autor: Przemysław Zamęcki
Testujemy grę Trine 3 - śliczny skok w trójwymiar
Z dwuwymiarowych plansz poprzedniczek przenosimy się w pełen trójwymiar. Czy poczynione przez twórców Trine 3 zmiany nie spowodują, że seria zatraci swój charakter?
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Trine 3: The Artifacts of Power - stracony potencjał pięknej platformówki
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
- swoboda poruszania się w trójwymiarowym świecie;
- brak możliwości sterowania kamerą;
- porcja jeszcze trudniejszych zagadek;
- dobrze działająca fizyka obiektów;
- prześliczna wizualnie.
Chyba nie ma wśród graczy osoby, której poprzednie dwie części Trine zupełnie nie przypadły do gustu. Interesująca mechanika pożyczona z klasyka logicznych platformówek, czyli The Lost Vikings, nienaganny poziom trudności i prześliczna grafika stawiają oba dzieła ekipy Frozenbyte wśród najciekawszych propozycji jakie do zaoferowania ma ten gatunek. Do tej pory jednak cała zabawa ograniczała się do widoku tzw. 2.5D, w którym bohaterowie przemierzali dwuwymiarowy świat (choć również zbudowany z brył 3D) mogąc poruszać się jedynie w prawo lub lewo, bez możliwości wejścia „w głąb ekranu”. Trine 3: The Artifacts of Power w końcu zmienia ten stan rzeczy i oferuje pełny trójwymiar.
Trudno po godzinnej zabawie wyrokować o ostatecznej jakości tej gry, tym bardziej, że znajduje się ona wciąż w fazie produkcji, niemniej jednak już teraz nic nie stoi na przeszkodzie, aby przetestować kilka poziomów w ramach wczesnego dostępu, jaki jest oferowany na Steamie. To jednak wystarczająco dużo czasu na zaprezentowanie zmian, jakie zachodzą w Trine na naszych oczach. Podstawowe pytanie brzmi więc, czy przeniesienie akcji w 3D nie powoduje, że gra traci swoją tożsamość?
Śmiem już teraz zaryzykować tezę, że nic takiego absolutnie nie będzie miało miejsca. Frozenbyte doskonale wie co chce osiągnąć, nie gubiąc jednocześnie tego charakterystycznego „feelingu”, i mechaniki, które towarzyszyły nam przy kontakcie z poprzednikami. Wszystko jest na swoim miejscu, choć oczywiście pewne drobne zmiany będą wymagały od nas nauczenia się Trine’a od nowa. Również trójwymiarowość, o której pisałem wyżej ma swoje ograniczenia – nie mamy żadnego wpływu na ruch kamery, która automatycznie ukazuje akcję z jak najlepszej perspektywy. Gdyby poszukać analogii w świecie gier wideo i wskazać tytuł, w którym sposób przedstawienia akcji rozwiązano w podobny sposób, to byłby to Crash Bandicoot. Jednak nie obawiajcie się, bohaterowie Trine 3 nie zamieniają się w zbieraczy jabłek. Stare zamczyska, dżungla pełna starożytnych budowli i słoneczne plaże usiane wrakami statków – w takie miejsca zabierze nas nowe dzieło firmy Frozenbyte.
Po zakończeniu przygód w Trine 2 trójka protagonistów – Zoya, Amadeus i Pontius – zapragnęła żyć dalej życiem zwykłych śmiertelników. Kiedy jednak złe moce ponownie zaczynają zagrażać światu, muszą jeszcze raz zjednoczyć się i stawić czoła siłom ciemności. Jak powiedział wuj Ben do młodego Petera Parkera: „z wielką mocą wiąże się wielka odpowiedzialność”.
Łuczniczka, rycerz i czarodziej. Każde z nich dysponuje odmiennymi zdolnościami i tylko łącząc ich umiejętności będziemy w stanie dotrzeć do końca każdego z etapów w trybie kampanii. Postaciami steruje się bardzo intuicyjnie, ale w przypadku czarodzieja wymagało to dłuższej chwili przyzwyczajenia. Amadeus wyczarowuje wielkie sześciany automatycznie, nie musimy już kreślić kursorem odpowiedniego kształtu, ale manipulacja takim blokiem w trójwymiarowej przestrzeni wymaga odrobiny ćwiczeń. Tym bardziej, że gra w obecnym stadium pozbawiona jest ułatwiających okiełznanie mechaniki tutoriali. Poza tym twórcy postawili na otwarcie granic świata przedstawionego, w związku z czym prawie nie natkniemy się na sztuczne bariery w postaci niewidzialnych ścian. Dlatego też dodatkowej uwagi wymaga już samo to, by nie wypaść po prostu poza samą planszę, o co naprawdę nie jest trudno. Przyznam szczerze, że po raz pierwszy chyba znalazłem się w sytuacji, w której zatęskniłem jednak za podobnymi ograniczeniami. Choćby w chwili, kiedy postanowiłem popływać w morzu, w którym w żaden sposób nie da się dostrzec granicy między geometrią poziomu a niebytem.