnioski? Jeśli ktoś bardzo przywiązał się do natłoku budynków i parkouru, może poczuć zawód. Cała reszta powinna być co najmniej zadowolona.
Warto przypomnieć, że w dniu premiery omawianego dodatku – tj. 9 lutego – Dying Light trafi na rynek w Edycji Rozszerzonej, czyli wydaniu zawierającym usprawnioną podstawkę i wszystkie DLC. Rzeczone ulepszenia obejmują m.in. poszerzoną paletę parkourowych ruchów, rozbudowany system rozwoju bohatera i poprawki technologiczne (np. urozmaicone modele NPC i lepszą SI). Zmiany te zostaną udostępnione posiadaczom gry w formie darmowej aktualizacji.
Omawianie atrakcji w Dying Light: The Following zacznijmy może od podstawowej kwestii, o której do tej pory nie mówiło się za wiele, czyli formy połączenia podstawki z rozszerzeniem. Wprawdzie nie będzie to samodzielny dodatek (nie odpalimy go bez zainstalowanego oryginału), ale jego elementy nie zostaną wkomponowane w otwarty świat, który był dostępny do tej pory. Nowa kampania ma stanowić zupełnie odrębną formę rozgrywki w głównym menu i ulegnie odblokowaniu po ukończeniu samouczków z oryginalnej gry. Gdy tylko to zrobimy, nic nie stanie na przeszkodzie, by porzucić odkrywanie Harran i rozpocząć przygodę za miastem. Tak przynajmniej głosi teoria, bo przetrwanie początkującą postacią w nowej lokacji może okazać się dużym wyzwaniem. Wprawdzie zagrożenia będą skalować się do możliwości gracza, ale poziom trudności dodatku jest ogólnie wyższy niż podstawki, więc deweloperzy zalecają rozpoczęcie zabawy z The Following mniej więcej po dotarciu do połowy opowieści w podstawowej edycji gry.
Argumentem przemawiającym za przeskokiem do rozszerzenia dopiero na tym etapie są również spoilery dotyczące głównego wątku fabularnego zawarte w nowej kampanii – w końcu nowa zawartość ma stanowić zwieńczenie historii Kyle’a Crane’a. Co ciekawe, postępy naszej postaci – czyli ekwipunek, punkty doświadczenia, umiejętności etc. – będą przenosić się między podstawką a dodatkiem. Nic nie stanie zatem na przeszkodzie, by skakać od jednej lokacji do drugiej, rozwijając fabułę to tu, to tam. Trzeba mieć jednak na uwadze, że historii nie przystosowano do takiego rozwiązania i może ucierpieć na tym immersja – warto nie bagatelizować tego kryterium, bo The Following położy większy nacisk na intrygę niż pierwowzór. Wprawdzie Techland otwarcie wyjaśnia, że nie aspiruje do nagrody za najlepszy scenariusz gry wideo, ale zapewnia, iż fabuła – a zwłaszcza jej zakończenie – niejednego zaskoczy. Nie sposób zweryfikować tych obietnic po zaledwie godzinie zabawy, niemniej atmosfera tajemnicy wokół kultu Matki i ludzi odpornych na przemianę w zombie budzi ciekawość.