Po konferencji Nintendo jestem pewien, że zakup Switcha był dobrą decyzją
Wrześniowe Nintendo Direct z pewnością zadowoliło posiadaczy Switcha, jeżeli chodzi o liczbę ogłoszonych gier, DLC i aktualizacji. Mocno zachęceni zostali także ci, którzy konsoli jeszcze nie mają. Dlatego ja już swoją zamówiłem. I nie mogę się doczekać.
4,5 roku mija od oficjalnej światowej premiery Nintendo Switcha. Całkiem sporo, powiecie, zważywszy na fakt, że podobny odstęp dzieliło wydanie wspomnianej konsoli od przyjścia na świat Wii U w listopadzie 2012. Mimo to o Nintendo „nowej generacji” można raczej w najbliższym czasie zapomnieć. Poza tym lada moment, bo 8 października, na rynek trafi OLED-owa, nieco większa i pojemniejsza (pod względem miejsca na dysku) wersja tegoż hybrydowego cacuszka. Stąd też coraz bardziej byłem skłonny do zakupu Switcha, a ostatecznie dałem ponieść się pokusie.
Switch po prostu mi się przyda. Wiem, że nie będzie stał zakurzony gdzieś na półce, chociażby dlatego, iż parę razy w tygodniu zdarza mi się skorzystać z krakowskich linii komunikacyjnych, a uwierzcie mi, że około godzinne podróże tramwajowe i autobusowe potrafią nużyć. Teraz ta monotonia zostanie przełamana przez dostęp do tego, co uwielbiam, czyli gier wideo (pozwólcie, że przemilczę istnienie „mobilek” – te w ogóle mnie nie kręcą).
I choć argument obcowania z cyfrowym medium w trakcie moich miejskich wojaży brzmi dość sensownie i sam w sobie przemawia na korzyść Nintendo, przez dłuższy czas zastanawiałem się, czy ja będę miał na nim w co grać. Bo wąsatego hydraulika niby kojarzę całkiem nieźle, ale nigdy wcześniej nie miałem z nim styczności poza kultowym Super Mario Bros., wszelkiego rodzaju jRPG wydają się mi zaś gatunkiem dość hermetycznym, a większość „indyków” dostępnych na Switchu znajdę także na innych platformach.
Zbawienna w tejże sytuacji okazała się dla mnie wrześniowa konferencja Nintendo Direct. Ta nie tylko była bogata w szereg najróżniejszych zapowiedzi, ale i uświadomiła mi jedną rzecz – gry Nintendo to po prostu inny świat. I to taki, w który z chęcią wkroczę. Przynajmniej na próbę.
Nagle bowiem zaczęła ekscytować mnie perspektywa kompetytywnego ostrzeliwania się farbą w Splatoon 3, spektakularnego cięcia hord przeciwników w nadchodzącej Bayonetcie czy nawet wędkowania i skrupulatnego dbania o domostwo w regularnie wspieranym (i to darmowymi aktualizacjami!) Animal Crossing: New Horizons. Nie wiem, czy moje nagłe zainteresowanie wiąże się z sposobem prezentacji owych tytułów przez Nintendo, czy też przez niezrozumiały pstryk w głowie (Piotr Zieliński byłby dumny), ale wychodzi na to, że czeka mnie coś więcej niż kilkudziesięciogodzinna przygoda z Zeldą.
Pisałem, że gry Nintendo to trochę inny gamingowy świat. Powiem więcej, wydaje mi się, że sam akt grania na konsoli przenośnej jest czymś w rodzaju codziennego rytuału, którego brakuje mi od wielu lat. Kiedyś bowiem świetnie bawiłem się, korzystając z PSP mojego brata, i całkowicie umknął mojej uwadze fakt, że było to w dużej mierze podyktowane samą wygodą używania miniaturowego sprzętu do gry. Nie ukrywam więc – mocno jaram się na samą myśl o nadrobieniu klasycznych Castlevanii na Switchu czy kolejnym kontakcie z moim ukochanym najwybitniejszym Disco Elysium.
I choć wiem, że słodzę tu aż zanadto i rozpływam się bez żadnych zahamowań, zapewniam, iż nie jest to żadna czcza reklama czy tekst sponsorowany. Bo Nintendo ma swoje problemy i grzechy, a spośród nich można przede wszystkim wspomnieć o nowym Switchu, który miał być Pro, a jest „zaledwie” OLED. Cały ten entuzjazm bierze się z mojej trudnej do okiełznania ciekawości i po prostu dobrego przeczucia. Bo jeżeli zapomnimy choć na chwilę, że poprzez impulsywne zakupy konsol (jak na przykład ten mój) wspieramy jedne z największych korporacji funkcjonujących na świecie, to pozostanie nam obraz naprawdę piękny, być może nieco idylliczny – pełen gier wideo, audiowizualnych doświadczeń i w przyszłości zapewne wielu miłych wspomnień.
ZAPISZ SIĘ DO NEWSLETTERA
Ten tekst powstał z myślą o naszym newsletterze. Jeśli Ci się spodobał i chcesz otrzymywać kolejne felietony przed wszystkimi, zapisz się do newslettera.