autor: Marek Grochowski
GOL na GC 2007: FIFA Manager 08
Prezentacja FIFA Managera 08 tak jak wszystkie pokazy Electronic Arts, na których gościłem, była imprezą zamkniętą. Tak zamkniętą, że nawet obsługa targów nie wiedziała do końca o jej istnieniu. Nieźle się więc zdziwiłem, kiedy powiedziano mi, iż omawiana gra najprawdopodobniej wyparowała z targowej rozpiski i nikt nie wie, co się z nią stało.
Prezentacja FIFA Managera 08 tak jak wszystkie pokazy Electronic Arts, na których gościłem, była imprezą zamkniętą. Tak zamkniętą, że nawet obsługa targów nie wiedziała do końca o jej istnieniu. Nieźle się więc zdziwiłem, kiedy powiedziano mi, iż sesja z omawianą grą najprawdopodobniej wyparowała z targowej rozpiski i nikt nie wie, co się z nią stało.
Nie ze mną jednak te numery – pomyślałem, bo zaledwie dzień wcześniej widziałem na drzwiach jednego z pomieszczeń okupowanych przez EA plakat, który jasno oznajmiał, że strategiczno-sportowy tytuł rodem z kolońskiego studia Bright Future jest na Games Convention jak najbardziej obecny. Ruszyłem więc do boju, do najdalszego z najdalszych boksów hali Congress Center, gdzie hostessy nie prezentowały już swoich wdzięków, a dziennikarze udawali, że czekają na opóźniającą się demonstrację nowego Burnouta.
Na miejscu okazało się, że autorzy FIFA Managera 08 pykają po cichu we własną produkcję, a jeden z nich gotów jest z łaski swojej udowodnić mi, dlaczego to ich dzieło zarządzi na pecetowym rynku już w listopadzie. Programista był typowym pasjonatem, więc profilaktycznie zapytał mnie, ile czasu mogę poświęcić na jego wykład. Wybrałem wariant 30-minutowy, bo stwierdziłem, że być może w życiu czeka na mnie jednak jeszcze coś ciekawszego, a niebezpieczeństwo zaśnięcia w trakcie pokazu piłkarskiego managera jest mimo wszystko aż nadto wysokie.
Nie było jednak tak źle i w trakcie, gdy deweloper klikał sobie w kolorowe, niekoniecznie lukrowane, guziczki, udało mi się wyciągnąć z niego kilka ciekawych szczegółów. Pierwsza rzecz, jakiej się dowiedziałem, to fakt, że FIFA Manager 08 na sto procent zadebiutuje u nas w polskiej wersji językowej, więc nawet, jeśli świat ulegnie zagładzie lub - co gorsza - okaże się, że Święty Mikołaj nie istnieje, gracze z kraju nad Wisłą dostaną w swoje łapki własną, przeznaczoną specjalnie dla nich, edycję wyczekiwanego produktu. Dobrze mieć wreszcie całkowitą pewność, że będzie się traktowanym na równi z Hiszpanami, Anglikami czy, nie szukając zbyt daleko, sąsiadami zza Odry. W końcu - jak stwierdził sam producent gry - Ordnung muss sein.
Druga interesująca sprawa, to wiadomość, że cały projekt wkroczył już w fazę beta-testów i udzielający się na forum FIFA Managera fani od dwóch tygodni pomagają twórcom tytułu w dopracowaniu planowanego na listopad dzieła. Rozbudowane community ma zresztą duży wpływ na developing sportówki, bo panowie z Bright Future biorą sobie do serca wskazówki swych klientów i zmieniają w swoim produkcie, co się da, byleby tylko przyciągnąć do gry kolejnych maniaków.
W tym roku zadbali na przykład o czytelny i efektowny interfejs, w którym połapie się każdy, kto potrafi składać literki w wyrazy i używać myszki. Dotarcie do najpotrzebniejszych opcji nie sprawia żadnych problemów – koniec z sytuacjami, gdzie znalezienie przycisku Play zajmuje pół roku.
Dobre wrażenie robi również wysoka rozdzielczość gry (1280x1024) i związana z nią atrakcyjna, szczególnie w porównaniu do FM-a, oprawa wizualna. Menusy można dostosować do osiągów swojego komputera, rezygnując z wyświetlania na ekranie zbyt wielu statystyk w przypadku, gdy jest się zmuszonym do przełączenia na niższą rozdziałkę. Przyjemną opcją jest szybki dostęp do kalendarza, gdzie za pomocą zaledwie kilku kliknięć można zaaranżować sobie sparing z wybranym przeciwnikiem. Jest z czego wybierać, bo w strategicznej odmianie FIFY pojawiło się blisko 50 lig z całego świata (w tym oczywiście rodzima Orange Ekstraklasa). Występujący w nich piłkarze opatrzeni zostali mnóstwem danych, wśród których nie zabrakło autentycznych metryczek i tysięcy zdjęć. Zadbano nawet o dodanie fotografii ilustrujących najważniejsze stadiony świata. Jeżeli zaś gracz jest jeszcze początkującym zarządcą klubu i dysponuje mało znanym obiektem, może zaimportować do gry obrazek z własnego zbioru.
Silnik prezentujący boiskowe popisy zawodników został wyjęty z żywcem z innej produkcji Elektroników, UEFA Champions League 2006/2007, gdzie za sprawą swego zaawansowanego wieku nie powalił wprawdzie nikogo na kolana, ale nikt też nie zarzucał mu, że jest okropnie brzydki, pozbawiony finezji czy bezużyteczny. Tym bardziej, że ukazywany przez engine trójwymiarowy widok z najrozmaitszych ujęć kamery pozwala lepiej skupić się na kontrolowanym przez siebie piłkarzu.
W trybie sterowania pojedynczym sportsmenem widać pewien progres. Rok temu, chcąc samemu pokopać piłkę, trzeba było zaczynać od kontrolowania któregoś z najsłabszych kopaczy. Teraz można objąć władzę nad dowolnym zawodnikiem swojego zespołu. To tak na wszelki wypadek, gdyby pozostała dziesiątka odmawiała wykonywania trenerskich założeń.
Sądziłem, że po przejściu do EA znanego z propagandowych powiedzonek (a jeszcze bardziej z wyjątkowo zabawnych tatuaży) Petera Moore'a wszystkie mecze będą teraz „epickie”, „wstrząsające” albo przynajmniej „och, ach”, ale na szczęście marketingowe wstawki dawnego szefa Xboxa nie dotarły jeszcze do producentów FIFA Managera i zaoszczędzili sobie oni peanów na temat przebiegu wirtualnych pojedynków. Nie ma bowiem co ukrywać, że w tym aspekcie sprawa wygląda prosto: całe spotkanie możemy śledzić, widząc sam komentarz tekstowy, ewentualnie przeglądając podstawowe wykresy. Lepiej jednak zdecydować się na obejrzenie trójwymiarowej animacji, bo dopiero dzięki niej widać naprawdę, jak działają w praniu wydawane przez gracza instrukcje.
Jeśli jednak komuś się spieszy, wystarczy, że przesunie suwak tempa w prawą stronę i gra od razu stanie się szybsza. W skrajnych wypadkach (np. po podjęciu decyzji o skończeniu z komputerowym nałogiem) można zdecydować się na jeszcze drastyczniejszą opcję natychmiastowego rozstrzygnięcia meczu - program dokonuje wówczas błyskawicznych obliczeń i od razu wyświetla wynik.
Wśród innych opcji, jakim mogłem się dokładniej przyjrzeć, poprawnie wypada edytor stadionów. Budowanie własnych aren odbywa się na zasadzie wybierania z listy odpowiednich elementów i łączeniu ich niczym klocki. Programiści zapewnili mnie, że zaimplementowane w grze narzędzie pozwoli odbiorcy na odwzorowanie absolutnie każdego obiektu piłkarskiego, jaki istnieje w rzeczywistości - nawet, jeśli to nieprawda, to ładnie wymyślone. Rzecz jasna, z początku próby zastępowania profesjonalnego architekta mogą kończyć się fiaskiem, więc w przypadku zbudowania, dajmy na to, zbyt fikuśnego sektora dla kibiców, wszystko da się jeszcze odkręcić, kopiując w źle zaaranżowane miejsce sąsiednią trybunę.
Aby być na czasie, EA przemyślało również problem skautingu – pragnąc dowiedzieć się więcej o wartych uwagi piłkarzach, należy rozwijać własne zdolności menedżerskie, gdyż postęp w doskonaleniu cech mentalnych owocuje zwiększoną dokładnością w zdobywaniu informacji (głównie liczbowych) o obserwowanych talentach.
Nieźle zapowiada się też system motywacji i obietnic, które można składać swoim graczom. Dotrzymywanie przez coacha danego słowa przyczynia się do wzrostu zaufania i poziomu morale u każdego ze sportowców. Bycie niesłownym lub stawianie drużynie zbyt wysokich wymagań psuje z kolei atmosferę w teamie i grozi rychłą klęską na futbolowym polu walki.
Kiedy jednak wszystko toczy się według planu, można pomyśleć o założeniu własnej galerii sław i przenieść do niej portrety zasłużonych dla klubu osób. Nie ma to co prawda kolosalnego wpływu na rozgrywkę, ale muszę przyznać, że bardzo estetycznie wygląda. Bo wszystko w dziecku Bright Future prezentuje się ładnie. Działa też niezgorzej, więc walka z tegoroczną edycją Football Managera zapowiada się ciekawiej niż kiedykolwiek. Chcąc zachować pozycję lidera, Sports Interactive będzie musiało mocno podkręcić tempo. Niemcy mają teraz bowiem swoje własne Wunderwaffe.