Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Just Survive Przed premierą

Przed premierą 29 stycznia 2015, 14:00

autor: Adam Kusiak

Testujemy H1Z1, czyli wyczekiwany klon DayZ

Sony Online Entertainment rzuca DayZ wyzwanie swoim H1Z1. Debiut wersji alfa nie należał do udanych, ale stan gry poprawia się z dnia na dzień. Czy wobec tego widać już zmiany na lepsze? Sprawdzamy, czy już teraz warto bawić się w H1Z1.

Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.

Artykuł powstał na bazie wersji PC.

Testujemy H1Z1, czyli wyczekiwany klon DayZ - ilustracja #1

Tekst odzwierciedla wrażenia, jakich H1Z1 dostarczało do 25 stycznia. Należy mieć na uwadze, że gra jest aktywnie łatana i balansowana. Przykładem może być mechanika pojawiania się nowych przedmiotów na mapie, która doczekała się poprawek 26 stycznia. Zmiany spowodowały wysyp broni palnej i amunicji na serwerach. SOE wyraźnie zmierza w kierunku znalezienia złotego środka między trudami przetrwania a frajdą strzelaniną.

H1Z1 W SKRÓCIE:
  • Klon DayZ, z wpływami Rust;
  • Akcja na amerykańskiej prowincji;
  • W dniu premiery będzie to produkcja free-to-play;
  • Serwery podzielone na PvP i PvE;
  • Obecna cena dostępu – minimum 19,99 euro;
  • W grze już działa sklepik.

Co do tego nie ma wątpliwości: gracze chcą skończonego DayZ, czyli postapokaliptycznej produkcji o przetrwaniu, z grozą wywoływaną przez przerażające zombie i nieobliczalnych bandytów, ze zbieraniem sprzętu, pojazdami, pożywieniem i budowaniem osad, ale za to bez bugów, oszustów i dziesięciu klatek na sekundę. Dlatego w przypadku prawie każdego tytułu o tej tematyce publika liczy na to, że jakimś cudem kolejny spełni te oczekiwania lub przynajmniej zbliży się do osiągnięcia takiego poziomu. Nadzieje w stosunku do H1Z1 były więc ogromne, tym bardziej że Sony Online Entertainment planowało udostępnić wczesną wersję gry jeszcze w maju 2014, do czego jak wiadomo nie doszło. Lawina rosnących oczekiwań rozpędzała się więc dalej, do momentu, aż w tym roku H1Z1 wreszcie wystartowało w usłudze Steam Early Access, błyskawicznie wspinając się na szczyt listy bestsellerów. A już raz uruchomionej lawiny nie dało się zatrzymać i portfele wielu z graczy zdążyły się o tym przekonały.

Trochę jak DayZ…

H1Z1 domyślnie ma być produkcją free-to-play, jednak obecnie survivalową grą zająć się mogą tylko te osoby, które wykupiły jeden z dwóch pakietów (za 19,99 lub 36,99 euro). Warto o tym pamiętać, biorąc pod uwagę jej ubogi stan w fazie wczesnego dostępu. Pierwszym wyzwaniem w przypadku zabawy z H1Z1 w tygodniu premierowym było wejście na jakikolwiek europejski serwer (a było ich 9). Godzinne kolejki w stylu tradycyjnych gier MMO pozostawiły niesmak u wielu chętnych. Tydzień później sytuacja stała się przeszłością i w chwili obecnej odpowiednich serwerów jest cała masa. To dobry przykład tego, że SOE jak na razie szybko reaguje na krytyczne błędy i gra ulega dynamicznym zmianom.

Jedno z większych miasteczek w wersji alfa.

Po udanym wejściu do gry lądujemy w losowym miejscu na mapie osadzonej w klimatach amerykańskiej prowincji – ot, takie obrzeża Colorado. Obszar nie jest specjalnie wielki, z góry na dół jest to jakieś 8 km2, trzy niewielkie miasteczka, zaś atmosfera potrafi być wyjątkowo ponura, zwłaszcza jeśli zaczynamy w deszczową noc. Właśnie w takich warunkach przebiegł mój pierwszy żywot w grze: przemierzałem na ślepo dzicz, aż dotarłem do pola kampingowego, które po przeszukaniu okazało się puste. Dalsza eksploracja doprowadziła do wniosku, że pustka to dobre określenie na większość lokacji w H1Z1, łup występuje bowiem w ilościach powiedziałbym śladowych. Mógłby to być poważny problem, biorąc pod uwagę fakt, że w około 30 minut możemy umrzeć z głodu i pragnienia. Na szczęście w Ameryce rosną ogromne ilości jeżyn, dzięki którym nie trzeba martwić o te podstawowe kwestie.

Limitami już się nikt nie przejmuje.

Penetrowanie szafek, samochodów, śmietników i innych rzeczy w nadziei na znalezienie czegoś przydatnego jest nieco nużące. Ta niedogodność wynika w dużej mierze z mechaniki polegającej na pokazywaniu nam zegara za każdym razem, gdy sprawdzamy zawartość schowka – musimy na chwilę przystanąć, aby przekonać się, że nic nie znaleźliśmy, a poczucie, że tracimy przy grze czas zdaje się wtedy narastać. Podobnych chwil jest niestety więcej, np. jeśli sprawdzamy za pomocą przycisku „Tab”, jakie przedmioty leżą w pobliżu albo zaglądamy do inwentarza naszej postaci, nie możemy się przemieszczać, co nie jest problemem np. w DayZ.

Adam Kusiak

Adam Kusiak

Współpracę z GRYOnline.pl rozpoczął w 2011 roku jako redaktor w działach Newsroom i Encyklopedia; obecnie senior SEO specialist wspierający serwisy grupy Webedia Poland. Uwielbia symulatory lotnicze i gry strategiczne, w które zagrywał się jeszcze w latach 90. na Amidze 500; naturalnie jego ulubionym studiem jest MicroProse, zaś ulubionym twórcą – Sid Meier. Stanowi także chodzącą encyklopedię sprzętu wojskowego. Ukończył specjalizację amerykanistyka na Wydziale Stosunków Międzynarodowych na Krakowskiej Akademii im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego. Na portalu X pisze o strategiach jako tbonewargames.

więcej

Widzieliśmy gameplay Beyond Good & Evil 2 – oto 5 najważniejszych cech BG&E2
Widzieliśmy gameplay Beyond Good & Evil 2 – oto 5 najważniejszych cech BG&E2

Przed premierą

Drugi rok z rzędu Ubisoft pokazuje na E3 świetne trailery Beyond Good & Evil 2. Problem polega na tym, że to czyste CGI, na podstawie którego nie da się niczego powiedzieć o samej grze. My mieliśmy możliwość zobaczenia gameplaya z BG&E2.

Yandere Simulator – Postal ma siostrę, czyli niepokojący symulator morderczyni
Yandere Simulator – Postal ma siostrę, czyli niepokojący symulator morderczyni

Przed premierą

Yandere Simulator to jedna z najdziwniejszych i najbardziej niepokojących gier, jakie obecnie powstają. Symulator szkolnej morderczyni powstaje w USA, choć wygląda jak kolejne japońskie dziwactwo.

Szok w systemie - trudna walka o przetrwanie serii gier System Shock
Szok w systemie - trudna walka o przetrwanie serii gier System Shock

Przed premierą

Choć obie części System Shock zyskały uznanie krytyków, żadna z nich nie okazała się komercyjnym hitem. Trudno więc dziwić się, że niewielu chciało zainwestować w jej kontynuację. Teraz, po kilkunastu latach, zapomniany cykl wreszcie powraca do życia.