autor: Borys Zajączkowski
GOL na E3 2006: F.E.A.R.: Extraction Point
Helikopter, którym drużyna gracza ucieka po pozbyciu się Paxtona Fettela i po spowodowaniu drobnej eksplozji nuklearnej, spada i rozbija się. Fala uderzeniowa wybuchu dopełnia dzieła zniszczenia, a żeby atrakcjom stało się zadość, Fettel zostaje przywrócony do życia przez jakąś postać stojącą w mroku.
Helikopter, którym drużyna gracza ucieka po pozbyciu się Paxtona Fettela i po spowodowaniu drobnej eksplozji nuklearnej, spada i rozbija się. Fala uderzeniowa wybuchu dopełnia dzieła zniszczenia, a żeby atrakcjom stało się zadość, Fettel zostaje przywrócony do życia przez jakąś postać stojącą w mroku – tak na oko nie jest to Alma. Armia znieruchomiałych klonów powraca do walki. W ten sposób zaczyna się kontynuacja jednej z najlepszych strzelanek, w jakie mogliśmy ostatnimi czasy zagrać.
Stało się jednak tak, trochę przez monotonię podstawki, trochę przez doskonałego multiplayera, że wielu graczom kampania single playerowa znudziła się w połowie zabawy. Tacy nie znajdą w dodatku wiele godnego uwagi. Ci zaś, którym wciąż mało trudnych walk w interaktywnym otoczeniu, stojącej na wysokim poziomie inteligencji przeciwników, sugestywnych wizji i trzymającej w napięciu fabuły, z pewnością przyjmą Extraction Point z otwartymi ramionami. Dostaną bowiem więcej, a niewykluczone, że jeszcze ciekawiej.
W kolejnej rozprawie z psychopatycznym dowódcą przyjdzie graczom stawić czoła nowym potworom – na przykład niewidzialnemu, biegającemu po ścianach czemuś, co znakomicie przypomina potwory przełamujące barierę wymiarów pod koniec F.E.A.R.-a, znacznie jednak od nich potężniejszemu. Wiem, bo walczyłem z tym czymś – bez bullet time’a nie miałbym szans. Z drugiej strony dostaniemy do ręki fantastyczną giwerę – minigun, który jest w stanie siać takie zniszczenie i zamieszanie przy okazji, że głowa boli. :-) Przeciwnicy wydają się jeszcze bardziej inteligentni i pomysłowi, chociaż już w podstawowej wersji gry zaskakiwanie gracza szło im nad wyraz dobrze. W Extraction Point musiałem się nieźle zmęczyć, nim dopadłem przeciwnika kryjącego się przede mną za słupem, gotowego strzelić mi w plecy, gdy tylko się niefortunnie odwrócę. Widziałem żołnierza przewracającego szafę, by za nią, z kolegą, przykucnąć.
W sumie dodatek niewiele zdaje się jednak do gry wnosić, ale wciąż mamy do czynienia z tym samym świetnym F.E.A.R.-em. Jak długa będzie kampania, ile interwałów będzie sobie liczyć, tego sami autorzy gry jeszcze nie są pewni. Zważywszy jednak to, że na koniec demonstracyjnego poziomu miałem takie mrożące krew w żyłach majaki Fettela, idącego przez płomienie w towarzystwie dziwacznej, biegającej po ścianach armii, i zważywszy to, że całkiem niedawno podstawową grę z przyjemnością ukończyłem... zapewne i w dodatek chętnie zagram. I zapewne nie będę w tym osamotniony.
Borys „Shuck” Zajączkowski