autor: Damian Pawlikowski
Graliśmy w Just Cause 3 – szalony i efekciarski sandbox kontratakuje - Strona 3
Jedna z najbardziej zwariowanych gier z otwartym światem powraca. Just Cause 3 już teraz w każdym calu wypada dużo lepiej od poprzednich części, a od wczesnej wersji, którą ogrywaliśmy trudno się było oderwać.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Just Cause 3 - efektowna demolka w cieniu licznych baboli
- znacznie usprawnione gadżety oraz pojazdy;
- wartka, szalenie efektowna akcja;
- najbardziej widowiskowe eksplozje w historii sandboxów.
Z przedpremierową wersją Just Cause 3, spędziłem kilka zdecydowanie zbyt krótkich godzin z gigantycznym bananem na facjacie, nie mogąc oderwać się od zabawy nawet w momencie, gdy spotkanie miało się już ku końcowi i na sali pozostało jedynie kilku organizatorów i ucieszony, wciągnięty po uszy w świat gry, niżej podpisany. Podczas gdy na konferencję wchodziłem nastawiony całkiem sceptycznie, opuszczałem ją z nieodpartą pokusą złożenia pre-ordera i jak najszybszego podzielenia się ze światem swoimi przeżyciami. Jeśli zatem należycie do grupy osób, które doceniają serię szwedzkiego dewelopera Avalanche Studios, ale wyraźna odczuwalność braku ostatecznych szlifów i pewne drażniące elementy nie pozwalały Wam się do woli cieszyć szaloną rozgrywką, mam zaiste radosną nowinę – Just Cause 3 zdaje się nie popełniać błędów swoich poprzedników, dorzucając do koszyczka atrakcji całą masę nowych zalet. Rewolucji co prawda nie uświadczymy (jedynie w warstwie fabularnej, jakby nie patrzeć traktującej o obalaniu dyktatury), ale czy przy takiej ilości miodnych składowych naprawdę jej potrzebujemy?
Trzecia odsłona serii ponownie pozwala wskoczyć w buty twardego niczym skała Rico Rodrigueza, byłego agenta CIA, który tym razem trafia na rodzinny archipelag wysp, trzymany w ryzach przez żądnego nieograniczonej władzy dyktatora Di Ravello. Misja oswobodzenia ludu gnębionego przez szalonego despotę jest więc w tym przypadku sprawą czysto osobistą i z oczywistych powodów bohater przywiązuje do niej dużo większą wagę. Nasz protagonista w dalszym ciągu będzie prawdziwym twardzielem, ale na szczęście nie ewidentnym dupkiem, na jakiego kreował się w poprzednim epizodzie gry. Po drodze spotka gromadkę znajomych, z którymi kumplował się za dawnych lat. Postać ta, przemawiająca głosem pewnego znanego aktora, ma być starannie dopracowana, wielowarstwowa i niejednokrotnie zaskoczyć swoim zachowaniem. Podczas zabawy nie nadarzyła się, niestety, okazja ujrzenia w akcji kogoś poza samym Rodriguezem, więc kwestia narracyjna w dalszym ciągu pozostaje dla mnie niespodzianką. Z zapowiedzi twórców wynika, że wyjątkowo sympatyczną, ale o tym przekonamy się pewnie dopiero za jakiś czas.
Z jednej więc strony świat gry, zbliżony rozmiarami do mapy z Just Cause 2, będzie ranić nasze oczy widokiem uciśnionych mieszkańców, z drugiej zaś zachwyci absolutnie przepięknymi krajobrazami, typowymi dla obszaru śródziemnomorskiego. Mapa składa się z trzech głównych rejonów, prawie czterdziestu prowincji oraz całego mnóstwa mniejszych bądź większych osad. Co ciekawe, w produkcji Avalanche Studios napotkamy także różne gatunki fauny, aczkolwiek nie liczcie na możliwość przerobienia ich na nowe buty dla Rico. Jak zaznaczył reżyser gry, Roland Lesterlin, „zwierzaki pełnią tu rolę wyłącznie żywego tła, budującego atmosferę i złudzenie tętniącego życiem świata”. Innymi słowy, craftingu jako takiego nie uświadczymy.