Metal Gear Solid V: The Phantom Pain - idealne połączenie sandboksa i skradanki?
Dziś mija dokładnie 28 lat od premiery pierwszej gry z serii Metal Gear. Przez ten czas cykl przeszedł wiele zmian, ale też zyskał grono fanatycznych wyznawców. "Piątka" spróbuje otworzyć się też na miłośników skradanek, którzy MGS-a nie znają.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Metal Gear Solid V: The Phantom Pain - Metal zasypany w piaskownicy
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
- kolejny rozdział skradankowej sagi zapoczątkowanej 28 lat temu;
- otwarty świat i masa sposobów realizowania zadań;
- Mother Base z dużymi możliwościami rozbudowy i personalizacji;
- różnorodni kompani, którzy wesprą nas na polu bitwy;
- system zarządzania bazą i własną armią;
- mieszanka gadżetów z kina szpiegowskiego z fikcyjną technologią i prawdziwym sprzętem;
- smaczki i poczucie humoru typowe dla Hideo Kojimy.
Metal Gear to seria, która dzieli społeczność graczy. Niektórzy darzą ją czcią wręcz religijną, ale są też osoby bez zastanowienia odkładające produkcje sygnowane nazwiskiem Kojimy na kupkę japońskich dziwactw nienadających się do grania. Niestety, kampania marketingowa tytułu utwierdzała tych drugich w przekonaniu, że to kolejna pozycja z nadmiarem patosu i japońszczyzny. Na szczęście na tegorocznych targach E3 zdecydowano się na zmianę strategii: 40-minutowe demo udowadnia, że najnowszy MGS to jednak coś więcej, że owo dzieło Konami może nieźle namieszać w branży i wyznaczyć nowe standardy w gatunku skradanek. Zebraliśmy zatem najważniejsze informacje o nadchodzącym The Phantom Pain, zapowiadającym się na gratkę nie tylko dla fanatyków serii, ale i wszystkich fanów cichych zabójców.
Nowy wróg, nowa baza i nowa armia
Historia Phantom Pain rozpoczyna się dziewięć lat po tragicznych wydarzeniach z wydanego w zeszłym roku prologu Metal Gear Solid V: Ground Zeroes. Legendarny żołnierz Big Boss, jeden z głównych bohaterów serii Metal Gear, budzi się ze śpiączki i wraca na pole bitwy, stając na czele Diamond Dogs – armii do wynajęcia. W trakcie gry „Diamentowe Psy” trafią do Afganistanu i Afryki z okresu zimnej wojny, podążając tropem organizacji terrorystycznej, odpowiedzialnej za śmierć towarzyszy broni Big Bossa. Powyższy opis jest dość lakoniczny jak na serię zapoczątkowaną w 1987 roku, ale mniej zaznajomieni z uniwersum powinni bez większych problemów odnaleźć się w scenariuszu za sprawą otwartego charakteru produkcji i położenia przez autorów mniejszego nacisku na znajomość poprzednich odsłon. Konami stara się przyciągnąć fanów skradanek i otwartych światów, których kilka lat temu straciło z powodu zawiłości fabularnych i przydługich przerywników filmowych. Z tego też względu Phantom Pain zdaje się być nie tylko kontynuacją ciepło przyjętego Metal Gear Solid: Peace Walker z 2010 roku, ale i jego duchowym następcą. Ta część cyklu ma skupiać się bardziej na samym skradaniu niż na pełnych patosu monologach, z których seria zasłynęła kilkanaście lat temu.
Mother Base – naturalny rozwój twierdzy Skyhold
Poza krucjatą przeciw podejrzanym organizacjom militarnym, niczym z kina szpiegowskiego, lwią część rozgrywki ma stanowić zarządzanie bazą i wspomnianą armią. Przed każdą misją trafimy do naszego ośrodka dyspozycyjnego (Mother Base), który będziemy mogli dostosować i rozbudować wedle własnych upodobań. Tam też przydzielimy zadania naszym kompanom. Z czasem nadmorska baza zapełni się lekarzami, szpiegami, inżynierami i najemnikami, znajdującymi się pod naszym dowództwem. Kierowanie nimi oraz planowanie i rozbudowywanie własnej bazy wypadowej przywodzi na myśl skojarzenia z twierdzą z Dragon Age: Inkwizycji. W tym aspekcie Phantom Pain różni się od zeszłorocznego RPG tą drobnostką, że to my sami zadecydujemy o układzie większości elementów i wyglądzie zewnętrznym naszej kwatery głównej. Już teraz Phantom Pain zdaje się przerastać pod tym względem dzieło BioWare, a wisienką na torcie ma być możliwość najazdu na bazę innego gracza poza trybem fabularnym – jednak na ten temat na razie nie wiadomo zbyt wiele. Mother Base będzie nie tylko namacalnym dowodem naszych postępów w grze, ale i zapleczem dla rozwoju naszej armii. O ile w Peace Walkerze byliśmy ograniczeni do minimalistycznego menu, tak tym razem możemy faktycznie zobaczyć, jak od kuchni funkcjonuje armia Big Bossa.