autor: Luc
Testujemy Heroes & Generals – w jakim kierunku podąża darmowa alternatywa dla Battlefielda 1942? - Strona 3
Heroes & Generals w stanie bety znajduje się już od kilku lat. Nie zmienia to jednak faktu, że twórcy bardzo mocno przyłożyli się do... implementacji mikropłatności. Tutaj można płacić za wszystko - czy wygra ten, kto ma grubszy portfel?
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
- dwa rodzaje rozgrywki w obrębie jednej gry – strategia oraz FPS;
- akcja tocząca się podczas II wojny światowej;
- trzy frakcje – Amerykanie, Sowieci, Niemcy;
- duży wybór broni, modyfikacji oraz pojazdów;
- ogromne mapy;
- gra oparta na modelu free-to-play z licznymi mikrotransakcjami.
Mimo że na porządną strzelankę w klimatach II wojny światowej czekamy dobrych kilka lat, nic nie zapowiada, abyśmy w najbliższej przyszłości mieli ją otrzymać. Nadzieje związane z Call of Duty: World at War 2 pękły niczym bańka mydlana wraz ze wstępną zapowiedzią Black Ops III, a na horyzoncie niestety nie widać niczego, co mogłoby wypełnić powstałą lukę. Owszem, mamy World of Warships, World of Tanks czy War Thunder skupiające się na pewnych aspektach wojny, ale tytułu, w którym moglibyśmy dodatkowo także po prostu pobiegać z karabinem w dłoni, wciąż brakuje. Ci, którym mimo wszystko spieszno ponownie przenieść się do lat 40. XX wieku, nie są jednak skazani na wieczne czekanie. Zamiast tego mogą przetestować wciąż znajdujące się w fazie beta Heroes & Generals – nietypowe połączenie strzelanki oraz gry strategicznej stworzone przez studio Reto-Moto. Niemal równo rok temu miałem okazję po raz pierwszy przyjrzeć się tej produkcji i już na wstępie muszę przyznać, że od tamtego momentu sporo się zmieniło. Niestety, niekoniecznie na lepsze.
Wojna z nieco innej perspektywy
W trzonie rozgrywki oczywiście rewolucji brak. Heroes & Generals wciąż oferuje zabawę podzieloną na dwa główne segmenty – bezpośrednią walkę na polu bitwy pokazaną z perspektywy pierwszoosobowej oraz strategiczne zmagania toczone między generałami na mapie Europy. W tym drugim przypadku widok na nasz teatr działań przypomina do złudzenia ten znany chociażby z serii Hearts of Iron. Plan, na który spoglądamy, upstrzony jest setkami czy wręcz tysiącami drobnych punkcików, z których każdy symbolizuje inne miasto lub obszar, jaki dana frakcja może zająć. Generałowie decydują, w które z miejsc należy posłać wojska, w ich gestii leży także dysponowanie ilością oraz rodzajem oddziałów znajdujących się na polu bitwy. To funkcja niezwykle odpowiedzialna, dlatego też pełnią ją jedynie najbardziej doświadczeni gracze... lub ci, którzy są gotowi najwięcej zapłacić.
Ciekawą opcją pozwalającą odrobinę zwiększyć swoje zyski są tzw. obligacje wojenne. Kupowane za prawdziwą gotówkę stanowią coś w rodzaju inwestycji – po kilku miesiącach od ich nabycia powinny przynieść graczowi kilkuprocentowy zarobek. Sam pomysł ma mocne uwarunkowanie historyczne – podczas II wojny światowej podobny zabieg stosowały m.in. Stany Zjednoczone, Kanada oraz Wielka Brytania. Obywatele, którzy zdecydowali się na zakup obligacji, finansowali w ten sposób działania wojenne, a po określonym czasie wypłacano im należność z nawiązką.
Ostateczny wynik potyczek nie zależy już jednak od generałów, lecz od zwykłych żołnierzy. Osoby, które zdecydują się na karierę z karabinem w dłoni, zaczynają od najniższego możliwego stopnia i powoli pną się w hierarchii, zabijając przeciwników oraz zajmując strategiczne punkty. W przypadku FPS-owej części gry, jeżeli nie chcemy brać udziału w wojnie, możemy wybrać tzw. bitwy inscenizowane – teoretycznie wyrównane potyczki, gdzie siła i liczebność walczących jest ustalana odgórnie, a nie przez głównodowodzących. Kiedy już znajdziemy się na placu boju, zaczyna się „prawdziwa” zabawa. To, co rzuca się w oczy już na samym początku, to charakter rozgrywki. W odróżnieniu od większości współczesnych strzelanek w Heroes & Generals główną rolę odgrywa wojna pozycyjna i powolne zajmowanie kolejnych przyczółków. O szarżowaniu nie ma mowy, wychodzenie na otwarty teren także nie jest najlepszym pomysłem, chyba że chcemy w ten sposób sprowokować wroga do odsłonięcia swojej pozycji. Cały koncept wydaje się stosunkowo wierny historycznym realiom i być może sprawdzałby się nie najgorzej, ale zależność ta jest nagminnie nadużywana przez wszystkich grających. Problem ten zapamiętałem jeszcze z poprzedniego ogrywania tytułu i widzę, że na tym polu nie poczyniono, niestety, żadnych postępów. Większość rozgrywki polega więc na znalezieniu dobrego miejsca i ostrzeliwaniu pozycji przeciwnika. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że tym „dobrym miejscem” są zazwyczaj okolice punktu odrodzeń którejś z drużyn. Najwyraźniej wielu osobom sprawia to przyjemność, ale ja, nawet będąc po stronie tych atakujących, po prostu śmiertelnie się nudziłem.