autor: Luc
Alone in the Dark: Illumination - miks Alana Wake'a i Left 4 Dead - Strona 2
O marce Alone in the Dark od dłuższego czasu było całkowicie cicho. Jednak po blisko siedmiu latach przerwy ponownie zanurzymy się w świecie pełnym paranormalnych zagadek, który ponad dwie dekady temu zdefiniował gatunek survival horroru.
Ten tekst był przygotowany przed premierą gry.
- Gra akcji z elementami horroru;
- Cztery osobne kampanie do rozegrania dla pojedynczego gracza;
- Nacisk na sieciowy tryb kooperacji;
- Cztery zróżnicowane klasy do wyboru;
- Duża rola światła podczas walki z przeciwnikami;
- Gra na silniku Unreal Engine 4.
Choć pełna niesymetrycznych wielokątów i ostrych krawędzi grafika na twarzy wywołuje obecnie co najwyżej szyderczy uśmiech, na początku lat dziewięćdziesiątych nawet zlepek kolorowych pikseli potrafił graczy porządnie wystraszyć. I właśnie wtedy pojawił się pierwszy Alone in the Dark. Łączący w sobie elementy zręcznościowe i logiczne, jednocześnie oferujący zaskakująco złożoną historię oraz gęsty niczym poranna mgła klimat, szybko stał się wielkim przebojem. Z dzisiejszej perspektywy podrygujący drętwo wilkołak lub inspirowany uniwersum Lovecrafta kanciasty demon nie należą do najbardziej przerażających, ale w tych jakże odległych czasach potrafiły siać z ekranu niewyobrażalną grozę. Restart, którego doczekała się seria na początku XXI wieku okazał się znacznie mroczniejszy niż ktokolwiek mógłby się spodziewać, jednak pomimo względnie ciepłego przyjęcia na kontynuację się nie zdecydowano. Alone in the Dark na swój wielki powrót czekać musiało aż siedem kolejnych lat, szybko wyszło jednak na jaw, iż całkowicie zmieniona formuła kompletnie mu nie służy. Czy studiu Pure FPS tworzącemu szóstą już z kolei odsłonę serii udało się wyciągnąć z tego jakieś wnioski?
Fabuła gry skupiać będzie się tym razem nie na osamotnionej, pojedynczej postaci, lecz na czwórce całkowicie nowych bohaterów. Każdy z nich, w mniej lub bardziej wyraźny sposób związany ze zwalczaniem zła, wyrusza do opuszczonego przed laty miasteczka Lorwich, w którym – jak wieść niesie – ostatnimi czasy zaczęły dziać się tajemnicze rzeczy. Plotki o kręcących się tam monstrach oraz przerażająca mgła dodatkowo napawają mieszkańców niedalekich regionów strachem i to od nas zależy, czy uda się wyswobodzić ich z opresji. Aby rozwikłać wszystkie paranormalne zjawiska przyjdzie nam eksplorować nie tylko samo Lorwich, ale również i jego mroczne podziemia.
Tzw. Ciemność, która opanowała tę niepozorną mieścinę przybierać ma różne formy. W obliczu żadnej z nich nie pozostaniemy jednak bezbronni. Wspomniany podział na czterech bohaterów nie jest tu bowiem przypadkowy – każdy z nich reprezentować ma osobną klasę, dysponującą innymi narzędziami do jej zwalczania. Pierwszym z dostępnych protagonistów będzie Łowca, czyli specjalizujący się we wszelakiej maści karabinach wnuk Edwarda Carby’ego z oryginalnej trylogii. Towarzystwa dotrzymywać będzie mu także Ksiądz (odpowiednik klasycznego medyka) oraz Inżynierka (doskonała w tworzeniu zabójczych urządzeń i pułapek). Drużynę uzupełni zaś niejaka Wiedźma, która z kolei wywodzi się w prostej linii od Emily Hartwood – grywalnej postaci z pierwszej odsłony, spełniającej również istotną rolę w „trójce”. Każdy z protagonistów dysponować ma przynajmniej kilkoma metodami zwalczania Ciemności, a poszczególne umiejętności wraz z postępem rozgrywki będziemy mogli dowolnie rozwijać. Co ciekawe, na początku gry poprowadzimy jedynie Łowcę – dopiero po wykonaniu odpowiednich misji ratunkowych odblokujemy całą resztę.
Z racji posiadania aż czterech grywalnych postaci Alone in the Dark zaoferuje taką samą ilość osobnych kampanii. Każda z nich, podzielona na trzy osobne etapy, skupi się na innym bohaterze, pozwalając graczom lepiej poznać historię oraz motywy członków drużyny. W przeciwieństwie do oryginalnej trylogii, tym razem warstwa fabularna ma jednak zostać sprowadzona do roli drugoplanowej, a tempo jej odkrywania podyktuje eksploracja terenu oraz treść kolejnych misji. Fakt, solowa rozgrywka została przez twórców potraktowana dosyć po macoszemu, jednak zabieg ten jest jak najbardziej umyślny. Twórcy zdecydowali się bowiem niemal całkowicie odejść od pierwotnego konceptu rozgrywki i położyć nacisk na sieciowy tryb kooperacji dla czterech osób, do złudzenia przypominający ten znany z produkcji takich jak Left 4 Dead. Zebrana w dowolnej konfiguracji drużyna będzie miała za zadanie dotrzeć z jednego końca mapy na drugi, przedzierając się przy okazji przez zastępy przeciwników. Finałem każdej z takich misji ma być trwająca kilka minut obrona wskazanego punktu, po którym cała czwórka wejdzie do bezpiecznej strefy.