Total War: Warhammer - nowy wymiar epickości flagowej serii studia Creative Assembly
Miłośnicy lochów i smoków czekali na to od dawna – widowiskowe bitwy w świecie fantasy pokazane z rozmachem na miarę serii Total War. Szykuje się łakomy kąsek i dla fanów Warhammera Fantasy Battle, i dla strategów wiernych studiu Creative Assembly.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Total War: Warhammer – Stary Świat w nowych szatach
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
- dziesiąta główna odsłona kultowej strategicznej serii Total War (rozwijanej przez studio Creative Assembly), a zarazem pierwsza osadzona w niehistorycznych realiach;
- akcja rozgrywająca się w mrocznym świecie Warhammera Fantasy (wykreowanym przez firmę Games Workshop);
- szereg frakcji (dotąd potwierdzono ludzi, orków, nieumarłych i krasnoludy) cechujących się bardzo dużym zróżnicowaniem stylów gry;
- kampania o sandboksowej strukturze, z opcjonalnymi ciągami zadań dla bohaterów, które reprezentują wydarzenia historyczne ze świata Warhammera;
- najbardziej epickie bitwy w dotychczasowej historii serii, z niezwykle zróżnicowanymi typami wojsk, magami, jednostkami latającymi etc.
Brytyjskie studio Creative Assembly zdecydowało się uhonorować pięnastolecie swojej sztandarowej marki – strategicznej serii Total War – w dość niecodzienny sposób. Jubileuszowi towarzyszyła mianowicie zapowiedź gry, którą niejeden ortodoksyjny miłośnik „Wojny totalnej” mógłby uznać za obrazoburczą. Z drugiej jednak strony w przypadku reszty świata Total War: Warhammer rozpaliło wyobraźnię jak mało która strategia w ostatnich latach. Pewnie, historia jest fajna i warto ją propagować w grach wideo, ale patrząc na rozmach bitew chociażby w Rome II, niejeden z nas marzył, by z taką samą pompą przedstawione zostały starcia z udziałem smoków, demonów, elfów czy orków. Wprawdzie branża zna przypadki podobnych gier – jak chociażby RTS-a Warhammer: Mark of Chaos – ale to stare dzieje. Ostatnio wśród strategii z bitwami w czasie rzeczywistym królują minione epoki i science fiction, toteż nic dziwnego, że wieść o przeniesieniu znanego cyklu w świat magii i miecza okazała się tak elektryzująca. Postanowiliśmy zebrać materiały na temat najnowszej odsłony cyklu Total War, jakimi Creative Assembly podzieliło się niedawno z mediami z całego świata (a w szczególności z redakcją PC Gamera, która odwiedziła siedzibę studia). Na podstawie tego, co do tej pory ujawniono, już na wstępie można pokusić się o tezę, że brytyjski deweloper jest na najlepszej drodze, by na wieczność zapewnić sobie łaskę i błogosławieństwo Sigmara.
„Ponury świat niebezpiecznych przygód”
Na początek wypada wyjaśnić graczom, którzy wcześniej nie zetknęli się z Warhammerem Fantasy, czym właściwie cechuje się to uniwersum. Najprościej byłoby powiedzieć, że mamy tu do czynienia z XVI-wieczną Europą w krzywym zwierciadle – przynajmniej w odniesieniu do Starego Świata, czyli centralnej części kontynentu, a zarazem miejsca akcji gry. Wprawdzie to tylko jedna z wielu występujących tu krain – nie brakuje także odpowiedników Azji, Afryki czy Ameryk – ale stanowi ona główną arenę działań i dlatego jest bliższa swemu historycznemu odpowiednikowi niż reszta lądów. Punkt centralny to Imperium – swoisty odpowiednik niemieckojęzycznego mocarstwa Habsburgów z okresu jego największego rozkwitu. Mamy więc rządzone przez ludzi, podzielone na prowincje potężne państwo z otaczanym wielką czcią cesarzem na czele, które jednak boryka się z licznymi problemami, zarówno wewnętrznymi, jak i – przede wszystkim – zewnętrznymi. Jako że mowa o – przypominam – uniwersum fantasy, zagrożenia rzadko przybierają postać sąsiednich krajów ostrzących sobie zęby na imperialne włości – na ogół wrogowie są po prostu żądni krwi mieszkańców najpotężniejszego państwa Starego Świata. Bo i na czym innym miałoby zależeć siłom takim jak demony Chaosu, orkowie czy nieumarli?
Według relacji świadków Total War: Warhammer w akcji wypada obłędnie – wprawdzie trudno zweryfikować tę opinię, nie mając możliwości obejrzenia tej samej prezentacji, ale już namiastka pokazu w postaci garstki udostępnionych dotąd obrazków wystarcza, by nie dziwić się zachwytom. Dziennikarze są przede wszystkim pod wrażeniem pieczołowitości animacji jednostek (znacznie większej niż do tej pory w serii) oraz ogromnego zróżnicowania i dopracowania poszczególnych oddziałów. Miejmy jednak na uwadze, że materiał pokazany w siedzibie dewelopera był starannie wyreżyserowanym spektaklem – bitwy na ekranach naszych monitorów raczej nieczęsto będą cechować się takim efekciarstwem.