autor: Michał Jodłowski
Galaktyczny exodus w grze Mass Effect: Andromeda, czyli Teoria Arki - Strona 2
O nowej grze z serii Mass Effect nie wiadomo na razie zbyt wiele, ale fanom nie przeszkadza to snuć teorii na temat tego, co w kontynuacji trylogii Sheparda zobaczymy. Jedną z ciekawszych hipotez dotyczy tzw. Arki.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Mass Effect: Andromeda – znajoma podróż w nieznane
O tym, że BioWare pracuje nad nową odsłoną serii Mass Effect, wiemy od dość dawna, ale dopiero podczas czerwcowych targów E3 stało się jasne, że kolejnym tytułem z uznanego cyklu będzie Andromeda. Wiele fundamentalnych pytań pozostaje na razie bez odpowiedzi, w tym najistotniejsze: skąd ludzie wzięli się w galaktyce Andromedy i które z zakończeń trylogii jest kanoniczne? Choć oficjalnego responsu BioWare nie uświadczymy jeszcze jakiś czas, to społeczność fanowska proponuje ciekawą, całkiem przekonującą możliwość. Cywilizacje galaktyki nazywają ją Teorią Arki.
Uwaga! Tekst przesiąknięty jest spojlerami dotyczącymi trylogii Mass Effect!
Galaktyczne uchodźstwo
O fabule Mass Effect: Andromeda na pewno wiemy trzy rzeczy: że umiejscowiona zostanie w galaktyce Andromedy, że jej wydarzenia rozegrają się wiele lat po tych znanych z oryginalnej trylogii i że z całą pewnością nie wystąpi w niej komandor Shepard. Niestety, to bardzo niewiele. Przede wszystkim, nie mamy pojęcia, jaką liczbę opisuje słowo „wiele” w rzeczywistości, gdzie przedstawiciele najbardziej długowiecznych ras mogą żyć nawet tysiąc lat. Wielką niewiadomą pozostaje także sposób, w jaki cywilizacje Drogi Mlecznej dostały się do galaktyki Andromedy. Należy bowiem pamiętać, że jest ona oddalona od Ziemi o około 2,5 miliona lat świetlnych (mniej więcej 24 tryliony kilometrów), co jest absolutnie astronomicznym dystansem, nawet przy technologii, jaka istnieje w uniwersum Mass Effect. Nic nie zmienia w tej kwestii nawet fakt, że galaktyka Andromedy zbliża się do Drogi Mlecznej z prędkością około 110 kilometrów na sekundę, co najprawdopodobniej doprowadzi do ich zderzenia za 3,75 miliarda lat.
Najszybsze znane napędy FTL, należące do Żniwiarzy, pozwalają na pokonanie około 30 lat świetlnych w ciągu 24 godzin (w przybliżeniu dwa razy szybciej od statków Rady Cytadeli) – przy takiej stałej prędkości, podróż do galaktyki Andromedy zajęłaby około 230 lat. Do tego dochodzą ograniczenia owej technologii, a mianowicie kwestia rozładowywania ładunków statycznych, jakie powstają na skutek używania napędu FTL. Przyjmuje się, że średni czas osiągnięcia przez standardowe napędy stanu nasycenia – czyli momentu, w którym rozładowanie jest bezwarunkowo koniecznie – to 50 godzin, a więc nieco więcej niż dwa dni. Trzeba mieć przy tym na uwadze fakt, że wyżej wspomniana wartość jest odpowiednio mniejsza dla ponadprzeciętnie szybkich lub dużych statków. Sam proces wymaga z kolei odpowiednich warunków i w zależności od nich może trwać od niecałej godziny (w polach magnetycznych gazowych olbrzymów) do kilku dni (w polach magnetycznych małych księżyców). Oczywiście niewykluczone, że ukrywający się w przestrzeni międzygalaktycznej Żniwiarze znaleźli sposób na radzenie sobie z tym problemem, gdyż po zniszczeniu Suwerena musieli oni konwencjonalnie pokonać dystans dzielący ich od batariańskiej części Drogi Mlecznej. Według Maca Waltersa – głównego scenarzysty gry Mass Effect 3 – podróż rozpoczęli oni w momencie zakończenia „jedynki”, a więc zajęła im ona dwa lata. Możemy więc założyć, że w najlepszym wypadku pokonali oni około 22 tysięcy lat świetlnych. Choć mowa o sporym dystansie, to jest on wciąż ponad stukrotnie mniejszy od tego, jaki istnieje między wyżej wspomnianymi galaktykami Grupy Lokalnej.