autor: Luc
Testujemy Triad Wars – darmowe GTA Online w uniwersum Sleeping Dogs
Sleeping Dogs było jedną z najbardziej niedocenionych produkcji minionej generacji, a mimo to gracze ponownie otrzymują szansę wcielenia się w członka triady – w Triad Wars wracamy bowiem na ulice Hongkongu.
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
- gra MMO osadzona w uniwersum Sleeping Dogs;
- sandboksowa struktura świata;
- rozgrywka skupiająca się na atakowaniu i rozbudowywaniu specjalnych baz;
- efektowna, brutalna, ale jednocześnie prosta walka;
- produkcja oparta na modelu free-to-play z opcjonalnymi mikropłatnościami;
- gra dostępna jedynie w wersji na PC.
Od premiery Sleeping Dogs minęło już naprawdę sporo czasu, a jednak za każdym razem, gdy ponownie siadam do tej gry, robi ona na mnie piorunujące wrażenie. Nietypowy klimat, efektowna oprawa, dynamiczna walka, świetna fabuła… Tytuł miał absolutnie wszystko, by stać się prawdziwym hitem, niestety, nie było mu to pisane. Produkcja oczywiście sprzedała się nieźle, ale zasługiwała na zdecydowanie więcej. Koniec końców, marka zaczęła przynosić zyski, jednak niewystarczająco duże, by zdecydowano się na sequel.
Szczęśliwie gracze, którym tęskno do mafijnych pojedynków na terenie Hongkongu, nie są skazani na wieczne czekanie – po licznych perturbacjach półtora roku temu zapowiedziano Triad Wars, które przenosi nas z powrotem do znanego ze Sleeping Dogs świata. Tym razem nie mamy jednak do czynienia z grą skupioną na kampanii, tylko z sandboksowym MMO. Mieliśmy okazję sprawdzić tytuł znajdujący się obecnie w fazie beta-testów i choć nie wszystko jeszcze udostępniono, już teraz można z całą pewnością stwierdzić, że z pierwowzorem ma to bardzo niewiele wspólnego.
„Lepiej nie zaczynać, niż zacząwszy, nie dokończyć”
Na początku warto podkreślić, że w odróżnieniu od Sleeping Dogs warstwa fabularna nie gra tu pierwszych skrzypiec. Twórcy zapewne historię jeszcze odrobinę rozbudują, ale nawet wówczas nie będzie ona szczególnie skomplikowana. Całość rozpoczyna się, kiedy jako młodzieniaszek przybywamy do Hongkongu na prośbę naszego wujka. Ten roztacza przed nami fascynującą wizję zostania tzw. Dragon Head, czyli liderem całego przestępczego półświatka w mieście – aby to osiągnąć, musimy jednak wyeliminować innych, którzy również aspirują do tego tytułu. I... cóż, na dobrą sprawę to by było na tyle. Po krótkim tutorialu trafiamy do centrum metropolii i z niemal pustymi rękoma (nie licząc podarowanej przez wujaszka gigantycznej, choć jeszcze pustej, posiadłości) rozpoczynamy marsz ku górze.
Na początku musimy oczywiście stworzyć własnego bohatera oraz zadecydować o przynależności do jednej z trzech dostępnych frakcji – Sun On Ye, Shing Wo lub 18K. Wybór zdaje się mieć spore znaczenie, jako że poszczególne triady cechują ponoć własne specjalizacje, ale szybko okazuje się, że to kwestia typowo kosmetyczna, sprowadzająca się w zasadzie do innego wyglądu protagonisty oraz jego sługusów. Zakładając, że już zadecydowaliśmy, jak będzie prezentować się nasz przyszły król podziemia, ruszamy na pierwszy podbój, w kierunku konkurencyjnego mafioso. To, co już wtedy rzuca się w oczy, to fakt, że chodząc po świecie, nie widzimy innych graczy – miasto pełne jest sterowanych przez AI postaci i w gruncie rzeczy pod tym względem Triad Wars przypomina bardziej produkcję single player, tyle że wymagającą stałego połączenia z siecią. Jedynym „kontaktem”, jaki mamy obecnie z pozostałymi uczestnikami zabawy, jest możliwość najeżdżania ich siedzib – są one porozrzucane losowo po całej metropolii i zazwyczaj strzeżone przez dziarsko wymachujących pięściami strażników.