autor: Borys Zajączkowski
GOL na E3 2006: Enemy Territory: Quake Wars
Do Enemy Territory: Quake Wars zasiedliśmy z Łosiem po przeciwnych stronach frontu pośród około 20 innych dziennikarzy ze świata – graczy, którzy niespełna pół godziny później podnosili się sprzed monitorów z wielkimi oczami i z przylepionym bananem do twarzy. Sami byśmy sobie pograli w tę niezwykle grywalną strzelankę jeszcze i jeszcze, i jeszcze, gdyby nie trzeba było zwolnić miejsc dla kolejnych chętnych.
Do Enemy Territory: Quake Wars zasiedliśmy z Łosiem po przeciwnych stronach frontu pośród około 20 innych dziennikarzy ze świata – graczy, którzy niespełna pół godziny później podnosili się sprzed monitorów z wielkimi oczami i z przylepionym bananem do twarzy. Sami byśmy sobie pograli w tę niezwykle grywalną strzelankę jeszcze i jeszcze, i jeszcze, gdyby nie trzeba było zwolnić miejsc dla kolejnych chętnych. W ETQW będzie się grało, oj! Niestety nie bardzo wiadomo, kiedy, bo datę premiery Activision podaje pod kryptonimem: to be decided.
Dlaczego Quake Wars dają tyle frajdy? Ano dlatego, że lądujemy na spadochronie, rzucamy się teamem w stronę kolejnego celu misji – na przykład strategicznego punktu czekającego na odbicie z rąk przeciwnika. Mamy kilka klas postaci – snajper, medyk, żołnierz – mamy sporo mniej lub bardziej futurystycznych rodzajów broni do dyspozycji. Możemy kierować jeepami, czołgami, helikopterami. Współpraca wewnątrz drużyny tu naprawdę ma rację bytu i działa. Wyobraźcie sobie team 10 osób, które przed zasiąściem do komputera nawet sobie ręki nie podały, a które parę minut później zaczynają się ze sobą zgrywać i lepiej lub gorzej ze sobą współpracować. Jeden prowadzi czołg i rozbija co większe wehikuły przeciwnika, reszta biegnie wokoło, po krzakach, wykańczając co słabszych przeciwników. Ktoś wziął helikopter i prowadzi ostrzał z powietrza. Ktoś się dorwał do radia i wydaje rozkazy artylerii. Wystrzeliwujący z orbity laser pewnie też się nie wziął znikąd.
Wpadamy do jednego budynku i przeprowadzamy czystkę na podobieństwo CS-a czy F.E.A.R.-a. Wybiegamy na zewnątrz, by wesprzeć chłopaków w batalii toczącej się na podobieństwo Battlefieldów. A co najważniejsze, w tej grze da się utrzymać przy życiu przez dłuższy czas i bez respawnów znacząco linię frontu przesunąć. Cóż tu więcej gadać – po suche fakty na temat gry odsyłam Was do naszej encyklopedii – mamy do czynienia z fantastycznie zaprojektowaną sieciową strzelanką, a przy tym niezwykle atrakcyjną graficznie – gdyby tylko był jeszcze czas tę grafikę podziwiać. Miodzio!
Borys „Shuck” Zajączkowski