autor: Piotr Stasiak
To będzie inny „Top Secret”
Kultowe pismo powraca w nowej formie i w nowych czasach. Jak przygotowywano się do wskrzeszenia legendy polskiego światka gier komputerowych dowiecie się z wywiadu z Marcinem Przasnyskim i Aleksem Uchańskim, redaktorami prowadzącymi nowy „Top Secret”.
Kultowe pismo powraca w nowej formie i w nowych czasach. Jak będzie wyglądał „Top Secret” epoki Internetu i grafiki, o której się Dżemikowi nie śniło? Dlaczego Kopalny i trawnik Naczelnego już nie powrócą? Jak przygotowywano się do wskrzeszenia legendy polskiego światka gier komputerowych? Jakie będą kolejne dołączane do pisma gry? O tym wszystkim rozmawiamy z twórcami nowego „Top Secretu” , Marcinem Przasnyskim* i Aleksem Uchańskim**.
Gry OnLine: Jesteście obaj branżowymi dinozaurami, działającymi w pismach komputerowych prawie od zawsze. Opowiedzcie o początkach swej przygody z komputerami i grami.
Marcin “Martinez” Przasnyski: Zaczynałem podobnie jak wielu w tamtych czasach. Trafiłem do liceum, w którym w pracowni informatycznej stały komputery Spectrum. Razem z kolegą, który miał taki sprzęt w domu, przesiadywaliśmy w tej pracowni całymi dniami, a nie raz nocami. Potem sam dostałem pierwszego Spectruma od taty i od tego momentu wypadki potoczyły się bardzo szybko. Narysowałem mapę do „Jet Set Willy” i wysłałem ją do redakcji „Bajtka”, który właśnie ukazał się w kioskach. Kilka dni później zadzwonili do mnie, żebym przyszedł i pomógł, bo grafik miał z czymś tam problemy. No to poszedłem. I zostałem. I tak już jest do dziś, będzie 17 wiosen jak robię gazety o komputerach i grach.
Aleksy “Alex” Uchański: Przy Martinezie trudno mi jest się poczuć dinozaurem, bo gdy on zatwierdzał do druku mój pierwszy tekst, to był już znanym redaktorem z siedmioletnim doświadczeniem i szefem „Top Secretu”, a ja tylko wiernym fanem tego pisma, które kochałem i czytałem od dechy do dechy. Miałem kolegę, który współpracował z redakcją i też marzyłem, aby się w niej znaleźć. Pierwszy tekst, jaki napisałem – uzupełnienie do opisu gry „Pirates”, nigdy się nie ukazał. Ale za to poproszono mnie o napisanie czegoś jeszcze i udało się. Zadebiutowałem w 9. numerze „Top Secretu”.
GOL: Jak zmieniła się branżowa rzeczywistość od tamtego czasu?
Alex: Mówiąc krótko – zmieniło się wszystko. Dziś można mówić o jakiejś branży, o rynku, wydawnictwach prasowych, wydawcach gier, sieciach sprzedaży. Kiedyś to była jedna, ewoluująca masa, napędzana uczuciami, emocjami. Nikt o tym nie myślał jak o zawodzie, sposobie na życie, źródle dochodów. I redaktor był graczem, i giełdowiec był graczem, i czytelnik był graczem, a wszyscy spotykali się co niedzielę na rogu ulicy Grzybowskiej, gdzie teraz stoją lśniące wieżowce.
Martinez: Gry wyszły z zamkniętej subkultury, niezauważalnej dla przeciętnego człowieka. Stały się elementem codziennego życia, leżą na półkach, w kioskach, Lara Croft biega po kinowym ekranie. A robienie pisma z dziennikarskiej zabawy, przy której było zawsze kupę śmiechu, stało się przemysłową produkcją pisma, równie fascynującą, ale jednak produkcją.
GOL: A co się stało z tymi ludźmi, którzy czynnie uczestniczyli w narodzinach pierwszych pism i branży gier komputerowych w Polsce?
Alex: Trudne pytanie. Każdy człowiek to oddzielna historia.
Martinez: Nie da się porównać redakcji starego „Top Secret” z jakąkolwiek dziś funkcjonującą. Była to po prostu grupa ludzi, skupiona wokół kilku zapaleńców, krążąca spontanicznie bliżej lub dalej.
Alex: Uściślając – ze starej ekipy „Top Secretu”, wszyscy ci, którzy pozostali przy pisaniu o grach i komputerach, siedzą dziś w tym budynku i mają swój wkład w nowy „Top Secret”. To są Darek Michalski „Sir Haszak”, Kamil Ruszkowski „Roos”, Martinez i ja. Część osób pozostała przy zajęciach okołogrowych. Borek ma firmę i pisze programy komputerowe. Dobrochna wciąż jest graficzką, ale w innych pismach. Gawron, czyli mój wspólnik ze spółki autorskiej Alex i Gawron, robi karierę naukową i pracuje dla ONZ. Junior zajął się biznesem. Generalnie wszyscy wyszli na ludzi. To była świetna ekipa.