autor: Asmodeusz
Crossout - postapokaliptyczne destruction derby od twórców War Thundera - Strona 2
Tym razem zamiast samolotów, czołgów czy statków kosmicznych zasiądziemy za kierownicą własnoręcznie zbudowanego samochodu i zmierzymy się z innymi kierowcami w starciach rozgrywanych na postapokaliptycznych pustkowiach.
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
- sieciowa strzelanka, w której kierujemy pojazdami niczym z Mad Maksa;
- postapokaliptyczny klimat;
- gra wydana przez twórców War Thundera w modelu free-to-play;
- pojazdy konstruują sami gracze;
- rozbudowany crafting i możliwość handlu z innymi uczestnikami zabawy.
Crossout to najnowsza produkcja Targem Games, której wydaniem zajmuje się znane rosyjskie studio Gaijin Entertainment. Gra jest obecnie w fazie alfa-testów, a łączy cechy takich tytułów jak War Thunder (a w szczególności starć pojazdów z Ground Forces) czy Star Conflict, dodając kilka świeżych rozwiązań oraz przenosząc gracza w zupełnie nowe otoczenie. W przeciwieństwie bowiem do wyżej wymienionych produkcji tutaj starcia rozgrywają się na postapokaliptycznych autostradach i pustkowiach, po mapach poruszamy się własnoręcznie zmontowanymi samochodami, zaś dynamika rozgrywki i poziom rozwałki przywodzi na myśl najnowszego Mad Maksa. A więc czym jest Crossout?
Croissant?
Rozgrywka jest bardzo zbliżona do „gry w czołgi”, spopularyzowanej przez kasowe World of Tanks. Wybieramy pojazd, ustawiamy interesujący nas tryb zabawy i ruszamy do walki. Przeciwko sobie stają ponownie dwie drużyny, każda licząca po osiem pojazdów (w przypadku braku żywych graczy wolne miejsca zajmowane są przez sztuczną inteligencję – ale to pewnie kwestia niewielkiej liczy testujących grę w obecnej fazie), których zadaniem jest zajęcie punktu kontrolnego w centrum mapy lub przedostanie się do bazy przeciwnika i przejęcie jego flagi. Każdy, kto grał chociaż raz w War Thunder: Ground Forces lub World of Tanks, będzie w stanie opanować podstawy w przeciągu jednej czy dwóch rozgrywek: samochodem sterujemy za pomocą klawiszy W, S, A, D, zaś LPM i PPM służą do posyłania kilogramów ołowiu w kierunku przeciwnika. Proste jak budowa cepa.
Pierwsze różnice zauważamy jednak dość szybko. Fizyka jazdy, mimo że zbliżona do tej z World of Tanks (samochody wydają się bardzo lekkie i zrywne oraz pozwalają się łatwo prowadzić), umożliwia przewracanie się pojazdów, co ma niebagatelne znaczenie podczas tworzenia własnego stalowego rydwanu (o czym jeszcze opowiemy). Pod względem modelu uszkodzeń Crossout przypomina War Thunder: Ground Forces – każdy element wozu (podwozie, koła, uzbrojenie) ma własną pulę punktów życia, po zużyciu której po prostu ulega zniszczeniu. To właśnie ten system uszkodzeń stanowi najważniejszy aspekt rozgrywki. Szarżuje na nas półciężarówka? Wystarczy odstrzelić jej koła, aby nie była w stanie nas staranować. Przeciwnik posiada kilka karabinów maszynowych? Dobrze wymierzona seria go rozbroi, tym samym unieszkodliwiając do końca gry. Każde trafienie błyskawicznie pogarsza wartość bojową pojazdu, zaś strata kół, uzbrojenia czy dodatkowego wyposażenia zmniejsza nasze szanse na zwycięstwo. Podczas rozgrywki musimy też nieustannie pamiętać o starej dobrej fizyce: grawitacja chętnie przypomni, kto tu rządzi, zaś zderzenie z gruntem nie należy do najprzyjemniejszych – w najlepszym wypadku skończy się na dachowaniu, w najgorszym zaś nasz wóz rozpadnie się na kawałki.
Rozbudowany model uszkodzeń powoduje, że pojazdy szybko zamieniają się w jeżdżące wraki. Niejednokrotnie będziemy zmuszeni do poruszania się jedynie za pomocą jednej pary kół (dlatego też, mimo że utrudnia to wykonywanie manewrów, polecam używanie dwóch par kół sterujących) lub taranowania przeciwnika ze względu na utratę uzbrojenia. Dodatkowo starcia nierzadko cechuje akcent humorystyczny: nie ma nic zabawniejszego niż oglądanie pojedynku dwóch kadłubków pozbawionych kół próbujących zadać ostatni cios oponentowi. Od razu przypomina się scena z Czarnym Rycerzem z kultowego filmu Monty Python i Święty Graal.