Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Opinie 30 grudnia 2021, 14:58

autor: Krzysiek Kalwasiński

Otwarte światy, zamknijcie się! Za dużo was

Gier z otwartym światem jest za dużo. Nieważne, czy to pozycje wyścigowe, akcji, RPG, strzelanki. W większości z nich mamy ogromną mapę pełną wątpliwej jakości aktywności. Im większe gry, tym lepsze? Nie, krótkie produkcje też są potrzebne!

Żeby nie było, nie jestem przeciwnikiem otwartości w grach. Niektóre gatunki wydają się wręcz stworzone z myślą o swobodzie. Jednak nawet jeśli o niej mowa, nie musi iść w parze z ogromną mapą do eksploracji. Przykładem niech będzie Prey z 2017 roku i wszelkie immersive simy, gdzie swoboda przejawia się w podejściu do zabawy. Mamy przecież kilka sposobów na dostanie się do danego pomieszczenia, wypełnienie misji czy zlikwidowanie każdego przeciwnika.

Ogromna mapa natomiast świetnie sprawdza się w takim Skyrimie, Grand Theft Auto czy Red Dead Redemption. Trudno wyobrazić sobie te tytuły w innej formie. Zwłaszcza że są tak dobrze skonstruowane. To światy, które nie interesują się graczem przesadnie – to raczej on samodzielnie musi znaleźć sobie zajęcie lub zareagować na jakieś wydarzenie. I nie jest to nic natrętnego.

Co do reszty tego typu dzieł – niestety, zdecydowanie odstają od wyżej wymienionych i są do siebie zbyt podobne. Obowiązkowo musi być więc ogromna mapa (Ubisoft chwalił się ostatnio, że pobił rekord za sprawą Far Crya 6), tona znaczników i powtarzające się aktywności, na które natykamy się niemal co krok. Czy to obóz bandytów w Horizon Zero Dawn, punkt widokowy w Assassin’s Creed 2 albo tabliczka z punktami doświadczenia w Forzy Horizon 5. Nie może też zabraknąć craftingu i porozrzucanych wszędzie surowców.

W tym wszystkim ważne są oczywiście elementy z gatunku RPG, czyli zadania poboczne i rozwój postaci. Taka struktura często powoduje, że w drodze do celu zahaczamy o kolejne „atrakcje”, co skutecznie wydłuża czas gry. Zwłaszcza jeśli świat pełen jest przeciwników, z którymi często decydujemy się walczyć. Nie trzeba oczywiście w ten sposób grać, ale ja wychodzę z założenia, że jeśli coś już w danej produkcji jest, to z tego korzystam. Zresztą zawsze z tyłu głowy mam tę myśl, że do czegoś się to wszystko przyda. I często efekt bywa taki, że moja postać staje się przesadnie silna, na czym traci poziom trudności. No ale to już mój problem, a ten tekst nie jest rozprawką o tym, co czyni otwarty świat świetnym lub wręcz przeciwnie.

Szukasz nowej liniowej gry? Oto kilka takich pozycji z 2021 roku:

  1. Marvel's Guardians of the Galaxy
  2. Death’s Door
  3. The Forgotten City
  4. Resident Evil Village
  5. Ratchet & Clank: Rift Apart
  6. Life is Strange: True Colors
  7. The Medium

W takim Red Dead Redemption 2 mogę spędzić nawet tysiąc godzin i wciąż będzie mi mało. Jeden z najlepszych otwartych światów w grach. Pusty, ale tylko pozornie.

W sporej liczbie gier z otwartym światem nie widziałbym nic złego, gdyby wśród największych hitów była jakaś sensowna alternatywa. Lubię wylądować na ogromnej mapie i w jednym tytule biegać (lub jeździć) za znacznikami, a w drugim samodzielnie sprawdzać, co kryje się za kolejnym pagórkiem. Nie chcę jednak przeważnie robić tylko tego.

Boli mnie, że gatunki i serie, które niegdyś funkcjonowały w korytarzowych lokacjach i oferowały krótkie historie, stały się nagle molochami, w których gracz musi utopić dziesiątki lub setki godzin. Zadziało się tak chociażby z moimi ulubionymi cyklami, które kochałem za to, czym są. Mam na myśli m.in. God of War, które z szybkiego i pełnego akcji slashera przeistoczyło się w powolne pseudo-RPG, w którym od pewnego momentu przyszło mi zwiedzać opustoszały świat i wykonywać zadania poboczne, pomagając... duchom. I tak oto uczyniono z tej gry zwykłego niewolnika trendów, który niewiele oferuje czegoś własnego. Podobnie jest z Tomb Raiderem, gdzie – zamiast zwiedzać (tytułowe!) grobowce w poszukiwaniu starożytnych artefaktów – uganiam się za gałązkami po lasach i poluję na zwierzęta. Podałem zaledwie dwa przykłady, a przecież jest jeszcze Metal Gear Solid 5 (jeden z najgorszych otwartych światów) czy zbliżający się Elden Ring. I wiele innych tytułów. Za dużo tego.

Wybieram korytarz. Sam sobie idź przez to puste pole

Tęsknię za krótkimi, intensywnymi, liniowymi akcyjniakami pokroju Maxa Payne’a, Vanquisha czy pierwszych odsłon Gears of War. Zawsze miałem tego rodzaju alternatywę, a teraz tego typu gry zdają się powoli odchodzić do lamusa. Oczywiście wciąż pojawiają się liniowe produkcje, chociażby seria Call of Duty, nowe Wolfensteiny, Doom wraz z Eternalem czy to, co dotychczas serwowało FromSoftware. Nie mogę też pominąć świetnego Life is Strange: True Colors oraz Obcego: Izolacji. Forza Horizon i Need for Speed mają wielkie mapy, ale są też Dirt Rally oraz Gran Turismo, w których taka struktura raczej nie miałaby sensu. Nie ma tego jednak zbyt dużo i jako fan przede wszystkim „liniówek” zaczynam odczuwać trudności ze znalezieniem gry dla siebie.

Wolałbym, żeby seria Need for Speed powróciła do korzeni i zamiast jeżdżenia za kolejnymi wyścigami po mapie dała możliwość wybrania ich z odpowiedniego menu. Przydałoby się też porzucić niepotrzebne elementy „RPG”.

Jasne, są remastery gier z poprzednich generacji sprzętu, wśród których znajdzie się więcej dobrego, podobnie jak na scenie indie. Ale i tak nie podoba mi się i martwi mnie trend otwierania światów. Dlaczego? Bo to rozwleka gry, często niepotrzebnie je wydłuża. Nie jest to oczywiście regułą, bo nawet stosunkowo liniowa pozycja może być zbyt długa, co potwierdzają chociażby dwie części The Last of Us. Znacznie chętniej usiadłbym do takiego Need for Speed, gdyby było skonstruowane podobnie do Drivecluba. Zwykłe menu z wyścigami, ulepszeniami i innymi zakładkami. Bez tego jeżdżenia za każdym wyścigiem. Tak jak kiedyś. Bo to, że dotarłem na kolejne zawody, zamiast po prostu wybrać je z menu, nie wnosi nic poza poczuciem straconego czasu. Powiedzmy jednak, że akceptuję to, czym jest cykl wyścigowy EA (już od Undergrounda 2). Martwi mnie natomiast, że kolejne serie pójdą w tym kierunku, co już poniekąd się dzieje.

Rozumiem chęć nabywania gier, które wystarczają na długi czas. Wydajemy ponad 300 zł, więc dobrze byłoby takiej pozycji poświęcić jednak trochę czasu. Ale ja, kupując kolejną odsłonę Devil May Cry, ze świadomością, że jest to gra na maksymalnie 10 godzin (przy pierwszym przejściu), wiem, że spędzę z nią nawet setkę godzin, chcąc sprostać coraz trudniejszym wyzwaniom.

Do dzisiaj w Maxie Paynie 3 nabiłem ponad 500 godzin, wielokrotnie zaliczając wątek główny i bawiąc się w multi. Bo to tak świetna gra, że ciągle chcę do niej wracać. Odpowiednio długa, wyważona, bez natrętnych aktywności, które mają mnie zatrzymać na dłużej. Tym, co zatrzyma gracza, powinno być dostarczenie jakości, jakiej on oczekuje – wielka mapa z milionem znaczników nie jest tego gwarancją. Zwłaszcza gdy wygląda to wszystko jak zrobione za pomocą jakiegoś generatora, który w dużej mierze działa losowo. Nie tędy droga. Liniowe gry z wielkim budżetem mają szansę zaistnieć zaawansowaną fizyką, dobrej jakości animacjami postaci, ciekawymi mechanikami, przywiązaniem do szczegółów i skondensowaną opowieścią. Niech tego typu doświadczenia nie przeminą.

O AUTORZE

Nie chcę zlikwidowania gier z otwartym światem czy odstawienia ich do lamusa, bo też je cenię. Chcę przede wszystkim różnorodności, której nie będę musiał szukać w dziwacznej niszy, szperając w stercie „indyków” i przy tym wszystkim pozostając przy grafice z ery 16-bitowej. Tęsknię za liniowymi, krótkimi produkcjami przygotowanymi z ogromnym rozmachem, które wysoką jakością zachęcały do ich ponownego przejścia (nawet na wyższym poziomie trudności). Tak jak Max Payne 3, Vanquish, Bayonetta czy jeszcze inny Doom.

TWOIM ZDANIEM

Ile godzin zazwyczaj spędzasz w grze z otwartym światem?

Do 20 godzin
2,1%
Od 20 do 40 godzin
7,8%
Od 40 do 80 godzin
22,7%
Ponad 80 godzin
67,3%
Zobacz inne ankiety
Najlepsze gry z otwartym światem - top 100 open worldów
Najlepsze gry z otwartym światem - top 100 open worldów

Gry typu open world i sandboxy od lat kuszą nas pięknymi widokami, mnogością aktywności do wykonania i obietnicami kilometrów niezwykłej przestrzeni do poznania. Wybraliśmy sto najlepszych gier z otwartym światem.

Open worldy, które nie przytłaczają. Dobre gry z małym otwartym światem
Open worldy, które nie przytłaczają. Dobre gry z małym otwartym światem

Open worldy to nic złego, ale potrafią przytłoczyć swoimi rozmiarami i nie tylko. Przygotowaliśmy listę otwartych gier, w których postawiono na jakość, a nie kilometry kwadratowe.

Elden Ring to jeden z najlepszych otwartych światów
Elden Ring to jeden z najlepszych otwartych światów

Trochę się bałem, że FromSoftware nie poradzi sobie zbytnio z wykreowaniem ciekawego, otwartego świata. Na szczęście mocno się pomyliłem. Elden Ring to coś więcej niż miszmasz wszystkiego, co ci deweloperzy dotychczas stworzyli.