autor: Szymon Liebert
Graliśmy w Overwatch – Blizzard kontra Team Fortress 2
Blizzard tworzy świeże uniwersum i próbuje swoich sił w nowym gatunku. W Bostonie mieliśmy okazję zagrać w Overwatch – grę, która odważnie rzuca wyzwanie Team Fortress 2.
Przeczytaj recenzję Recenzja gry Overwatch – Blizzard pozamiatał
Artykuł powstał na bazie wersji PC.
- dynamiczna strzelanka FPP;
- nowe, mocno komiksowe uniwersum Blizzarda;
- 14 bohaterów pełniących różne funkcje (tank, dps, wsparcie);
- efektowna, dopracowana oprawa graficzna;
- beta-testy ruszą jesienią.
Zacznijmy od złośliwości, bo dlaczego nie? Blizzard to firma, która najlepiej kradnie pomysły w tej branży. Problem polega na tym, że amerykański deweloper wcale niczego sobie nie przywłaszcza, po prostu zbiera różne koncepcje i przepuszcza je przez swoją niekończącą się linię produkcyjną, gdzie twór jest wygładzany, polerowany i szlifowany. Prawdziwa fabryka hitów?
Ten ryzykowny wstęp prowadzi nas do kolejnego wielkiego projektu Blizzarda: stworzenia takiego Team Fortress 2, że jego autorzy zapłaczą nad własnym losem. Overwatch, panie i panowie, rozbudza wyobraźnię fanów z całego świata. Choć nie brak też pewnych wątpliwości – Blizzard i strzelanka sieciowa? Zupełnie nowe uniwersum? Czy to ma szanse się udać? W Bostonie, mieście jazzu i hip-hopu, mieliśmy okazję sprawdzić grę w akcji, podobnie zresztą jak wielu uczestników imprezy PAX East 2015. „I jak wrażenia” – zapytacie? No cóż, mówiąc krótko: fabryka Blizza działa jak należy.
Blizzard na PAX East
Zanim przejdziemy do wrażeń z rozgrywki, warto opowiedzieć o samej obecności Blizzarda na imprezie. Na PAX East pokazano nową mapę, Watchpoint: Gibraltar, na której drużyna bohaterów walczy o dowiezienie nadajnika do własnej rakiety. Poznaliśmy też dwie nowe postacie, przyjęte entuzjastycznie przez fanów zebranych na panelu firmy. Oprócz tego Blizzard był obecny na hali wystawowej, gdzie wszyscy zainteresowani mogli sprawdzić Overwatch w akcji. Nie trzeba chyba dodawać, że właśnie to stoisko oblegano najbardziej. Nawet jeśli komuś nie udało się zagrać, można było zrobić sobie zdjęcie z profesjonalnymi cosplayerami, odtwarzającymi między innymi postać Żniwiarza czy Smugi z Overwatch.
Nowy bohater z Overwatch, McCree, wygląda niczym Clint Eastwood w dolarowej trylogii Sergio Leone.
Jak wspomniałem, dwie nowe postacie chyba się przyjęły. Pierwszą z nich jest McCree, kowboj momentalnie wywołujący skojarzenia z kreacją Clinta Eastwooda z serii westernów Sergio Leone (np. doskonały Dobry, zły i brzydki). W walce McCree potrafi robić uniki, ogłuszać przeciwników granatem błyskowym i wyczyniać cuda ze swoim rewolwerem. Na prawym przycisku myszy umieszczono m.in. zdolność pozwalającą wystrzelić wszystkie załadowane naboje. Specjalny atak McCree, czyli zabójcza broń (jak widać, tłumacze Overwatch mają poczucie humoru) namierza wrogów i załatwia ich szybką serią strzałów – przymierzenie się do tejże akcji trwa jednak chwilę, więc oponenci mają czas, by pokrzyżować plany rewolwerowcowi.
Druga zaprezentowana postać to Zaria, kobieta z Rosji i pierwszy żeński tank w grze. Zaria ma na wyposażeniu działo cząsteczkowe, które strzela promieniem i czymś w rodzaju granatów. Potrafi też otaczać siebie albo towarzyszy polem ochronnym. Jej specjalna umiejętność (uderzenie grawitonowe) nie powoduje bezpośrednich obrażeń, ale może pomóc w przygotowaniu druzgoczącego ciosu – to „studnia grawitacyjna”, która przyciąga wrogów w jeden punkt. Najlepiej oczywiście, żeby był to punkt obłożony ładunkami wybuchowymi lub trafnie dobrane miejsce zasadzki.