Sorry, ale Diablo 3 jest lepszą grą od Diablo 2
Wczoraj skończyłem Diablo 2. Zabiłem Diablo, pokonałem Baala - fajnie było wrócić na stare śmieci. Dalej uwielbiam tę grę, ale zarazem już nie chce mi się w nią grać. Wybaczcie, ale moim zdaniem Diablo 3 jest lepsze od „dwójki’.
Kocham ten stan. Nagły atak nostalgii i to słodko-gorzkie uczucie, które jej towarzyszy. W Obozowisku Łotrzyc do moich uszu dociera brząkanie gitary Matta Uelmena, kupiec Warriv życzy mi dobrego dnia, a ja jestem w siódmym niebie (czy też piekle). To jednak za mało, bym spędził z grą kilkadziesiąt czy więcej godzin. Dlatego moja przygoda z odświeżonym Diablo 2 przypomniała mi, że tak nielubiana przez graczy „trójka” jest po prostu lepszą produkcją.
FAQ, CZYLI O CO CI CHODZI, ADAM
Adam, czy ty trollujesz? Nie, niby dlaczego? To nie jest tak, że nie dostrzegam wad Diablo 3 – też żałuję, że Blizzard zrezygnował z mrocznego klimatu poprzedniej części, ale pod względem gameplayu, a to dla mnie jednak najważniejszy aspekt każdego hack’n’slasha, „trójka” jest po prostu górą.
A co ci się dokładnie w „dwójce” nie podoba? Przede wszystkim monotonia rozgrywki. Zabiłem właśnie Baala, kończąc grę czarodziejką, i w ciągu tych kilkunastu godzin używałem raptem dwóch skilli. Przez całą kampanię na „normalu” wciskałem więc dwa przyciski. A to i tak było znacznie ciekawsze niż granie barbarzyńcą.
Dlaczego uważasz, że granie barbarzyńcą jest nudne? To proste – brakuje mu skilli obszarowych, a większość tego, co oferuje drzewko umiejętności, to pasywki lub umiejki nieprzydatne przy konkretnych buildach. W efekcie granie barbarzyńcą stanowi festiwal klikania każdego przeciwnika z osobna, co mnie zwyczajnie męczy i odrzuca.
Hej, to trochę nieuczciwe porównanie, bo te gry dzieli 12 lat. Cóż z tego? To, że Diablo 2 się zestarzało, wcale nie umniejsza jego znaczenia. Dla mnie i tak pozostanie jedną z ukochanych gier dzieciństwa – i nic tego nie zmieni. Ale po 20 latach nie tylko nie mogę, ale i nie umiem zachwycać się tym tytułem tak samo.
Ale w Diablo 3 był niesławny dom aukcyjny. Owszem, był, ale już go nie ma. Sprawa zamknięta.
Co sądzisz o Resurrected? Uważam, że to bezpieczny remaster. Niestety, zbyt bezpieczny. Rozumiem, że jego autorzy chcieli odtworzyć w niemal stu procentach doświadczenie sprzed 20 lat, ale – jeśli chodzi o mój gust – powinni wprowadzić znacznie więcej zmian, zwłaszcza w zakresie komfortu rozgrywki, dodając ewentualnie opcję ich wyłączenia. A już w ogóle byłbym zachwycony, gdyby dokończyli czwarty akt, którego oryginalna ekipa nie miała czasu dopracować i który przez to mocno odstaje od reszty kampanii.
Serio grałeś na padzie? Tak. 20 lat temu bym w to nie uwierzył, ale skończyłem Diablo 2 na konsoli. Co więcej – rozgrywka na PS5, choć ma kilka upierdliwych problemów z interfejsem, jest... wygodniejsza od pecetowej. Dzięki możliwości przypisania skilli do różnych przycisków na kontrolerze, nie ma problemu z łatwym ich aktywowaniem – przyjemniej się więc gra np. takim druidem.
Sanktuarium nudy
Na początku przygody z Resurrected wybrałem swoją ulubioną klasę sprzed lat. Barbarzyńca zawsze był dla mnie oczywistym wyborem – góra mięśni, która wyrzyna hordy wrogów za pomocą kos, toporów i innych przerażających narzędzi mordu. A przynajmniej tak go zapamiętałem. W rzeczywistości jednak ten dziki wojownik ma nudne skille (wiele z nich to pasywki lub zwykłe ataki z jakimiś dodatkowymi efektami) i słabo sobie radzi z gromadami wrogów – a w hack’n’slashach nie ma nic lepszego, niż zmieść hordę potworów jednym potężnym ciosem. A tutaj, w stareńkim Diablo 2, każdego z nich trzeba ręcznie kliknąć – w efekcie po paru godzinach zabawy barbarzyńcą zwanym przeze mnie Barbelkiem poddałem się, bo nuda i powtarzalność wylewały się z ekranu.
Grę skończyłem czarodziejką Ivanką – chyba zresztą pierwszy raz, bo w młodości preferowałem raczej, poza wspomnianym „barbem”, zabójczynię i nekromantę. No i zabawa za pomocą magii okazała się znacznie ciekawsza – musiałem więcej kombinować, biegać między przeciwnikami, unikać ich ataków, a niektóre czary zadawały obrażenia obszarowe, o małym co prawda zasięgu, ale zawsze coś. Niestety, rozgrywka polegająca na używaniu tych samych dwóch umiejętności przez całą kampanię z czasem stała się monotonna. Co tu dużo mówić, Diablo 2 wyszło w 2000 roku, czyli 21 lat temu. I to czuć. Jeśli chodzi o grafikę, remaster wypada wspaniale, ale gameplay nie bawi mnie już tak samo jak te dwie dekady temu.
Liczy się frajda z gry
Rozumiem, że Diablo 3 w dniu premiery wielu fanom Diablo 2 nie przypadło do gustu. Teraz jednak widzę, że Blizzard przy „trójce” wyciągnął wnioski z „dwójki” i stworzył po prostu lepszą wersję tej samej gry. Tak, Diablo 3 miało wiele problemów. Dom aukcyjny, trochę ugrzeczniona stylistyka (choć nie aż tak, jak często pomstowali gracze) czy problem z balansem rozgrywki na wyższych poziomach trudności to tylko kilka z nich. Jedne naprawiono, inne nie – ale od samego początku rdzeń zabawy był znakomity. Satysfakcją z rozwalania hord potworów trzecia część do dziś bije na głowę wiele nowych gier. Jak barbarzyńca w „trójce” przywali młotem, to aż ziemia trzęsie się w posadach. Dosłownie czuć potęgę tych uderzeń. Do tego dochodzą efektowne skille obszarowe, które każdej klasie pozwalają błyskawicznie przedzierać się przez zastępy wrogów. Brak takiej satysfakcji w Diablo 2 mocno mi dziś doskwiera.
Ale oldskulowość „dwójki” to nie tylko drewniane dzisiaj (choć na swój sposób też urocze) animacje czy korzystanie z raptem kilku skilli przez całą grę. To także ograniczona zawartość. Po skończeniu czarodziejką kampanii na „normalu” mogę... zacząć to samo od nowa, tylko na wyższym poziomie trudności. Fajne? Nie bardzo, bo gameplay mnie nie pociąga, a fabułę i miejscówki właśnie sobie odświeżyłem. „Trójka” za to nie tylko pozwala levelować bez przechodzenia od nowa fabuły (tryb przygodowy zawierający m.in. nieobecne w kampanii lokacje, które wrzucono do gry jako pozostałości po nieukończonym, drugim dodatku), ale też oferuje coś świeżego w endgamie (np. zaliczanie szczelin Nefalemów). Słowem, monotonia w Diablo 3 dopada mnie znacznie, znacznie później.
ZA MAŁO POPRAWEK
Szkoda, że Blizzard nie dopracował swojego remastera – a przynajmniej nie zrobił tego na konsolach. W trakcie zabawy dostałem losowy achievement, towarzysze notorycznie gubili się w wąskich korytarzach, a niektóre rozwiązania w interfejsie wydały mi się nieprzemyślane (spróbujcie wyjąć połowę kasy ze skrzynki).
To jednak detale. Bardziej nie podoba mi się to, że nie wprowadzono drobnych usprawnień, które uprzyjemniłyby grę. Niewielki ekwipunek można było powiększyć na kilka prostych sposobów (sakwa na mikstury albo talizmany?). Brak teleportów na końcu lochów też daje dziś w kość, bo nieraz wracałem przez te same, oczyszczone już lokacje. Takich właśnie małych, a jednak ważnych poprawek najbardziej mi w Resurrected brakuje.
Uwielbiam tę grę (ale nie chce mi się w nią grać)
Nie zrozumcie mnie źle. To nie jest tak, że w Diablo 2 bawiłem się źle, albo że nie cenię i nie lubię tej gry. Wręcz przeciwnie – to był kamień milowy gamingu, więc miło było znowu odwiedzić stare miejscówki, posłuchać kultowego dubbingu („I przyszedł czas, że żywcem pogrzebana została Hrabina...”) czy jeszcze raz ukatrupić Pana Zniszczenia. Dalej uwielbiam tę grę, ale zapał do zabawy już nie ten. Liznę czarodziejką Koszmar, poczekam na pierwsze sezony, może spróbuję sił w trybie hardcore’owym – bo ten, choć jeszcze mniej dynamiczny (trzeba grać ostrożnie), przynajmniej mocno podniesie stawkę rozgrywki. Nie czuję jednak tego ciśnienia, żeby grać dalej – tej potrzeby, która cechuje najlepsze hack’and’slashe. Tego, co w Diablo 2 Resurrected jest najlepsze – a więc ciężki, mroczny klimat i przepiękna odświeżona grafika – już doświadczyłem.
Pozostaję jednak dobrej myśli. Jeśli nadchodzące Diablo 4 weźmie to, co jest najfajniejsze w „trójce” (gameplay), i połączy z tym, co jest najfajniejsze w „dwójce” (klimat), to pewnie okaże się grą wspaniałą. Czego i Wam, i sobie życzę.
O AUTORZE
Przygodę z Diablo rozpocząłem od „dwójki” w 2000 roku. Nie mam pojęcia, ile spędziłem z nią czasu, ale zdecydowanie zbyt dużo. „Trójce” nie poświęciłem aż tylu godzin („tylko” około 200), ale za to wracałem do niej wielokrotnie – pamiętam błąd 37, swoje rozczarowanie, gdy na piekielnym poziomie trudności nie byłem w stanie już walczyć z kolejnymi przeciwnikami w drugim akcie, usunięcie domu aukcyjnego i dodatek z krzyżowcem. Niedawno świetnie bawiłem się przy tej grze na Switchu.
ZASTRZEŻENIE
Kopię gry na PS5 otrzymaliśmy bezpłatnie od firmy Kool Things, obsługującej w Polsce Blizzarda.