Od zapowiedzi Wiedźmina 4 wolałbym więcej Cyberpunka
Jeden obrazek rozgrzał wyobraźnię graczy w nie najszczęśliwszym z momentów historii. Nadchodzi nowy Wiedźmin od CD Projekt Red. Cieszę się ze wszystkimi, ale trochę mniej. Chyba wolałbym, żeby „Redzi” pochylili się nad inną grą ze swojego portfolio.
Ze światem nie jest ostatnio najlepiej, nie oszukujmy się, dlatego warto szukać małych pozytywów, które może nie odwrócą uwagi od problemu, ale przynajmniej pomogą nie zwariować. I twórcy (albo marketing) z CD Projekt Red dostarczyli właśnie to. Jednym obrazkiem i małym wpisem potwierdzili, że kolejny Wiedźmin nadchodzi. Nie wiemy, o czym, o kim ani jak opowie, ale wystarczyło, by gamingowy zakątek Internetu eksplodował. Też się cieszę. Ale nie aż tak bardzo. Przyznam, że w którymś momencie zacząłem bardziej doceniać Cyberpunka 2077 i mimo że ów miał (wciąż ma) swoje problemy, to chciałbym usłyszeć zapowiedzi dodatków czy kontynuacji, jeszcze zanim wrócimy do świata Andrzeja Sapkowskiego.
Nie zrozumcie mnie źle. To świetna wiadomość, potrzebujemy takiego megahitu jak Wiedźmin – jednego, by wszystkich graczy zjednoczyć i w gamingowych piwnicach do komputera przykuć. Sam pewnie będę w którymś momencie katował czwartego Wiedźmina jak opętany. Przy „Cyberku” też zarzekałem się, że ta gra mnie nie obejdzie i w ogóle to mam lepsze rzeczy do roboty, ale no właśnie... zarzekałem się. Kupiłem od niechcenia, niemal ironicznie. Po tym jak stworzyłem „V-Nomada” i zacząłem grać, coś mi się w głowie przestawiło. Obudziłem się jakieś półtora-dwa tygodnie później, a na liczniku miałem coś ponad 80 godzin. I chyba właśnie kończyłem jedną z tych historii, które ruszyły mnie najmocniej.
Dlatego tak, cieszę się Wiedźminem 4 i Waszym szczęściem – ale prawdziwie bym się jarał, jakby „Redzi” pokazali mi dodatki do Cyberpunka . Tak, gra dalej wymaga załatania (choć już jest lepiej), ale chciałbym też poznać kontynuację historii V, Johnny'ego, Panam, Judy i reszty brygady z Night City (bo tak, jest tam ogromny potencjał, żeby kontynuować historię właśnie V lub Johnny'ego). I to z kilku powodów.
Świat, w którym Geralt żyje, jest całkiem fajny, ale nawet mimo tuningu dokonanego przez CDPR, to dalej przede wszystkim makieta, po której ma przebiec Biały Wilk, Ciri i paru innych bohaterów. To uniwersum potrzebuje zawodowca, i to bardzo konkretnego – Geralta. Nie jestem nawet pewien, czy taka na przykład Ciri udźwignie ten świat, czy nie będzie zbyt ważną, centralną postacią ze zbyt podniosłymi międzywymiarowymi motywacjami i celami.
CD Projekt musiałby upichcić od podstaw gościówę lub gościa, który nie ratuje świata, tylko pracuje sobie na boku, aż go coś nie zmusi do interwencji w większe sprawy. Z V się udało, ale V poruszał(a) się po Night City – kawałku uniwersum, które zostało od podstaw zaprojektowane przez Mike'a Pondsmitha jako funkcjonalny setting do rozgrywania różnych historii.
Mimo że współtworzyłem wiedźmińskie larpy z bardzo różnymi bohaterami przez ostatnie kilka lat, dalej mam obawy, czy taki zabieg jak z Cyberpunkiem 2077 (albo Mass Effectem czy Dragon Age’em 2) – wpuszczenia w połowie modyfikowalnego bohatera – uda się z „Wiedźminlandią” – z powodów podanych powyżej.
A osobiście po prostu bardziej chcę odkrywać kolejne opowieści z tego stalowo-betonowego molocha. Po otwartym Touissant, Skellige, Velen czy Novigradzie biegałem jak piesek za questami. W Night City faktycznie się zanurzyłem mimo problemów, jakie sprawiał REDengine. To neo-noirowe, brudne, cyberpunkowe miasto pełne społecznych kontrastów, rozbrzmiewające wystrzałami, ostrym „rejwem” i chrome rockiem wżarło mi się mocno w wyobraźnię. Uwielbiałem chwile wytchnienia na słońcu i mroczne, skąpane w deszczu momenty.
Rozważania, jakie towarzyszyły podróży V, mocno do mnie docierały, kilka momentów rozwalało błyskotliwością. Nawet jeśli część tej filozofii znamy skądinąd, wciąż ładnie splatała się z emocjami. Tych zaś odczuwałem od groma. Bardzo zżyłem się z bohaterami, których spotkałem, chciałem „maksować” każde możliwe zadanie i odczuwałem niedosyt interakcji z lubianymi postaciami (bo fajnie byłoby, gdyby np. nasi przyjaciele i partnerki/partnerzy towarzyszyli w niektórych misjach, w których teoretycznie nie mają żadnego interesu poza wspieraniem nas – jak choćby kibicowanie w walce bokserskiej – bo wiecie, „nudeski” od Panam nie załatwiają sprawy). A jednocześnie miałem satysfakcję z tych spotkań, które się zadziały, bo to jednak kawał świetnie wyreżyserowanych scenek był.
Chyba po prostu chciałbym dostać więcej tego samego, nową historię i dopieszczoną mechanicznie wersję tego, co przeżyłem, z większą liczbą możliwości fabularnych i gameplayowych do sprawdzenia. Dla mojej wyobraźni stanowi to smaczniejszą pożywkę niż kolejna wycieczka do świata, któremu zagraża Białe Zimno.
Zwłaszcza, że historia Geralta mogła zostać zakończona. Ładnie się z nami pożegnał w Krwi i winie. A szczerze? Tylko on sprawiłby, że naprawdę zajarałbym się nową grą. Tylko powrót Geralta (może po stu latach, jak w epilogu Sezonu burz) i wypuszczenie go na nową, niezależną od Ciri wielką przygodę wciągnęłoby mnie jako gracza do wagonika tego hype trainu. Zarówno Serca z kamienia, jak i finałowy dodatek do Wiedźmina 3 pokazały, że Biały Wilk doskonale radzi sobie bez szarpaniny z Przeznaczeniem, problemami Jaskółki i z elfami. Ten świat był dla niego, nie on dla świata.
A gościem stworzonym w kreatorze postaci wolę pobiegać po współczesnym mieście, założyć kurtkę czy noirowy płaszcz i wczuć się w miejsce oraz problemy bardziej korespondujące z tym, co znam. No dobra, marudzę, bo to pewnie będzie tak, że wjedzie pierwszy pełnokrwisty trailer „czwórki”, który rozłoży wszystkich na łopatki, i zacznę się jarać jak Wyzima pod koniec pierwszego Wiedźmina. Zwłaszcza, jeśli to jednak Geralt okaże się bohaterem. Nie stawiałbym na to, bo twórcy już dawno odgrażali się, że będzie o kimś innym.
Z drugiej strony nie byłaby to pierwsza zasłona dymna, którą wykorzystano w marketingu wielkiej produkcji (a jakby tak CDPR zastosowało patent rodem z Metal Gear Solid 2, tylko odwrotnie – najpierw gramy anonimowym wiedźminem, żeby Geralt potem po nim posprzątał?). Zwłaszcza teraz, kiedy „Redzi” mają parę punktów reputacji do odzyskania, przydałyby im się usługi zawodowca z Rivii. To bardziej niż ktokolwiek z zarządu twarz tej firmy, tożsama z jakością i wielką przygodą. Tak, gdyby się okazało, że wraca – rezerwuję miejsce w tym pociągu „podjaru”. Nie chciałbym tylko, żeby Cyberpunk przez to ucierpiał jeszcze bardziej (a pewnie tak się stanie). Bo Geralta podziwiam, uwielbiam i tęsknię za nim, ale do swojego V się naprawdę przywiązałem.
ZAPISZ SIĘ DO NEWSLETTERA
Ten tekst powstał z myślą o naszym newsletterze. Jeśli Ci się spodobał i chcesz otrzymywać kolejne felietony przed wszystkimi, zapisz się do newslettera.